— Ta recepta… — powtórzyÅ‚. — Za bardzo skuteczna. — Jak to? — Niemal zupeÅ‚na utrata wagi. Wreszcie, nareszcie zrozumiaÅ‚em. — Na Jowisza! Pyecrafcie — rzekÅ‚em — panu potrzebne byÅ‚o lekarstwo na otyÅ‚ość. Ale pan zawsze nazywaÅ‚ to wagÄ…. Zawsze pan to nazywaÅ‚ wagÄ…. Nie wiadomo czemu sprawiaÅ‚o mi to jakÄ…Å› ogromnÄ… przyjemność. CaÅ‚kiem lubiÅ‚em Pyecrafta w tej chwili. — PomogÄ™ panu — powiedziaÅ‚em, wziÄ…Å‚em go za rÄ™kÄ™ i Å›ciÄ…gnÄ…Å‚em na dół. WierzgaÅ‚ nogami, usiÅ‚ujÄ…c utrzymać siÄ™ na podÅ‚odze. ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że niosÄ™ flagÄ™ podczas wichury. — Ten stół — rzekÅ‚ i pokazaÅ‚ palcem — jest z solidnego mahoniu i bardzo ciężki. Niech mnie pan pod niego wepchnie. ZrobiÅ‚em, jak chciaÅ‚. PodskakiwaÅ‚ pod blatem niczym wieziony balon, a ja staÅ‚em na dywanie obok kominka i prowadziÅ‚em z nim rozmowÄ™. ZapaliÅ‚em papierosa. — Niech mi pan opowie — zachÄ™caÅ‚em — jak siÄ™ to wÅ‚aÅ›ciwie staÅ‚o? — ZażyÅ‚em lekarstwo — odparÅ‚. — Jaki miaÅ‚o smak? — Ach, obrzydliwość! — No, wyobrażam sobie. Wszystkie te lekarstwa sÄ… takie. Czy braÅ‚o siÄ™ pod uwagÄ™ poszczególny skÅ‚adnik, czy caÅ‚ość leku albo też jego skutki, prawie wszystkie lekarstwa mojej prababki wydawaÅ‚y mi siÄ™ co najmniej nie zachÄ™cajÄ…ce… Co do mnie… — Najpierw wziÄ…Å‚em odrobinę… — I co? — A ponieważ po godzinie byÅ‚o mi jakoÅ› lepiej i poczuÅ‚em siÄ™ lżejszy, postanowiÅ‚em wiÄ™c zażyć caÅ‚y Å‚yk. — Mój drogi Pyecrafcie! — ByÅ‚em zbyt pewny siebie — wyjaÅ›niÅ‚. — A potem stawaÅ‚em siÄ™ coraz lżejszy i lżejszy… i coraz bardziej bezradny, jak pan widzi. — WpadÅ‚ nagle we wÅ›ciekÅ‚ość. — I cóż, u licha, mam począć? — pytaÅ‚. — Wiadome jest tylko to — odparÅ‚em — czego pan nie powinien robić. Jeżeli wyjdzie pan na dwór, bÄ™dzie siÄ™ pan wznosiÅ‚ coraz wyżej i wyżej — wykonaÅ‚em odpowiedni ruch rÄ™kÄ…. — Trzeba bÄ™dzie posÅ‚ać za panem Santos–Dumonta*, aby pana Å›ciÄ…gnąć na dół. — MyÅ›lÄ™, że to z czasem przejdzie? PotrzÄ…snÄ…Å‚em gÅ‚owÄ…. — Nie sÄ…dzÄ™, aby można byÅ‚o na to liczyć — odparÅ‚em. Wtedy po raz drugi wpadÅ‚ we wÅ›ciekÅ‚ość, kopaÅ‚ pobliskie krzesÅ‚a i waliÅ‚ w podÅ‚ogÄ™. Zachowanie siÄ™ jego byÅ‚o takie, jakiego można siÄ™ byÅ‚o spodziewać po korpulentnym, dogadzajÄ…cym sobie mężczyźnie, który znalazÅ‚ siÄ™ nagle w trudnej sytuacji — to znaczy okropnej! O mnie i mojej prababce wyrażaÅ‚ siÄ™ z najwyższym brakiem szacunku. — Wcale pana nie prosiÅ‚em o zażywanie tego leku — rzekÅ‚em. I wspaniaÅ‚omyÅ›lnie puszczajÄ…c pÅ‚azem obelgi, którymi mnie zasypywaÅ‚, zasiadÅ‚em w fotelu i poczÄ…Å‚em doÅ„ przemawiać rozsÄ…dnie, po przyjacielsku. WykazaÅ‚em mu, że wpadÅ‚ w tarapaty z wÅ‚asnej winy i że rezultaty tego noszÄ… na sobie piÄ™tno jakiejÅ› poetyckiej sprawiedliwoÅ›ci. JadÅ‚ za dużo. ZaprotestowaÅ‚ i przez chwilÄ™ dyskutowaliÅ›my na ten temat. StaÅ‚ siÄ™ krzykliwy i rozdrażniony, wiÄ™c poniechaÅ‚em tej lekcji. — A poza tym — rzekÅ‚em — zawiniÅ‚ pan, nie nazywajÄ…c rzeczy po imieniu. Nie mówiÅ‚ pan o nadmiernej tuszy, co byÅ‚oby sÅ‚uszne, choć maÅ‚o pochlebne, ale o nadmiernej wadze. Pan… PrzerwaÅ‚ mi, mówiÄ…c, że zgadza siÄ™ z tym wszystkim. Ale co ma teraz robić? OdpowiedziaÅ‚em, że powinien siÄ™ jakoÅ› przystosować do okolicznoÅ›ci. ZaczÄ™liÅ›my wiÄ™c rozsÄ…dniej traktować caÅ‚Ä… sprawÄ™. RzuciÅ‚em myÅ›l, że zapewne nie byÅ‚oby mu trudno nauczyć siÄ™ chodzić rÄ™kami po suficie… — Nie mogÄ™ spać — poskarżyÅ‚ siÄ™.
|