wzroku? Wygląda to na studia do jakiegoś teatru amatorskiego… może dano ci rolę nie- fortunnego adonisa? WŁADYSŁAW (do siebie, osłupiały) Nie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
139rozwizania umowy, niezachowanie formy pisemnej, niezachowanie terminu, w ktrym moe nastpi rozwizanie, jak i rozwizanie umowy bez zachowania wymaganego...
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
Jedynym roszczeniem przysugujcym pracownikowi pozbawionemu pracy wskutek odwoania ze stanowiska moe by roszczenie o odszkodowanie, jeeli odwoanie...
»
gatunku moe by zapacona jedynie cena cile okrelona (cenasztywna), cena ta wie strony bez wzgldu na to, jak cen wumowie ustaliy...
»
Protokół TCP zapewnia połączeniową transmisję danych pomiędzy dwoma lub więcej hostami, może obsługiwać wiele strumieni danych, umożliwia...
»
Pozycja Moje bieżące dokumenty może być przydatna, ponieważ udostępnia podmenu zawierające listę 15 ostatnio otwartych dokumentów...
»
Nikt nie moe ponosi ujemnych nastpstw z powodu przynalenoci do zwizku zawodowego, pozostawania poza nim albo wykonywania funkcji zwizkowej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
W latach pidziesitych byo ono gwn orientacj teoretyczn, obecnie stanowi442jedno z wielu podej, jakimi moe dysponowa terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


KOTWICZ (wchodząc głębią) No, co mi dacie za ten interes, bo to na czysto moje dzieło…
Wiecie już?… Potrafiłem go tak napompować przez drogę, że był do gotowego… Ojciec
będzie miał doskonały humor przy obiedzie, bo nadto jeszcze udało mu się tak rozczulić
starego Dzieńdzierzyńskiego, że… (spostrzegłszy wchodzące Szambelanicowę i Polę,
chrząka) Hm… hm… (do Władysława, biorąc go na bok) Dostał od niego weksel na spła-
cenie tego długu, ale że właśnie Strasz już go nabył…
WŁADYSŁAW Więc mu go odda na powrót, jako już niepotrzebny.
KOTWICZ (śmiejąc się) A to byłby wariatem!… Zostanie mu w kieszeni… taka gratka nie
zawsze się trafi.
WŁADYSŁAW (oburzony) Rozumowanie, którego by się nie powstydził pierwszy lepszy
kantorzysta.
KOTWICZ (jak wyżej, drwiąco) Filozof! (odchodzi od niego)
160
SZAMBELANICOWA (która usiadła na kanapie, do Kotwicza) Kuzynie, podobno przywio-
złeś z sobą kogoś z polowania?
KOTWICZ (z humorem) A tak… jestem w roli mentora wprowadzając w nasze kółko mło-
dzieńca surowego jeszcze, ale pełnego nadziei.
SZAMBELANICOWA Cieszyłabym się, gdyby nasz dom mógł zarobić sobie na miano
szkoły życia towarzyskiego… ale… nie wiem, jak to mój mąż przyjmie.
KOTWICZ Nie ma obawy… już się zaprzyjaźnili. (siada przy niej)
SZAMBELANICOWA (ciszej) Przyzwoity człowiek?
KOTWICZ Przynajmniej na początek przyzwoicie się znalazł, bo spłacił Żyda.
SZAMBELANICOWA Serio? (Kotwicz odpowiada jej cicho; głośno do Maurycego i Włady-
sława) Panowie młodzi, rozweselcie mi też Polunię, bo jakaś smutna dziś… (rozmawia po
cichu z Kotwiczem. Władysław usiadł na uboczu i śledzi spojrzeniem Gabrielę, która prze-
chadza się, unikając z afektacją jego wzroku)
POLA (do Maurycego, który się zbliża do niej) Misja uciążliwa, nieprawdaż?
MAURYCY Tym gorącej też pragnąłbym jej podołać.
POLA Do tego trzeba tylko dobrej i nieprzymuszonej woli.
MAURYCY Te zdziałałyby cuda, gdyby nie była zależną od okoliczności, od usposobienia
duszy.
POLA Pańskie usposobienie bywa jakieś… wyjątkowe.
MAURYCY Jest takie, jakim je wyrobiło położenie. Życie nie daje mi sposobności do śmie-
chu, dlatego na wszystko zapatruję się z strony poważnej… a tym trudno zabawić, wzbu-
dzić wesołość, jak tego pragnęłaby moja matka.
POLA W samej rzeczy… czasem chłód aż wieje od pana.
MAURYCY A panie w takich razach jesteście bez litości… Nic nie uwzględniacie wydając
sąd, nie dopuszczacie okoliczności łagodzących.
POLA Ja nie sądzę ani krytykuję, tylko przez współczucie dałabym panu lekarstwo na jego
usposobienie… przede wszystkim nie przymuszać się, gdy to zbyt wiele kosztuje. (idzie do
Gabrieli i bierze ją pod rękę)
MAURYCY (na stronie) Co ona przez to rozumie?
161
SCENA IX
POPRZEDZAJĄCY; SZAMBELANIC wchodzi głębią, prowadząc pod rękę STRASZA, za
nimi DZIEŃDZIERZYŃSKI z kwaśną miną.
SZAMBELANIC (prowadząc Strasza, do żony; Kotwicz wstaje) M a c h è r e, przedstawiam
ci naszego nowego sąsiada: pan Strasz herbu Strasz.
SZAMBELANICOWA Bardzo mi przyjemnie… słyszałam wiele o panu… (Strasz się kłania)
SZAMBELANIC (ciągle trzymając go) Myśliwy nietęgi, ale wstęp swój w koło obywatelskie
inaugurował czynem, który mu przynosi zaszczyt.
DZIEŃDZIERZYŃSKI (siadając obok Szambelanicowej) Padam do nóżek pani szambela-
nowej.
SZAMBELANICOWA A, witam pana.
DZIEŃDZIERZYŃSKI (całując ją w rękę) C o m m e n t l a t ê t e?
SZAMBELANICOWA (zbywa go gestem; do męża) Jakiż to czyn?
SZAMBELANIC (jak wyżej) Pan Strasz pojął swe posłannictwo w sposób pozwalający ży-
wić o nim najpiękniejsze nadzieje… Spostrzegłszy, że jestem w chwilowym kłopocie,
chociaż zaledwie przestąpił mój próg, bez najmniejszego namysłu… bo to jest… przyszedł
mi z pomocą dając dowód prawdziwie bezinteresownej sąsiedzkiej uczynności… Bezinte-
resownej, bo nabywając pretensje, zrzekł się prawa egzekucji.
DZIEŃDZIERZYŃSKI (wstawszy z kanapy, do ucha Szambelanicowi, przechodząc koło

Powered by MyScript