Zwykle, kto ich się prosi, odwożą każdego, Więc i mnie tak odwieźli przez morze, śpiącego, Aż na brzegi itackie; podarek bogaty W miedzi, w złocie mi dali i prześliczne szaty. Wszystkom z rozkazu bogów przechował w jaskini, Tu zaś jestem na rozkaz Ateny bogini, By się z tobą naradzić, jak by znieść te wrogi. Powiedz mi, ilu ich tam? Czy poczet ich mnogi? Chcę wiedzieć, co za jedni i skąd te zuchwalce? Muszę się wprzód namyślić dobrze o tej walce, Czy sami, bez pomocy przyjaciół uderzem, Czyli też nam wypadnie związać się przymierzem?« Więc roztropny Telemach rzekł doń tymi słowy: »Ojcze! Wciąż o twej sławie słyszałem bojowéj, O ramieniu do kopii, o głowie do rady - Lecz czyś nie rzekł za wiele i nie bez przesady, Aby we dwóch się porwać na ten tłum siłaczy? 181 Gdyby ich tam dziesiątek, dwa nawet - cóż znaczy! Ale bo to gromada! Policz sam ich siły, Jakie z sąsiednich wysep na dom się zwaliły: Z Dulichionu pięedziesiąt302 i dwóch dziarskiej młodzi, I sześciu pacholików, co koło nich chodzi; Z Same dwudziestu czterech; z Zakintu leśnego Dwudziestu masz Achajów; dodajmy do tego Dwunastu Itakanów, wszystko kwiat młodzieży; Medon keryks i pieśniarz do nich też należy; Okrom nich dwaj krajczowie służą im przy stole. Gdybyśmy takiej kupie w zamku dali pole, Kto wie, czy miasto zemsty klęska nas nie czeka! Radziłbym przeto w pomoc przybrać więcej człeka; Pomyśl raczej, kto mógłby poprzeć nas ramieniem?« Odparł mu na to Odys, niezłomny cierpieniem: »Zważ na każde me słowo, niech darmo nie pada! Czyż mało, gdy nas wesprą Kronion i Pallada? Czy chcesz może lepszego szukać sprzymierzeńca?« Na to wyszła odpowiedź taka z ust młodzieńca: »Wielkie masz pomocniki, Ojcze mój, nie przeczę, Siedzące tam w obłokach, bo losy człowiecze I bożyszcz303 spoczywają w ich wszechmocnej dłoni!« Odysej znów mu na to: »Bądź pewien, że oni Nie zostawią nas samych w tej potrzebie krwawej, Kiedy na zamku naszym przyjdzie do rozprawy I bój będzie rozstrzygał między mną a nimi. Ty zaś pójdziesz z jutrzenki brzaskami pierwszymi Do miasta i zabawisz gachy pogawędką; Ja z pastuchem po tobie nadejdę tam prędko W postaci znędzniałego żebraka i dziada. A jeśli mię lżyć pocznie w zamku ta gromada, To znoś obrazę moją, choćby ci zuchwali Za nogi mię z własnego domu wywlekali Lub ciskali czym na mnie; znośże to statecznie. Jednak wprzód możesz słówkiem napomnieć ich grzecznie, Aby się hamowali; lecz wzgardzą przestrogą, Wiem o tym - bo dnia śmierci swojej ujść nie mogą. Jeszcze jedno: a niech to zostanie przy tobie. Gdy rajczyni304 Atene podda mi na dobie Myśl swą tajną, natychmiast skinę głową na cię... Co widząc, wraz oręże, jakie w izbie macie, Powynosisz i zamkniesz tam w górnym skarbczyku. Gachy, gdy się spostrzegą, wraz narobią krzyku. Ty im mów, żeś te bronie na miejsce osobne Z dymu wyniósł, bo już się stały niepodobne 302 z Dulichionu pięćdziesiąt - wszystkich zalotników było 108 i 10 osób