Teorię Conwaya wspierał również całkowity brak przezroczystych elementów kon- strukcyjnych, a w szczególności iluminatorów, chociaż one akurat...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
czarna legenda dziejow polskiNiemiecki Instytut Historyczny - za KrzyżakamiZadbał o wybielenie Krzyżaków w Polsce również Niemiecki Instytut...
»
których zaspokojenie nauka społeczna ma ułatwić — będą nietylko „organiczne", lecz będą również wynikać ze społecznejistoty...
»
Wytworzenie si przywizania zaley od wraliwoci matki na potrzeby dziecka, ale rwnie od jego temperamentu (dzieci czciej reagujce strachem silniej reaguj...
»
rozmawiał?„Drugi” spostrzega bosmana, który również zjawił się na mostku:- Bosco, kto rozmawiał przez telefon podczas ma newrów?- Notre...
»
Podobnie jak próba opisania pojęcia sekty ma charakter teologiczny, tak również próba podziału sekt została dokonana opierając się na kryteriach...
»
terminu wierzyciel zoyby towar w magazynie ssiadujcym z magazynem du-nika, ktry w danych okolicznociach rwnie spon...
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
b gGetwa ze swych dbr dziedzicznych (Iclero) wwczas, gdy jeszcze haE i 7norski by w powijakach, a zyski z niego niewielkie: Rwnie podcawc ;;ny tvlko...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Fletcher przyznał, że to całkiem ciekawa hipoteza, lecz
wołał wierzyć, iż załoga statku nie jest całkiem ślepa, ale dysponuje jakimś innym rodzajem „wzroku”. Na przykład widzi w paśmie promieniowania elektromagnetycznego.
— Jeśli tak, to dlaczego posługują się czymś w rodzaju brajla? — spytał Conway,
jednak Fletcher nie odpowiedział, gdyż po bliższych oględzinach zauważył, że każ-
da z chropawych łat ma własny, niepowtarzalny niczym odcisk palca, skomplikowany
wzór.
Śluza przypominała poszycie statku. Ściany, podłogę i sufit wykonano z nagich me-
talowych płyt. Było tam dość miejsca, aby ludzie mogli stanąć wyprostowani, chociaż
dwie następne płytki zamków przy zewnętrznym i wewnętrznym włazie umieszczono
303
ledwie kilka cali nad podłogą. Można też było dostrzec kilkanaście wyraźnych, chyba świeżych rys, jakby całkiem niedawno przenoszono tędy coś ciężkiego o ostrych krawędziach.
— Ta forma życia może mieć całkiem nietypową fizjologię — powiedziała Murchi-
son. — Bardzo rosłe istoty z chwytnymi kończynami niemal na poziomie ziemi? A mo-
że statek został zbudowany dla jakiejś małej rasy, ale korzysta z niego, czasowo albo na stałe, jakiś większy gatunek? Jeśli to drugie, działania ratunkowe byłyby łatwiejsze, bo odpadłoby zapewne ryzyko ksenofobicznych reakcji, jak to bywa u ras wiedzących już,
że istnieją jeszcze inne gatunki inteligentne, które w razie czego mogą im przybyć na pomoc. . .
— Bardziej skłaniałbym się ku przypuszczeniu, że to luk towarowy, proszę pani —
powiedział kapitan przepraszającym tonem. — I jego rozmiary są dostosowane do wiel-
kich ładunków. Możemy iść dalej?
Murchison bez słowa pomajstrowała przy swoim reflektorze, poszerzając wiązkę
światła. Kapitan i Conway zrobili to samo.
304
Fletcher już wcześniej się upewnił, że w statku nie straci dwustronnej łączności z pozostałymi na zewnątrz Haslamem i Chenem oraz czekającym w centrali Rhabwara Doddsem. Starczyło przytknąć antenę skafandra do metalowej ściany, a cały statek
stawał się jedną wielką anteną. Kapitan przyklęknął i obrócił płytkę umieszczoną obok zewnętrznej pokrywy śluzy, która natychmiast się zamknęła, a następnie powtórzył operację przy wewnętrznym włazie.
Przez kilka sekund nic się nie działo, po czym usłyszeli syk wdzierającego się do
śluzy powietrza i poczuli, jak ciśnienie otaczającej atmosfery zaczyna napierać na ich skafandry. Gdy wewnętrzny właz otworzył się całkowicie, ukazując ciemny korytarz,
Murchison zaczęła pracowicie postukiwać palcami w kontrolki analizatora.
