W związku z tym „Przyrodnicza Wyprawa Stulecia” stała się dla niego życiowym celem. — Ostatecznie mogę tyle wytrzymać, Mary — mówił. — Listopad to już wkrótce, nie? — Tak — odparła. — Mogę tyle wytrzymać. — Przed tobą całe lata, Roy — zapewniała Mary. — Aby tylko dotrwać do wycieczki — powiedział Roy. — Zobaczyć pingwiny na równiku. — I dodał: — Więcej mi nie trzeba. O ile Roy mylił się co do większości spraw, o tyle miał rację, jeśli chodzi o pingwiny, które naprawdę żyły na Galapagos. Były to chudziutkie istotki w kelnerskich uniformach. Musiały być takie. Gdyby obrosły tłuszczem tak, jak ich krewniacy z lodowych pól bieguna południowego, o pół świata stąd, upiekłyby się na amen wysiadując na lawie jaja i wychowując młode. Podobnie jak w przypadku bezlotnych kormoranów, ich przodkowie zrezygnowali ze splendoru awiacji na rzecz skuteczniejszego łapania ryb. A co do panującego przed milionem lat zakłamanego entuzjazmu dla odstępowania maszynom tylu ludzkich funkcji, ile się tylko da: Czyż ludzie nie udowadniali przez to raz jeszcze, że ich mózgi wcale nie są tak cholernie dobre? 9 Kiedy dogorywał Roy Hepburn i kiedy w ogóle dogorywało całe Ilium, a więc wówczas, gdy zarówno człowiek, jak i miasto zabijani byli przez złośliwe nowotwory niszczące zdrowie i szczęście ludzkości, wielki mózg Roya przekonał go, iż na pewno służył w marynarce na atolu Bikini w czasie amerykańskich prób z bombą atomową w 1946 roku. Atol Bikini, podobnie jak Guayaquil, leżał w strefie równikowej. Roy postanowił więc dochodzić milionowego odszkodowania od rządu, gdyż, jak twierdził, promieniowanie, które wchłonął, musiało spowodować najpierw bezpłodność, a obecnie raka mózgu. Roy służył, co prawda, w marynarce, ale poza tym jego proces przeciwko Stanom Zjednoczonym był bez sensu, jako że urodził się w 1932 roku i adwokaci rządu nie mieliby żadnych problemów, by to udowodnić. Znaczyłoby to, ni mniej, ni więcej, że w czasie swego rzekomego napromieniowania miał czternaście lat. Ów anachronizm nie przeszkadzał Royowi w snuciu plastycznych wspomnień o popełnionych na tak zwanych „niższych organizmach” okrucieństwach, do jakich zmuszał go własny rząd. Opowiadał, jak to, pracując bez niczyjej pomocy, wbijał najpierw na całym atolu słupki, a potem przywiązywał do nich rozmaite gatunki zwierząt. — Sądzę, że wybrano mnie do tej roboty — mówił — ponieważ zwierzęta zawsze mi ufały. To było akurat prawdą: zwierzęta zawsze ufały Royowi. Chociaż po ukończeniu gimnazjum nie zdobył żadnego formalnego wykształcenia, jeśli nie liczyć kursu zawodowego w GEFFCo, i chociaż Mary ukończyła Uniwersytet Stanu Indiana ze stopniem magistra zoologii, to jednak Roy był o wiele lepszy w rzeczywistym kontakcie ze zwierzętami niż jego żona. Potrafił przemawiać do ptaków w ich własnych językach, czego Mary nigdy nie była w stanie dokonać, jako że jej przodkowie z obu stron byli notorycznie nieczuli na świat dźwięków. Dla Roya nie było zaś tak niebezpiecznego psa lub innego bydlęcia, wliczając w to nawet wartowniczego psa z GEFFCo czy lochę z warchlakami, by nie potrafił w pięć minut zmienić ich w swoich przyjaciół. Jego łzy były więc zrozumiałe, kiedy wspominał zwierzęta poprzywiązywane do tych palików. Taki okrutny eksperyment istotnie przeprowadzono, ale na owcach, świniach, na bydle, na koniach, małpach, kaczkach, kurach i gęsiach, lecz nie na takim zoo, jakie opisywał Roy. Wedle jego słów, przywiązywał do słupków pawie, ibisy, goryle, krokodyle i albatrosy. W jego wielkim mózgu atol Bikini stał się dokładnym przeciwieństwem arki Noego. Po parce zwierząt z każdego gatunku zgromadzono tam po to, by zbombardować je atomem. Najbardziej zwariowanym detalem w opowieści Roya, któremu nie wydawał się on wcale obłąkany, było następujące wyznanie: „Donald też tam był”. Donald, zaledwie czteroletni pies myśliwski o złocistej sierści, w trakcie opowiadania Roya wałęsał się w sąsiedztwie, może nawet po trawniku Hepburnów.
|