Oto ważny szczegół, który jeśli nie potwierdza prawdy historycznej, to jest przynajmniej tej prawdy bliski. Kursor przekazał wprawdzie słowa wykrzykiwane przez tłum w formie niezbyt poprawnej – i tak utrwalono je w Aktach Piłata – ale można je przetłumaczyć jednoznacznie: właśnie jako „Zbaw ty, który jesteś na wysokościach! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie”. Piłat na pewno od razu zrozumiał, czego oczekuje od Jezusa szalejący tłum: wybawienia z rzymskiej niewoli. Na swoje jerozolimskie wystąpienie Jezus wybrał dzień niezwykle doniosły. Odnosi się niemal wrażenie, że świadomie chciał sprowokować Rzymian. Wybrał dzień, który wierzącym Żydom uświadamiał, do jakiej tradycji chce nawiązać. Było to Sukkot, Święto Szałasów. Jezus uważał się za drugiego Mojżesza, za drugiego oswobodziciela Izraela. Tak więc wkroczył do Jerozolimy w dniu święta obchodzonego na pamiątkę wielkiego czynu Mojżesza. Sam Mojżesz na polecenie Jahwe zarządził: „Będziecie mieszkać [synowie izraelscy] w szałasach przez siedem dni. Wszyscy krajowcy w Izraelu mieszkać będą w szałasach, aby wiedziały wasze przyszłe pokolenia, że w szałasach kazałem mieszkać synom izraelskim, gdy wyprowadziłem ich z ziemi egipskiej” (III Mojż. 23, 42-43). Najważniejszym symbolem święta Sukkot jest tak zwana sukka, szałas z liści, przedstawiająca prowizoryczne schronienie dzieci Izraela podczas ucieczki z egipskiej niewoli. W czasie święta Sukkot pobożni Żydzi – tak dziś, jak za czasów Jezusa – machają gałązkami palmowymi, radując się i śpiewając. Właśnie tak zachowywali się Żydzi, kiedy Jezus wkraczał do Jerozolimy. Jak nakazał Mojżesz, miasto było świątecznie przystrojone: „W pierwszym dniu [święta] weźmiecie sobie owocu ze szlachetnych drzew, gałązki palmowe, gałązki z drzew rozłożystych i z wierzby znad potoku i będziecie się weselić przed Panem, Bogiem waszym, przez siedem dni” (III Mojż. 23, 40). Jezus był pewien, że wzbudzi sensację. Wiedział przecież, że „wszyscy mężczyźni” w to święto pójdą wedle nakazu Mojżeszowego z pielgrzymką do Jerozolimy (II Mojż. 23, 17). Był również pewien, że wiedzieli, co znaczy jego wjazd do Jerozolimy w święto Sukkot: występował jako drugi Mojżesz, który powtórnie oswobodzi naród żydowski – w przypadku jego poprzednika, Mojżesza, chodziło o Egipcjan, teraz byli to Rzymianie, których panowanie należało zakończyć. Ale czy słusznie ocenił rozbudzone przez siebie oczekiwania? Kiedy Jezus i jego uczniowie zbliżali się do świątyni jerozolimskiej już było ją widać – Zbawiciel jeszcze raz objawia się jako rewolucjonista. A przynajmniej możemy zauważyć wyraźne świadectwa postaci pra-Jezusa. Uczniowie z zachwytem patrzą na imponującą budowlę, która wywiera na nich ogromne wrażenie (Mar. 13, 1-2; Mat. 24, 1-2; Łuk. 21, 5-6). Budowla ta wydaje im się wieczna. Jeden z uczniów – nie wymieniony z imienia – woła: „Nauczycielu, patrz, co za kamienie i co za budowle. Jezus mu odrzekł: Czy widzisz te wielkie budowle? Nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony” (Mar. 13, 1-2). Czy robi w ten sposób aluzję do „nowego królestwa”, które chce zbudować w Ziemi Świętej? A może ma wyraźną wizję przyszłości, która urzeczywistni się w 70 roku n.e., kiedy Rzymianie zburzą ostatecznie Świątynię Jerozolimską? Uczniowie Jezusa – Piotr, Jakub, Jan i Andrzej – chcą się dowiedzieć, kiedy nadejdzie owa dramatyczna chwila: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi i jaki będzie znak, gdy to wszystko będzie się spełniać? Wtedy Jezus zaczął do nich mówić: Baczcie, żeby was ktoś nie zwiódł. Wielu przyjdzie w imieniu moim, mówiąc: Jam jest, i wielu zwiodą. A gdy usłyszycie o wojnach oraz wieści wojenne, nie trwóżcie się; musi się to stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie bowiem naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu i będą miejscami trzęsienia ziemi, będzie głód” (Mar. I3, 4-8). Nie ma wątpliwości: Jezus oczekiwał „końca świata”, nowego imperium na ziemi – wielu zaś ludzi, którzy za nim podążyło, miało nadzieję, że przewrót jest bliski i że zapoczątkuje koniec panowania Rzymian, uważanego za haniebne. Był o tym również przekonany autor ewangelii nazwanej od imienia św. Mateusza. Twierdzi przecież, że znak gwałtownego upadku zapowiedziany przez samego Jezusa podczas jego wjazdu do Jerozolimy wywołał strach i przerażenie. Czytamy tam w dosłownym tłumaczeniu: „A gdy wjechał [Jezus] do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto od trzęsienia ziemi” (Mat. 21, 10). Tłumacze Biblii tymczasem odroczyli termin początku końca na świętego nigdy i wymazali wzmiankę o trzęsieniu ziemi w Jerozolimie: „A gdy wjechali do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto”. Jezus w Świątyni W 18 roku p.n.e. Herod I Wielki rozpoczął odbudowę Świątyni Jerozolimskiej. W czasach Jezusa prac budowlanych jeszcze nie zakończono. Mimo wszystko świątynia była budowlą imponującą i monumentalną. Wznosiła się na wzgórzu Moria we wschodniej części miasta i widać ją było już z daleka. Stała na trzech wznoszących się tarasach. Jej główna część, wyłożona lśniącym białym marmurem, znajdowała się na tarasie najwyższym. W środku tego sanktuarium był ołtarz do składania ofiar całopalnych. Tu przechowywano też złoty stół na chleby pokładne i świecznik siedmioramienny. Do przybytku, czyli części najświętszej, mógł wchodzić tylko arcykapłan pełniący służbę Bożą w Jom Kippur, czyli w Sądny Dzień, jesienne święto oczyszczenia. Na dziedziniec wokół sanktuarium centralnego, odgrodzony od pozostałych części świątyni wysokim murem, mogli wchodzić tylko kapłani. Z dziedzińcem tym graniczyło miejsce dostępne dla wszystkich wiernych. Dla kobiet zastrzeżony był hazarat naschim, dziedziniec kobiet. Szczególnie duży był
|