— Czym oddychają? — spytał Conway.
— Chwilę, sprawdzam raz jeszcze. — Nagle uniosła przesłonę hełmu i uśmiechnęła
się.- Czy to wystarczy za odpowiedź?
Conway też rozhermetyzował hełm. Przez chwilę lekko szumiało mu w uszach.
— Mamy więc do czynienia z ciepłokrwistymi tlenodysznymi przywykłymi do ci-
śnienia zbliżonego do ziemskiego — powiedział. — To ułatwi przygotowanie izolatki.
305
Fletcher zawahał się, ale po chwili też otworzył hełm.
— Najpierw musi ich znaleźć — rzucił.
Wyszli na korytarz o metalowych ścianach, na których nie było żadnych znaków
szczególnych oprócz licznych rys i wgłębień. Takie same ślady widoczne były również
na suficie. Przejście ciągnęło się około trzydziestu metrów w kierunku centrum statku.
Na końcu leżało coś przypominającego plątaninę prętów wyrastających z ciemniejszej,
metalowej masy. Murchison pobiegła tam, stukając magnesami.
— Ostrożnie, proszę pani! — zawołał kapitan. — Jeśli doktor ma rację, wszystkie
kontrolki, przełączniki, instrukcje i ostrzeżenia opatrzone są tutaj pismem dotykowym i na pewno wszystko wciąż jest pod napięciem, bo w przeciwnym razie śluza by nie
zadziałała. Skoro załoga żyła i pracowała w całkowitych ciemnościach, musimy rozpo-
znawać teren nie wzrokiem, ale dłońmi i stopami. I nie dotykać niczego, co przypomina ślady korozji.
— Będę uważać, kapitanie! — odkrzyknęła Murchison.
Fletcher spojrzał na Conwaya.
306
— Ten właz ma pod dolną krawędzią taką samą płytkę jak tamten w śluzie, ale obok jest jeszcze jedna. — Skierował światło lampy na ścianę i wskazał mniejszy krążek
znajdujący się kilka cali na prawo od pierwszego. — Zanim pójdziemy dalej, chciałbym
sprawdzić, co to jest.
— Dobrze, bo na razie wiemy tylko, że to nie jest włącznik światła — powiedział
z uśmiechem Conway.
Fletcher przyklęknął pod ścianą, a po chwili Murchison aż zatchnęła się ze zdumie-
nia, gdy korytarz zalało żółtawe światło. Jego źródło znajdowało się gdzieś na drugim końcu pomieszczenia.
— Bez komentarza — oznajmił kapitan.
Conway poczuł, że się rumieni, i mruknął coś, że oświetlenie zamontowano pewnie
dla wygody widzących gości.
— Jeśli to był jeden z gości, nie można powiedzieć, że miał tu wiele wygód —
powiedziała Murchison, która dotarła już do końca korytarza. — Spójrzcie tylko.
Korytarz skręcał na prawo, ale przejście blokowała ciężka kratownica, którą coś wy-
rwało z mocowań w ścianie. Za nią sterczały z sufitu i ścian dziesiątki powykręcanych 307
pod różnymi kątami prętów, jednak to nie one przyciągnęły uwagę ludzi, ale leżące w rumowisku ciała trzech obcych. Otaczały je wyschnięte ślady płynów ustrojowych.
Conway od razu spostrzegł, że trupy należą do dwóch różnych typów
fizjologicznych. Większy przypominał Tralthańczyka, był jednak mniej masywny i miał
grubsze nogi wyrastające spod półkolistego pancerza, który świecił się nieco na krawę-
dziach. Z otworów w górnej części kostnej kopuły wystawały cztery długie i raczej
cienkie macki zakończone płaskimi kościanymi płytkami w kształcie grotów o ząb-
kowanych krawędziach. Spomiędzy kończyn wyrastała głowa z olbrzymim otworem
gębowym, z którego wyzierał las zębów. Dwoje głęboko osadzonych oczu zajmowało
w niej naprawdę niewiele miejsca. Prawdziwa organiczna maszyna do zabijania, pomy-
ślał w pierwszej chwili Conway.
Przypomniało mu to, że wśród personelu Szpitala są przedstawiciele kilku gatun-
ków, które chociaż zyskały wielką inteligencję i wrażliwość, zachowały naturalne wy-

Powered by MyScript