służby; tylu przeciwników musieli pokonać Odys z Telemachem; 303 bożyszcz - bogów; 304 rajczyni - doradczyni; 182 Do tych, co po odjeździe Odysa zostały, Od kopcia ogniowego tak bardzo sczerniały. Mów, co większa, że Kronid szepnął ci do duszy, Że o zwadę nietrudno, gdy się łeb zaprószy, A do zwady dojść może i do krwi przelania. To by gody zepsuło, nie mniej jak starania O rękę Penelopy - wszak pociąg do męży Ma żelazo... Lecz dla nas zostaw z tych oręży Dwa miecze, dwa oszczepy, dwie tarcz z byczej skóry, By je chwycić, gdy przyjdzie napaść na nich z góry. Pewnie ich Zeus z Ateną oślepią na razie. Lecz ty jeszcze o jednym pamiętaj zakazie. Jeśliś syn mój, szlachetne masz w sercu zarzewie, To, że Odys powrócił, niech żywy nikt nie wie, Nawet Laertes, nawet zacny nasz pastucha; Niech to nie dojdzie nawet Penelopy ucha...« Na takich rozhoworach dzień dla nich ubiegał. Tymczasem do itackiej przystani zawinął Okręt, którym Telemach z Pylosu przypłynął. Druhowie, gdy w głębokiej przystani stanęli, Zaraz wyciągać nawę na suchy brzeg jęli. Służba wnet wypełniła, czym okręt ładowny. Do Klytia upominek zniesiono kosztowny. Już i keryks na zamek Odysów wysłany Z wieścią do Penelopy, o syna stroskanéj, Że już wrócił, lecz na wsi został, tylko łodzi Kazał płynąć do miasta. Wiadomość złagodzi Smutek jej i łzy otrze stęsknionej niebodze. Jego pastuch Eumajos spotkał był po drodze, I obydwaj wiadomość jedną jej przynieśli. A tak, kiedy w królewski zamek obaj weszli, Keryks wobec zebranych białogłów tak prawił: »Królowo! Twój syn wrócił, na wyspie się zjawił!« Po nim pastuch przystąpił i mówił z królową: Wszystko, co mu syn zlecił, oddał słowo w słowo, A gdy się ze wszystkiego, co przyniósł, pozwierzał, Wracając do trzód swoich, z wrót zamku wybieżał. Przeraziło to gachy; trwogi cień ponury Padł na nich - przed zamkowe zaraz wyszli mury, Posiadali i radzić zaczęli u bramy. Eurymach, syn Polyba, rzekł im: »Otóż mamy! Telemach odbył podróż, dokonał rzecz śmiałą; Nie sądziliśmy nigdy, by mu się udało. Dalej więc! Łódź najchyższą wyprawić na morze Z tęgimi wioślarzami! Niech pędzi, co może, I tamtych uwiadomi305, by wracali do dom«. Tak rzekł; wtem Amfinomos306 twarz zwrócił ku wodom Tam w zatoce, i nawę ujrzał w pełnym biegu, 305 tamtych uwiadomi - zalotników, którzy zastawili pułapkę na Telemacha; 306 Amfinomos - syn Nisosa z Dulichanu, sąsiedniej wyspy; 183 Z żaglem zwisłym, wiosłami pędzoną do brzegu. Śmiechem parsknął, i mówił do drużyny swojéj: »Nie trzeba już posyłać; okręt w porcie stoi. Bóg ich natchnął widocznie lub też sami oni Widząc żagiel nie mogli dopaść go w pogoni«. Zerwali się gachowie i poszli gromadnie Na brzeg, gdzie łódź na suszę307 wyciągnąwszy snadnie, Dali sługom wypróżnić ładowne jej boki. Stamtąd potem na rynek skierowali kroki I zrobiwszy tam koło, innych nie wpuścili Ani starych, ni młodych, by z nimi radzili. Antinoj, syn Eupejta, tak rzekł zgromadzonym:
|