Patience widziała, że w bardzo naturalny sposób przejmuje dowodzenie nad ich grupą. Przez wszystkie dni i tygodnie podróży nigdy nie wymagał dla siebie szacunku, poza tym jednym porankiem spędzonym z nią, kiedy nikt inny nie mógł go widzieć. Obecnie zajął pozycję dowódcy, jakby mu się należała. Nie musiał rozkazywać ani podnosić głosu. Wysłuchiwał pytań, udzielał odpowiedzi i podejmował spokojnie decyzje, nie dopuszczając do dyskusji. Widziała w życiu wielu ludzi przywykłych do kierowania innymi, większość z nich zachowywała się wyzywająco, przez cały czas drżąc, że ktoś oskarży ich o bezradność. Will sprawował władzę jakby nieświadomy jej posiadania, a wszyscy inni słuchali go bez sprzeciwu, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że są mu posłuszni. Gdyby był moim mężem, czy także oczekiwałby, że go będę słuchać? Patience zadała sobie pytanie obserwując Willa i w tej samej chwili ogarnął ją wstyd. Will używał swego autorytetu tylko dla dobra całej grupy. Dlatego równie chętnie słuchał, jak i rozkazywał. Bez względu na to, kto wydawał polecenia, należało je wykonać, jeśli tylko były słuszne. Gdyby więc został jej mężem i nakazał zrobić coś dobrego, ona by okazała posłuszeństwo, podobnie jak on chętnie spełniłby jej słuszne życzenia. - Nie możesz oczu od niego oderwać - wyszeptał Angel. Nie widziała potrzeby tłumaczenia się Angelowi, ale odpowiedziała: - Nie jest takim milczącym niedołęgą, za jakiego go braliśmy. - Nie ufam mu - powiedział Angel. - To kłamca. Spojrzała kompletnie zaskoczona jego słowami. - Przecież widzisz, że jest szczery. Jak możesz mu nie wierzyć? - To, co mówisz, potwierdza jedynie - stwierdził Angel - że on jest bardzo dobrym kłamcą. Odsunęła się od nauczyciela kryjąc wzburzenie. Oczywiście Angel mógł mieć rację. Nie przyszło jej do głowy, chociaż powinno, że otwartość i uczciwość Willa mogą być taką samą maską, jak te, których ona używała. Czyż przez całe życie nie uczyła się mówić przekonująco? Może on również? A może Angel wyczuł, jak bardzo zbliżyła się do Willa? Czyżby był zazdrosny o wpływ tego człowieka na nią? Ale nie. Angel nigdy nie kierował się zazdrością. Wierzyła mu od najmłodszych lat. Jeśli on wątpił w Willa, jej całkowita ufność wobec tego mężczyzny mogła okazać się niebezpieczna dla niej. Ale nie potrafiła nie ufać Willowi. Tamtej nocy, w czasie ich rozmowy, po raz pierwszy w życiu poczuła, że poznaje prawdę o samej sobie. Nie potrafiła go teraz odepchnąć. Cokolwiek Angel o nim myślał, zdolności Willa trudno było kwestionować, gdy już ich dowiódł. A ona go kochała, tego była pewna... A jednak jakaś wątpliwość utkwiła w niej niby drzazga. Angel stał właśnie na pokładzie i rozmawiał z Willem, nie zwracając na Patience uwagi, ale jego słowa zasiały w niej ziarno niepewności. Jej zaufanie dla Willa nie było już tak całkowite. A do Angela zamiast wdzięczności, czuła urazę. Nikomu nie ufaj, tak uczył ją ojciec. Ona przy Willu zapomniała o przestrodze. Zachowała się głupio, jakby była fanatyczką religijną - Czuwającą - tak całkowicie mu zawierzyła. Czekać i patrzeć. To powinna robić. Czekać i patrzeć. Will sprzedał łódź prawie od razu i za dość niską cenę, w którą wliczony był też River. Pilot przeklinał Willa, że tak marnie go wycenił. Olbrzym pękał ze śmiechu. - Nie targowałem się, ale za to szybko znajdziesz się na rzece - powiedział. - Myślałem, że o to ci chodziło. River mlasnął tylko językiem i małpa wykonała rozkaz, odwracając słój tak, by River mógł patrzeć w dół rzeki i nie widział już swych poprzednich właścicieli. Natomiast Patience Will podał inny powód przyjęcia niewysokiej ceny. - Łatwiej nam będzie odejść, jeśli uznają, że nie dbamy o pieniądze. Wezmą nas za bogatych turystów, którzy przybyli do Spękanej Skały, żeby się zabawić. W Wolnym Mieście nie ma oficjalnego rządu ani spisanych praw. Ale póki wierzą, że przybyliśmy wydawać pieniądze, jesteśmy całkowicie bezpieczni. Możemy zostawić sakiewkę ze stalą na jezdni i kiedy wrócimy po tygodniu, nadal tam będzie leżała. - Ludzie są tu tak uczciwi? - zapytał Angel. - Kradzież jest zorganizowana. Wielcy złodzieje pilnują, by mali złodziejaszkowie nie uszczknęli nic z ich zarobku. Jeśli będziemy się trzymać dobrze oświetlonych głównych ulic, chodników i przejść, nic nam nie grozi. Rabusie czekają na nas w domach publicznych i jaskiniach hazardu. Stamtąd wychodzi się, mając w kieszeni tylko tyle, ile potrzeba na opłacenie łodzi do domu. - A co się stanie, jeśli odkryją, że jesteśmy tutaj jedynie przejazdem? - dociekała Patience. - Że nie zamierzamy tracić tutaj majątku, a po powrocie do domu opowiadać innym, jak cudownie się bawiliśmy? Will uśmiechnął się. - Może zostawimy za sobą parę ciał. Angel mówił mi, że jesteś w tym dobra. - Ani w jego słowach, ani w ich tonie nie słychać było echa ich poprzedniej rozmowy. A więc był kłamcą. Albo teraz ukrywał swą miłość do niej, albo wtedy założył fałszywą maskę. Tak czy siak, Angel miał rację - Will potrafił kłamać. Powiedzieli do widzenia Riverowi, który ich całkowicie zignorował. Potem opuścili przystań i wynajęli pokoje w oberży, usytuowanej na trzecim poziomie nad rzeką. Patience występowała w roli młodej dziedziczki, podróżującej ze swym dziadkiem. Will był ich ochroniarzem, Sken służącą. Reck i Ruin podawali się za kupców, wynajmujących się przy okazji jako przewodnicy. Najbardziej zaskoczył ich Ruin. Will uparł się, że nowe wcielenie geblinga wymaga odpowiedniego odzienia. Ruin pojawił się na pokładzie wykąpany, wyczesany i niezwykle starannie ubrany, z wyelegantowaną siostrą u boku. Patience uświadomiła sobie, że poprzednio odrzucali ubranie nie z ignorancji, lecz wyboru. Byli królewską parą i jeśli chcieli, umieli wyglądać dostojnie.
|