Pierwszy zwrócił na to naszą uwagę majster Józef...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- po pierwsze: są one przedsiębiorstwami, które przejmują szereg czynności finansowych z jednostek gospodarczych i gospodarstw domowych;- po drugie: są...
»
W Warszawie, jako zastępcy Rządu Tymczasowego, zostali trzej ludzie: Stefan Bobrowski, Władysław Daniłowski i Witold Marczewski: pierwsi dwaj młodzi,...
»
Wtedy po raz pierwszy poczułam w życiu taką wielką, taką straszną samotność...
»
szernej gotowej już studni z lanej stali, która miała za kilkanaście godzin wystrzelić na księ- życ pierwszy pocisk z zamkniętymi w nim pięcioma...
»
badati i okaza³o siê, ¿e wœród studentów medycyny Uniwersytetuawskiego przed rozpoczêciem studiów pierwszy stosunekp**aii*y mia³o 86% badanych...
»
rus, po pierwsze, zalicza to, czy danyO treści znaczenia relacyjnego moŜemy siębodziec moŜe w jakikolwiek sposób wpły-przekonać, analizując...
»
Ryba szła pierwsza szerokim, męskim krokiem, prosta, jakby połknęła kij, i Maksymowi nagle zrobiło się jej żal...
»
, która pierwsza poda³a poprawn¹ odpowiedŸ, jej dru¿ynaije punkt, a gracz œwiêtuje swój sukces, który jest dlai nagrod¹...
»
- Załóżmy jednak, że mógÅ‚ on pozostawić przesyÅ‚ki u wspólnika, nim jeszcze udaÅ‚ siÄ™ do szpitala?- Jest to maÅ‚o prawdopodobne, gdyż do pierwsze­go...
»
Wielka ich ró¿norodnoæ, wszechstronnoœæ oddzia³ywania oraz ³atwoœæ organizowania wysuwa je-na pierwsze miejsce w pracy z ma³ymi dzieæmi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Wszedł w środku pasjonującej rozgrywki i usiadł za stołem. Gruby, czerwony, lśniący, przyglądał nam się wzrokiem pełnym życzliwego zaciekawienia. Patrzyliśmy na niego przez chwilę w milczeniu, potem spojrzeliśmy na siebie i Irek powiedział:
— Przy Józefie można, to porzÄ…dny czÅ‚owiek. Wal, dziesiÄ…tka treflowa do ciebie!
I otworzył szufladę.
Józefowi okrągła twarz nagle się wydłużyła.
— O mój Boże! — powiedziaÅ‚ ze zdumieniem i gÅ‚Ä™bokim żalem. — Ja myÅ›laÅ‚em, że oni siÄ™ caÅ‚ujÄ…, a oni w karty grają…!
Makao to było jeszcze nic, krew nam się rozpaliła na dobre dopiero przy pokerze. Graliśmy, posługując się zapałkami, i poprzegrywaliśmy do siebie wzajemnie astronomiczne sumy. Przy makao byliśmy jeszcze zdolni do tego, żeby po czyimś wejściu mówić:
— Cementu dziewięć tysiÄ™cy trzysta osiemdziesiÄ…t cztery kilogramy. ZapisaÅ‚eÅ›?
— Tak, teraz podaj mi drewno. Deski dwadzieÅ›cia pięć milimetrów.
Podawałam, mówiąc byle jaką liczbę, a Irek ją pieczołowicie zapisywał na czymkolwiek. Skutek to miało okropny. Kiedy autentycznie kończyliśmy rozliczenia materiałowe, zginęło nam sto trzydzieści cztery metry sześcienne wapna. Z magazynu wyszło, a nigdzie nie zostało zużyte. Trudno rąbnąć ukradkiem sześćdziesiąt wywrotek wapna, więc co się z nim mogło stać? Umęczyliśmy się jak dzikie osły, zanim wyszło na jaw, że te sto trzydzieści cztery metry Irek zapisał, grając w makao.
Przy pokerze nie byliśmy już zdolni do niczego i przekonanie o naszym romansie ugruntowało się powszechnie. Irek niepokoił się tylko trochę, czy nie dostanie od mojego męża po pysku, ale mój mąż był wtajemniczony w detale mojej pracy i nie żywił takich głupich zamiarów.
