- Wiem, panie dyrektorze - odpowiedział Rudolf...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
TPC /IC:\KATALOG PROGRAM /$A+/$B+i odpowiadaTPC -IC:\KATALOG PROGRAM -$A+ -$B+***; * Mo¾emy tak¾e przy wypisywaniu opcji u¾y¹ zapisu skróconego, kt* *t...
»
"PPP (point-to-point) support"Tutaj odpowiedz yes, bedziesz mol laczyc sie za pomoca PPP z providerem...
»
– Tak jest, kapitanie – odpowiedziaÅ‚ k’vaernijski dowódca...
»
Kiedy korzystasz z biblioteki open-uri, wystarczy, że wpiszesz instrukcję open() z adresem URL, a skrypt zwróci odpowiednią stronę WWW...
»
dawa³ mi ró¿ne pytania,na które mu do rzeczy odpowiada³em,wyj ¹wszy cudzoziemsk¹ wy-mowê,niektóre b³êdy i wyra¿enia ch³opskie,których siê w domu gospodarza mego...
»
Psychologia społeczna jest nauką empiryczną i dysponuje rozwiniętą grupą metod, które pomagają odpowiedzieć na pytania dotyczące zachowań społecznych,...
»
kiej trawy, farba, jeden lub wiê- cej kaczanów kukurydzy (odpowiadaj¹ce Matce Kukurydzy); skór-ki ró¿nych ptaków i czasami skalp...
»
passwd chatTa opcja okre¶la seriê ³añcuchów: wysy³ane dane-odpowied¼, przypominaj±c± uniksowy skrypt chat i u¿ywan± do wspó³pracy z programem zmieniaj±cym has³a w...
»
Rozmowa miała zosta nagrana w korytarzu, eby poziom hałasu i odgłosy z zewn trz odpowiadały miejscu, w którym 2J miał ich rzekomo podsłuchiwa...
»
— ByÅ‚em — odpowiedziaÅ‚em z wolna, bo naraz jak gdyby podÅ‚oga jęła odpÅ‚ywać mi spod stóp...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Tacy najmują ludzi wykształconych. - Zabrzmiało to niemal jak pogróżka; Calderwood nie skończył nawet szkoły średniej.
- Postaram się, aby wykształcenie nie przeszkodziło mi w zrobieniu fortuny - powiedział Rudolf.
Calderwood roześmiał się sucho, oszczędnie.
- A postarasz się, Rudi, postarasz. To pewne! - Wysunął szufladę biurka i wydobył z niej jubilerskie pudełko z nazwą firmy wypisaną na welwetowym wieczku. - Masz - podjął kładąc pudełko na biurku. - To coś dla ciebie...
Rudolf otworzył pudełko i zobaczył stalowy szwajcarski zegarek na rękę z paskiem z czarnego zamszu.
- Serdecznie dziękuję. Pan dyrektor bardzo dla mnie dobry - powiedział starając się, by głos jego nie zabrzmiał nutą zdziwienia.
- Rzetelnie na to zarobiłeś.
Calderwood poprawił wąski krawat we wnęce sztywnego, białego kołnierzyka. Był zakłopotany, bo szczodrość nie przychodziła mu łatwo.
- Włożyłeś w firmę dużo dobrej roboty - podjął. - Masz głowę na karku, Rudi. I prawdziwy zmysł handlowca.
- Bardzo dziękuję, panie dyrektorze.
To była prawdziwa mowa z okazji ukończenia studiów - nie waszyngtońska gadanina o wzrastającej krzywej potęgi militarnej i pomocy dla naszych mniej szczęśliwych braci.
- Mówiłem, że będę miał dla ciebie propozycje, które cię może zainteresują.
- SÅ‚ucham, panie dyrektorze.
Calderwood zawahał się, odchrząknął. Później wstał, podszedł do zdobiącego ścianę kalendarza, jak gdyby przed decydującym skokiem wolał jeszcze raz skontrolować własne dane. Ubrany był, jak zawsze, w czarny garnitur z kamizelką i czarne trzewiki. Lubił, jak się wyrażał, solidne opakowanie kostek.
- Rudi - rozpoczął - jak zapatrywałbyś się na stałą posadę w domu towarowym Calderwooda?
