Śluz, wodorosty i długie czarne włosy.
Han rozejrzał się po wąskiej jaskini. Rzeczywiście, wydawało się, że tafla wody
Blue szamotała się pod nim, ponieważ jej stopa utkwiła w szczelinie między ka-
styka się ze skalnymi ścianami. Nie zobaczył jednak ani śladu Glottalphibów. Widział
mieniami. Kobieta miała szeroko otwarte oczy, a w wydętych policzkach wciąż jeszcze
tylko wodorosty. Kwiaty lilii. I komary.
dużo powietrza. Nie poddawała się panice, a przynajmniej nic na to nie wskazywało.
- Musi być stąd jakieś wyjście - powiedział.
Zgięta we dwoje, wyciągnęła ręce i szarpała łodygi wodorostów, które owinęły się wo-
Zaczął płynąć przed siebie. Kiedy skręcił za róg jakiejś skały, stwierdził, że znaj-
kół kostki.
duje się w jeszcze większej jaskini. Na otaczającej staw kamiennej ławie siedziało sze-
Han wyciągnął z podeszwy niewielkie wibroostrze i zanurkował obok kobiety.
ściu Glottalphibów, a siódmy - Nandreeson - rozpierał się, do pasa zanurzony w wo-
Przepływając obok, dotknął ramienia Blue, by ją uspokoić. Przeciął pęk łodyg, po czym
dzie.
szarpnięciem uwolnił jej nogę ze szczeliny. Blue wypuściła z ust część powietrza. Bą-
Pośrodku stawu unosił się Lando, z wyraźnym trudem utrzymując głowę nad po-
ble uniosły się ku powierzchni, otaczając ją i Hana niczym rój srebrzystych owadów.
wierzchnią. Jego twarz była szara z wyczerpania, pod oczami czaiły się mroczne sińce,
Dopiero teraz przemytniczka wpadła w panikę. Odepchnęła się z całej siły od pleców
a każdy ospały ruch dowodził, że mężczyzna goni resztkami sił. Mimo to uśmiechnął
Hana, żeby szybciej wypłynąć na powierzchnię. Siła pchnięcia sprawiła, że ręka Hana
siÄ™ na widok przyjaciela.
wpadła w tę samą szczelinę, w której przedtem uwięzła noga kobiety. Solo poczuł żar,
- I to ma być ratunek, Hanie? - zapytał cicho.
od którego zjeżyły mu się włosy, ale szybko się zorientował, że może wyciągnąć rękę.
- Nigdy nie powinieneś krytykować ludzi, którzy robią ci przysługę - odparł Solo.
Wyszarpnął ją i przebierając nogami, zaczął płynąć ku powierzchni. Miał wrażenie, że
Zza zakrętu ukazał się Chewie, a za nim płynęła Wynni. Powietrze w jaskini wy-
za chwilę jego płuca eksplodują.
pełniło się zagłuszającym wszystkie inne wonie odorem mokrej sierści Wookiech.
Kiedy wynurzył głowę, łapczywie zaczerpnął haust powietrza. Przekonał się, że
- Witaj, Solo - odezwał się Nandreeson. - Teraz, kiedy mam Calrissiana, zamierza-
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
łem zrezygnować z chęci pochwycenia ciebie. Uważałem, że jeden z was mi wystarczy.
- Nie-e, skądże znowu. Gdybyś był władcą Ostoi, jakim cudem zebrałbym ekipę
Ale, skoro już tu jesteś...
ratunkowÄ…?
Machnął drobną ręką i wszystkich sześciu strażników smagnęło strugami ognia
- Jaką ekipę? - zapytał Zeen.
powierzchniÄ™ stawu.
Chwycił Hana za rękę. Solo odwrócił się i stwierdził, że widzi tuż przed oczyma
Han odruchowo zanurzył głowę, ale nie zamknął oczu. Spoglądał, jak płoną pły-
wylot lufy blastera przemytnika. Kid mierzył ze swojej broni w Chewiego, a Wynni
wające po powierzchni łodygi wodorostów. Zareagował tak szybko, że nawet nie zdą-
trzymała przygotowany do strzału miotacz w kształcie kuszy.