Nie skorzystawszy z naszej sensownej propozycji, przedsiębiorstwo wykosztowało się i dołożyło nam pomocnika. Ciągle jeszcze działo się to przed Maryśką. Pomocnik, inżynier imieniem Bohdan, przyjść do pracy przyszedł, ale zapału do pracy nie wykazywał. Nie przejawiał nawet najmniejszego nią zainteresowania. Irek usiłował wtrynić mu pawilon, Bohdan był uprzejmy, nie protestował, przyjmował wszelkie informacje, rozłożył nawet przed sobą rysunki i na tym się skończyło. Siedział nad tymi rysunkami, w zamyśleniu patrzył w okno i pukał ołówkiem w stół. Nie ma w tym żadnej przenośni ani żadnej przesady, godzinami obracał ołówek w palcach i pukał raz jednym końcem, raz drugim, nawet dość rytmicznie, całkowicie zadowalając się tym jednym zajęciem. Odrywał się od niego wyłącznie w celu przeprowadzania tajemniczych rozmów telefonicznych oraz wychodzenia na miasto, niewątpliwie dla załatwienia interesów.
Pawilon policzył Irek w ostatniej chwili i w szaleńczym pośpiechu, Bohdan go palcem nie tknął. Irka szlag trafił straszny.
— Powiedz mi — spytaÅ‚ ze zÅ‚oÅ›ciÄ… — z jakiej racji ja mam robić, a on nie, kiedy on ma o trzysta zÅ‚otych wiÄ™cej ode mnie? Ja mam tego dość! On nie robi, to i ja nie bÄ™dÄ™ robiÅ‚! Za idiotÄ™ mnie majÄ…, no to ja im pokażę idiotÄ™!
— On ma smykaÅ‚kÄ™ do interesów, a ty nie — wyjaÅ›niÅ‚am mu grzecznie.
Bardzo szybko wykryliśmy, że Bohdan zajmuje się po prostu geszeftami, a w pracy ma metę z telefonem i od razu wciągnęliśmy go do gry w kości, co było szalonym błędem. Kości należały do mnie, nie fałszowałam ich z całą pewnością, on zaś raz za razem wyrzucał po pięć szóstek, chichocząc przy tym szatańsko. Irek wpadł w furię i zapłonął do niego dziką nienawiścią. Przyczyna tego szaleńczego fartu wyszła na jaw po pewnym czasie, a odkrycia dokonała Bożenka.
Przyleciała w czasie nieobecności Bohdana i powiedziała:
— SÅ‚uchajcie no, kochane towarzystwo. Do tego waszego Bohdana przylazÅ‚ kumpel. WidzieliÅ›cie go?
Spojrzeliśmy na siebie i potrząsnęliśmy głowami.
— ZajrzaÅ‚ tu, ale nie zwróciÅ‚am uwagi — odparÅ‚am.
— A co? — spytaÅ‚ Irek. — JakiÅ› niezwykÅ‚y kumpel?
— ZwykÅ‚y, nie zwykÅ‚y, mnie on siÄ™ wydaje podejrzany. RzÄ™s ma taki, że o futryny zaczepia, i jak szedÅ‚, to siÄ™ tak przeginaÅ‚ w kibici.
Przeszła się po pokoju i zademonstrowała to przeginanie. Przyglądaliśmy się jej z zaciekawieniem.
— KiedyÅ› widziaÅ‚am jednego, który byÅ‚, za przeproszeniem, pederastÄ… — ciÄ…gnęła. — I wyobraźcie sobie, przeginaÅ‚ siÄ™ kropka w kropkÄ™ tak samo!
— Co ty powiesz? — zdziwiÅ‚am siÄ™. — MyÅ›lisz, że on tego?
— Nie tylko myÅ›lÄ™, ale nawet jestem pewna.
— Do diabÅ‚a! — wrzasnÄ…Å‚ nagle Irek. — To dlatego on ma taki fart do koÅ›ci! A ja siÄ™ z niego natrzÄ…saÅ‚em, że go żadna dziwka nie chce! Dużo go dziwki obchodzą…!

Powered by MyScript