- To zależy - odpowiedział Rudolf.
Był przygotowany na taką właśnie propozycję i postanowił z góry, jakie warunki może przyjąć.
- Od czego zależy? - zapytał ostro szef.
- Od charakteru posady.
- Charakter taki jak dotąd. Tylko pracowałbyś więcej, robił po trosze wszystkiego. Chcesz mieć jakiś tytuł?
- To zależy od brzmienia tytułu.
- Zależy! Zależy! - prychnął gniewnie Calderwood, ale roześmiał się zaraz. - Kto wymyślił powiedzonko o młodzieży kąpanej w gorącej wodzie? Zastępca dyrektora. To tytuł wystarczająco dobry dla ciebie.
- Na początek - powiedział Rudolf.
- Chyba powinienem wyrzucić cię za drzwi. - Bladoniebieskie oczy Calderwooda zlodowaciały na moment.
- Nie chciałbym uchodzić za niewdzięcznika - podjął Rudolf - ale nie chciałbym również zabłądzić w ślepy zaułek. Mam inne propozycje i...
- Pewno chcesz pognać do Nowego Jorku jak tylu innych młodych głupców - przerwał mu Calderwood. - Przez pierwszy miesiąc wałęsałbyś się po mieście, chodził na rozmaite przyjęcia.
- Na tym mi nie zależy - powiedział Rudolf, bo czuł, że nie jest jeszcze przygotowany do Nowego Jorku. - Podoba mi się w Whitby.
- I słusznie! - podchwycił Calderwood zasiadając znowu za biurkiem z czymś przypominającym westchnienie ulgi. - Posłuchaj, Rudi. Starzeję się pomału i lekarz twierdzi, że należałoby zwolnić obroty. Przekazać komuś część odpowiedzialności, powiada, dużo wypoczywać, w ten sposób przedłużać życie. Taka, widzisz, zwyczajna doktorska paplanina reklamowa. Mam podobno wysoki poziom cholesterolu. Poziom cholesterolu! To nowy straszak, jakim posługują się lekarze. Ale cóż? Jest w tym trochę racji. Nie mam synów... - Objął spojrzeniem fotografię córek, ten swój potrójny zawód. - Wszystko sam tutaj robię od śmierci mojego ojca. Teraz ktoś musi mi pomóc. A widzisz, nie chcę żadnego mądrali po szkole handlowej, z takich, co to zaraz zmieniają wszystko, a po pierwszych dwu tygodniach pracy domagają się udziału w firmie. - Opuścił głowę, spod czarnych brwi spojrzał badawczo na Rudolfa. - Zaczniesz od stu dolarów na tydzień. Po roku zobaczymy, co będzie dalej. Czy to uczciwa propozycja?
- Jak najbardziej uczciwa - powiedział Rudolf.
Na początek spodziewał się siedemdziesięciu pięciu dolarów.
- Dostaniesz własny pokój - ciągnął Calderwood. - Urządzi się go w starej pakowni na piętrze. Na drzwiach będzie napis: Zastępca dyrektora. Ale podczas godzin pracy chciałbym cię widywać w ruchu: No co? Ręka?
Rudolf wyciągnął rękę i pomyślał, że siła uścisku Calderwooda nie świadczy chyba o wysokim poziomie cholesterolu.
- Pewno na razie chciałbyś mieć wakacje, prawda? - podjął szef. - To zrozumiałe. Ile ci potrzeba? Dwa tygodnie? Miesiąc?
- Będę tu jutro o dziewiątej rano - odparł Rudolf i wstał z krzesła.
Calderwood uśmiechnął się, aż błysnęły podejrzanej naturalności zęby.
- Mam nadzieję, że nie popełniłem błędu. Zobaczymy się jutro z rana.
Kiedy Rudolf wychodził z jego gabinetu, Calderwood odwracał list i dużą, kanciastą dłoń wyciągał po wieczne pióro.
Tym razem zastępca dyrektora szedł przez dom towarowy bez pośpiechu i nowym, szacującym okiem właściciela spoglądał na stoiska, sprzedawców i klientelę. U ujścia przystanął, aby zdjąć z ręki swój tani zegarek i założyć ten nowy.

Powered by MyScript