- Szkoda mi ciebie, Ŝe ty taki zmęczony - powiada
Wąskopyski, pcha rękę do kieszeni i wydobywa z niej płaską, ale długą całuskę chleba. - Ty
sobie poukładaj ten chleb w Ŝołądku. - Dziękuję, ty jesteś fajny chłop - trącam go po
przyjacielsku w ramię. - Co z tego, Ŝe ja fajny.
- Tak się mówi. Chyba rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć. - Tyś szukał Chaima na
plebanii? - pyta Wąskopyski.
- Byłem w sieni na progu i to wystarczyło, Ŝeby się dowiedzieć o wszystkim. - Idź ty ze
swoim gadaniem tam, gdzie się bez niego obejść nie mogą. Mów prosto. Ja bym chciał
wiedzieć, co się 16*
243
tam potem stało, czy rzeczywiście byli Ŝandarmi, jak mówiła Domińka. - Byli. Bańczycki
wisi na kołku w sieni.
- Ty Ŝartujesz!?
- Nie Ŝartuję. To ty, jak widać, nic nie wiesz. Wąskopyski przystanął. Był czarny, nie
ogolony. Nad jego cienkim nosem zadrgały trzy zmarszczki. - A co dalej? - pyta on mnie.
- Dalej nie wiem. Mało ci?
- Czekaj no - ciągnie Wąskopyski - mnie chodzi, czy ta dziewczyna mówiła prawdę. Ona
mówiła mi, Ŝe przed północą musieli uciekać, bo ktoś podchodził ze strzałami. Psy pierwsze
wbiegły na podwórze. Chaim z Szają chwycili siennik, ale ten Dudi upadł im na progu. Tam
jakieś graty zawadzały. Zostawili siennik. Któryś wziął tego chorego na plecy, ale który, to
ona nie wie. Chuny zaczął kuleć. "Czego?" - pytam. "Bo strzelali" - odpowiada. Najgęściej ich było w ogrodzie. Zdawało się, Ŝe nie ma wyjścia. Wrócili i skryli się w stajni, ale pies
zaczął szczekać. Tamci wbiegli od razu do plebanii. Tymczasem Chuny wywalił kilka dyli na
tył. Wyskoczyli na cmentarz i przysiedli. "Przysiedli i co dalej?" - pytam. To ona powiada, Ŝe Chaim kazał jej odejść. Ja nie wierzę, Ŝeby on jej to powiedział. - Tyś ją spotkał gdzie?
- JuŜ na drodze za Sapiskami. Mówi, Ŝe plebania obstawiona. "Gdzie idziesz, Domińka?" -
pytam ją. "Wszystko jedno, moŜe jaka robota się trafi. Co ja koło was będę robiła, zawszyłam się i tyle." "Zostań z nami. My niedługo będziemy mieli trochę dolarów, coś i ty wskórasz. A
tak to ty gdzie się podziejesz? Panów nie ma, a u Niemca chyba nie będziesz słuŜyła."
"Pewnie..." Została. Ona mnie lubi. Inna rzecz, Ŝe trzeba by tej dziewczynie jakieś buty. W
tych onuckach niemiłe Ŝycie i Ŝadna robota. - I gdzie ona jest teraz?
244
- Zostawiłem ją z Kierasińskim w przysiółku pod Pasiekami. Niech czekają na mnie do jutra.
A w razie czego punkt zborny pod Trójnogiem. - Później się dowiesz, czy Domińka mówiła
prawdę.
- Od jakiego momentu będzie to "później"? - dopominał się Wąskopyski. - Jak spotkamy
któregoś.
- A jak nie spotkamy? Ty myślisz, Ŝe jak my idziemy do tego Trójnoga, to oni tam na pewno
będą? Wiedziałem dobrze, Ŝe Wąskopyski mnie sonduje. KaŜdego poddawał takiej męczącej
próbie. Umiał teŜ dokuczyć najboleśniej. - Ja wierzę, Ŝe będą. Ty masz dobry niuch -
powiadam mu. - Jak tam dojdę, to się juŜ nie ruszę, taki jestem zmęczony. Wąskopyski
popatrzył mi w oczy głęboko, zaprzeczył ruchem głowy. Powiedziałem mu jeszcze: - My nie
wiemy, gdzie oni są, oni, gdzie my, i tak w kółko to teraz będzie szło. - Co jeszcze na plebanii widziałeś? - napierał Wąskopyski. - Byłem tylko na progu, w sieni.
- To szkoda.
- Co ty się chcesz dowiedzieć, Wąskopyski? Sam pewnie byłeś i wszystko widziałeś. - Nie. Ja
przez lornetę patrzyłem. Trochę śnieg zamazywał, ale widać było, Ŝe ludzie jacyś chodzą po
podwórzu, krzątają się koło czegoś. A potem tak z godzinę patrzyłem i nic, nikogo. Na drogę
nikt nie wyszedł. - Pewnie szukali Gaila.
- MoŜe być - powiada obojętnie i nagle głośno: - Aaa... tylko ta baba wyszła z podwórza. Ta,
która nakryła Lulę Heim. - Aha...
- Nie powinna iść w moją stronę.
245
- Czego?
- Nie spodziewała się baba, Ŝe ja będę jej śmiercią.
- Dlatego ty taki zdenerwowany...
- Widać po mnie? - pyta Wąskopyski.
- Pewnie. Paskudna rzecz. To szpicel baba...
|