w dół...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
To był doprawdy zupełnie niezwykły widok, gdy ten wielki, gruby mężczyzna o apoplektycznej twarzy wisiał głową na dół i próbował dostać się z sufitu na...
»
Nagle Teresa van Hagen zdjęła lewą rękę ze steru i wskazała w dół...
»
Kapitan skierował statek w dół rzeki, w stronę otwartego oceanu...
»
Biedna Kasia, już głos jej się łamie, ale nie płacze, wytrzymuje jakoś...
»
Kwasy fosforowe steczki – model...
»
Ale jeżeli się dowiedzieć możesz, dojść, dośledzić, kto je tu położył, jak się na stół mój do- 71 stały, a, będę ci bardzo wdzięczną...
»
A on spytal: ‼Co rozumiesz przez odautomatyzowanie?”A na tym wlasnie polega cala medytacja - odautomatyzowanie...
»
— Właśnie ujrzałam, że pewien alizoński baron nosi na łańcuchu, oznace swej rangi, mój dar zaręczynowy...
»
Urzędnik wypisał jej upoważnienie i wyszła swoim zuchwałym krokiem...
»
sive Psychiatry", 39 (6): 345-351...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Budynek za budynkiem, mila za milą. Marzenia i kłamstwa za każdymi drzwiami.
Kłamstwa były paliwem zasilającym to miasto. Każdy miał coś do ukrycia. Był otoczony
kłamcami, milionami kłamców. To była jego ochrona. Dlaczego mieliby szukać właśnie jego, skoro wszyscy mają sekrety?
Wyjął wiadomość, którą wydrukował ze swojego komputera. Ostrożnie rozłożył kartkę.
Przeczytał treść dwa razy To
było pytanie naukowe zaadresowane do jego wydziału. Proszono o informacje na temat
najnowszej literatury z dziedziny fizyki promieni rentgenowskich. Wiadomość przesłał
niejaki doktor Karim Molavi z Tohid Electric Company. Azadi słyszał o tej firmie. Należała do Pasdaranu. Skąd to pamiętał? Kim jest doktor Karim Molavi? Znów poczuł mdłości.
Wiedział, co musi teraz zrobić. Strach uczynił go sprytnym. Wziął ze sobą urządzenie
komunikacyjne, które Anglik dał mu na pierwszym spotkaniu. Wpisał wiadomość: nazwisko, adres mailowy, miejsce pracy. Nacisnął guzik i wiadomość zniknęła. Jakby nigdy nie istniała.
Podarł kopię e-maila i już miał ją wyrzucić, ale powstrzymał się. Nie, przecież znajdą kawałki. Zabierze skrawki papieru do domu, spali, a popiół spuści w sedesie. Żałował, że nie może uciec w ten sam sposób aż do Holandii albo Londynu, albo chociaż do Ad-Dauhy.
Teraz odejdzie. Bo jeśli on kogoś szukał, oznacza to, że ten ktoś szuka jego. Nie pójdzie na następne spotkanie z Anglikami w Katarze i nie będzie reagował na ich próby nawiązania kontaktu. I już nigdy nie spotka się z nimi poza granicami Iranu. Zniknie w anonimowości laboratorium teherańskiego uniwersytetu. Będzie chodził na piątkowe modlitwy i bił pokłony tak nisko, że zrobią mu się odciski na czole.
Ruszył w dół. Jego kroki były ciężkie. Bo czym innym jest patrzeć na miasto kłamstw ze wzgórz Darband, a czymś zupełnie innym schodzić w jego czeluść.
???
Tego wieczoru Azadi próbował się uspokoić, czytając jedną ze swoich ulubionych książek.
Była to powieść zatytułowana Mój wujaszek Napoleon, napisana w połowie lat
siedemdziesiątych, mniej więcej wtedy, kiedy się urodził. Opowiadała o drażliwym starcu, który był przekonany,
że Brytyjczycy kontrolują wszelkie aspekty życia w Iranie. Główny bohater nazwał się
„wujaszkiem Napoleonem", ponieważ całym sercem identyfikował się z nienawiścią, jaką francuski cesarz żywił do Brytyjczyków. Wprawdzie nie znał żadnych Brytyjczyków poza
apodyktyczną żoną pewnego hinduskiego biznesmena, ale to nie miało znaczenia. Jak
większość Irańczyków w tym okresie uważał, że Brytyjczycy i ich agenci są wszędzie. Kiedy pisano tę książkę, Amerykanie nie byli jeszcze Wielkim Szatanem. Byli źli, ale na sposób fan-tasmagoryczny. Przyjaciel wujaszka, Asadollah, zawsze pouczał znajomych, jakie to ważne
„pojechać do San Francisco" co było jego eufemistycznym określeniem na uprawianie seksu.
Jeśli nie możesz pojechać do San Francisco, mawiał, powinieneś przynajmniej odwiedzić Los Angeles.
Wujaszek Napoleon mówił rzeczy, w które ludzie wierzyli, ale byli zbyt ugrzecznieni, by wypowiadać je na głos. Brytyjczycy są źli. Są przyczyną wszelkiego zła, ich agenci są
wszechobecni. Każdy Irańczyk w to wierzył. Na podstawie książki nakręcono niezwykle
popularny serial telewizyjny. Ajatollahowie próbowali go zakazać - oprócz ukazania obsesji na punkcie Brytyjczyków był satyrą na irańskich mułłów - ale dali sobie spokój. To było jak próba zakazania śmiechu.
Azadi lubił czytać Wujaszka Napoleona, bo myliło to tropy. Dowodziło, że gardzi
Brytyjczykami i ich szpiegami, jak każdy inny Irańczyk. Czasami zabierał tę książkę do laboratorium i czytał ją podczas lunchu, śmiejąc się głośno z zabawnych fragmentów. Ale nie chodziło tylko o to. Ta powieść wzmacniała jego przekonanie, że Iranem naprawdę steruje ręka cudzoziemców - i że pomagając im, dokonał jedynego racjonalnego wyboru. Tego
wieczoru zasnął nad otwartą książką.
WASZYNGTON/LONDYN
Wiadomość od Winklera była krótka: „Być może mamy w Teheranie użyteczny trop. Gdybyś

Powered by MyScript