żył zaczerpnąć wystarczającej ilości powietrza. Wydawało mu się, że Chewie nie zanu-
- Wspaniała ekipa - burknął Lando. - Doskonała ekipa. Prawdę mówiąc, najlepsza,
rzył się całkowicie. Wymachiwał rękami i rozchlapywał wodę, usiłując ugasić płomie-
z jaką kiedykolwiek się spotkałem.
nie.
- Już mówiłem ci coś na temat tego sarkazmu - powtórzył Han. Popatrzył na Che-
Han wypłynął na powierzchnię.
wiego. Wookie wyglądał na zaskoczonego. Zapewne nie udawał.
- Jeżeli chciałbyś zacząć od początku - odezwał się Lando -powinieneś nas o tym
- Wiesz, co, Solo? - odezwał się Nandreeson. - Miałeś rację. Ta śmierć przez uto-
uprzedzić. Zgotowalibyśmy ci odpowiednie powitanie.
pienie naprawdę nie wydaje mi się czymś oryginalnym. A poza tym znudziło mi się ob-
- Daj sobie spokój z tym sarkazmem, chłopie - odparł Solo. - Na szczęście dowie-
serwować, jak człowiek powoli rozstaje się z życiem. Przyspieszmy to trochę, dobrze?
działem się, gdzie jesteś.
Han uniósł ręce.
- Ach, tak? - zapytał Lando. - Ciekaw jestem, na szczęście dla kogo?
- Posłuchaj, kolego, właściwie nie to miałem na myśli... Zanurkował pod po-
- Dla mnie, rzecz jasna - wtrącił się Nandreeson. - Dzięki temu mam teraz i od-
wierzchnię w tej samej chwili, kiedy zaczęła się strzelanina.
wiecznego wroga, i jego kompana. Zabicie ciebie, Solo, przypieczętuje moją zemstę.
Zabicie kochasia księżniczki...
- Męża - mruknął Han.
-.. .rozsławi moje imię po całej Ostoi.
- Co tu się właściwie dzieje? - zapytał Han, zwracając się do Calrissiana. - Czy on
zamierza grać w wodnego hokeja, a ty masz służyć jako krążek?
- Coś w tym rodzaju - odparł Lando. - Zamierza się przyglądać, jak tonę.
- To miłe z jego strony - zauważył Solo. - Może niezbyt dramatyczne, ale jakie
pomysłowe!
- Nie bardzo - stwierdził Lando. - Pamiętaj, że jest Glottalphibem. Ponieważ całe
życie spędza w wodzie, myśl o utopieniu mnie była pierwszą, jaka przyszła mu do gło-
wy.
- Wcale nie pierwszą - sprzeciwił się Nandreeson.
- Dodatkowy urok tego rozwiązania polega na tym, że nie można stąd uciec - cią-
gnÄ…Å‚ Calrissian.
- Nie istnieją takie miejsca, z których nie można by uciec -rzekł Han. - Obok Nan-
dreesona znajdujÄ… siÄ™ kamienne schody.
- Masz rację - zgodził się Lando. - Tylko nie mogę się do nich zbliżyć. Ilekroć
próbuję, zawsze powstrzymują mnie jego zionący ogniem ziomkowie.
- Dlatego, że nie pomyślałeś o wszystkich aspektach swojej sytuacji - odparł Solo.
- A ty pomyślałeś? - zapytał Nandreeson. Pochylił się, burząc powierzchnię wody.
- Jesteś tu dopiero od kilku chwil, Solo. Naprawdę uważasz, że rozszyfrowałeś moje
plany?
- Nie było czego rozszyfrowywać, Nandreesonie - odezwał się Han. - Jesteś chci-
|