Zaklął głośno, bo właśnie przegrał dwie marki...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ciąg dalszy przykładu z interfejsem IContainerJak już wspominałem, przykładowy program wykorzystuje dwie niezależne implementacje interfejsu IContainer...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
A on spytal: „Co rozumiesz przez odautomatyzowanie?”A na tym wlasnie polega cala medytacja - odautomatyzowanie...
»
W obozowisku panowała całkowita cisza zalana poświatą księżyca, który, choć właśnie przemieniał się z kwadry w pełnię, świecił już nadzwyczaj jasno...
»
własności konsultant potrafi szybko obmyślić nowy sposób przedstawienia korzyści produktu trafiający do klienta, z którym właśnie rozmawia...
»
Dla nich bowiem typowe jest kreowanie popytu wtempie szybszym niż podaży, co wywołuje presję nawzrost cen, działającą od tej właśnie — tj...
»
— Właśnie ujrzałam, że pewien alizoński baron nosi na łańcuchu, oznace swej rangi, mój dar zaręczynowy...
»
Ludzie, którzy gwałcą podstawowe prawa humanitarne, często są przekonani, że złem jest właśnie przeciwstawianie się im...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Choć postano­wił zrobić małą pauzę dla złapania oddechu, ciągle jeszcze nie wypuszczał kart z ręki. - Powiedzcie no, Asch, ten Vierbein, to niemowlę, należy do waszego działonu, prawda?
- Tak jest, panie szefie! - Bombardier Asch spojrzał na Schulza z zaciekawieniem. Niezupełnie się orientował, jakie związki przyczynowe wywołało to pytanie. Był ciekaw, dlaczego ten Schulz przeszedł od kart do kanoniera Vierbeina.
- Maminsynek, co? Żałosny mleczak, co? A może już prze­czuwa, co to takiego miłość? - I z całym przekonaniem, opierając się na swych licznych doświadczeniach, szef dodał: - Załóżmy się, że ten smarkacz nie wie jeszcze, że istnieją dwie płci. Mam wrażenie, że wierzy jeszcze w bociana.
Ogniomistrz Werktreu rżał radośnie i wytrwale, jak by przed chwilą usłyszał świetny dowcip. Również bombardier wolał się śmiać. Szef bardzo się sobie w roli kawalarza podobał.
- Przypuśćmy - powiedział lubieżnie - że położyłem obok niego półnagą dziewczynę. Co też on z nią pocznie? Okryje ją!
- Nie wiem - powiedział ostrożnie bombardier – wydaje mi się, że jest zupełnie normalny. - Postanowił wziąć nieco w obronę kanoniera Vierbeina. Było mu go żal. To w, gruncie rzeczy biedny prosiak, przekonany, że pewnego dnia go zarżną. Bombardier Asch znał swoich przełożonych; wiedział, na co rea­gują, zdawał sobie sprawę, że imponuje im to, co nazywają męskością.
Powiedział więc ostrożnie: - Ten Vierbein nie jest z pewnością niezapisaną kartą. Cicha woda, ale głęboka. Ma niejedno za sobą. Robi to delikatnie, kobietom się to podoba.
Szef odłożył swoje karty wolnym ruchem. Z początku był tylko zdumiony, ale potem z tego, co przed chwilą usłyszał, zaczął wy­snuwać wnioski, które mu mocno zepsuły humor. - Kłamstwo, Asch - powiedział niepewnie i nie tak głośno jak zwykle. - Wyssałeś to sobie ze swojego brudnego palucha, ty świnio!
Bombardier jak by nie dosłyszał "brudnego palucha" ani "świni". Nie można go było obrazić, ponieważ postanowił sobie święcie, że się obrazić nie pozwoli. Odczuwał tylko potrzebę wy­ciągnięcia z błota tego biednego prosiaka, tego Vierbeina. Nie namyślając się długo, kłaniał dalej jak z nut i przywołał z pamięci różne pikantne anegdotki; wreszcie opowiedział następującą ordy­narną historyjkę koszarową: - To, na co kanonier Wagner, nasz czysty rasowo germańsko-aryjski bohater, potrzebował pełnych trzech tygodni, Vierbein załatwił w ciągu trzech godzin: zdobył damę szturmem. Naprawdę. Przyglądaliśmy się przez dziurkę od klucza, bo chodziło o zakład. - Ogniomistrz Werktreu kiwał z uznaniem głową. Ale szef Schulz zdradzał znamienny niepokój. Bombardiera zdziwiło piorunujące działanie tej historyjki, którą wymyślił od a do zet, ale nie zdążył rozsmakować się w tym zdziwieniu.
Szef podniósł się ze zdecydowaną miną i powiedział: - Muszę zajrzeć w pilnej sprawie do mego mieszkania.
 
Kanonier Vierbein nie był ani matołkiem, ani "biednym prosia­kiem"; był to normalny człowiek z przeciętnymi właściwo­ściami. Miał nawet trochę tego, co się nazywa chłopskim rozu­mem, również pod względem sił fizycznych dorastał do służby wojskowej. Kłopoty miał za to ze swoim usposobieniem.
Ojciec jego, człowiek prymitywny i dobroduszny, solidny urzęd­nik policyjny, przewidywał to. Syn jego Johannes Vierbein był inny niż wszyscy. Wprawdzie tylko troszeczkę, ale jednak nie- wątpliwie: czytał bowiem książki! Ojciec Vierbein nie pamiętał, żeby w rodzinie własnej albo swojej żony widział kiedykolwiek książkę, z wyjątkiem Biblii, śpiewnika lub kalendarza floty.
Poza tym syn jego Johannes był chłopcem wielce obiecującym: zawsze pilny, na ogół zdyscyplinowany. Pomagał matce przy pra­niu, nauczycielowi niemieckiego, którego kochał, zanosił do domu teczkę z zeszytami. Zawsze zachowywał się po rycersku wobec kobiet, bez względu na ich wiek. Bił się ze swymi kolegami szkolnymi, był słaby w rachunkach, przeciętny w nauce religii. Śpiewanie uważał za mękę, sport sprawiał mu niesłychaną przy­jemność, w nauce języka niemieckiego był zawsze najlepszy w klasie. Otoczenie jego niepokoiło tylko jedno: Johannes Vier­bein pozwalał sobie na luksus samodzielnego myślenia.
W wojsku zrozumiał w ciągu dwudziestu czterech godzin, że to, czego się dotychczas uczył, było "gównem". Teraz, mówiono mu, stanie się wreszcie "człowiekiem". Miał dosyć rozumu, by z tej prymitywnej teorii wychowawczej dla dorosłych istot ludz­kich ostrożnie pokpiwać, pozwalało mu na to jego mocne i zdro­we ciało. Ale wkrótce świadomie, na zdrowy rozum poddał się mechanicznie funkcjonującemu systemowi koszarowego ducha.

Powered by MyScript