— Straciłem pracę, mam złamaną rękę i miałem szczęście? — Mówię poważnie, człowieku — odparł Hernandez — przecież mogłeś zgi- 23 nąć. A w policji LA zabiliby cię za coś takiego. Państwo Schonbrunn okazali się bardzo mili, zważywszy na kłopoty i przykrości pani Schonbrunn. Twoja ręka ucierpiała, przykro mi z tego powodu. . . Hernandez wzruszył potężnymi ramionami. — W każdym razie nie jesteś zwolniony, człowieku. Po prostu nie możemy ci teraz pozwolić jeździć. Jeśli chcesz, żebyśmy przenieśli cię do pilnowania rezydencji, nie ma problemu. — Nie, dzięki. — Ochrona mienia? Chcesz pracować wieczorami w „Encino Fashion Mali”? — Nie. Hernandez zmrużył oczy. — Widziałeś kociaka, który tam pracuje? — Nie. Hernandez westchnął. — Człowieku, a co z tym całym gównem, w które wdepnąłeś w Nashville? — W Knoxville. Wydział wystąpił o trwałe zawieszenie. Wkroczenie bez na- kazu i odpowiedniego wsparcia. — A ta suka, która cię zaskarżyła? — Słyszałem, że ona i jej syn zostali przyłapani podczas próby obrobienia sklepu w Johnson City. . . Teraz z kolei Rydell wzruszył ramionami, tyle że zabolała go przy tym ręka. — Widzisz — rozpromienił się Hernandez — miałeś szczęście. Przejeżdżając Gunheadem przez zamkniętą i uzbrojoną bramę Schonbrunnów przy Benedict Canyon, Rydell doświadczył przelotnego wrażenia czegoś bar- dzo wzniosłego, bardzo czystego i klinicznie pustego, związanego z działaniem bez zastanowienia; uniesienie wywołane niesamowitym przypływem adrenaliny i utratą wszelkich kłopotliwych wątpliwości. A było to — jak przypominał sobie później zmagania z kierownicą, kiedy przelatywał przez japoński ogródek, patio, a potem uderzył w membranę zbrojonego szkła, która zniknęła jak senna mara — uczucie bardzo podobne do te-go, jakiego doznał wtedy, gdy wyjął broń i nacisnął spust, rozbryzgując wnętrze czaszki Kennetha Turveya po pozornie nieskończonej płaszczyźnie białego podkładu ściany, której nikt nie pofatygował się pomalować. Rydel pojechał do Cedars, odwiedzić Subletta. IntenSecure załatwiła prywat-ną izolatkę, żeby ochronić Subletta przed węszącymi wszędzie dziennikarzami. Teksańczyk siedział na łóżku, żując gumę i patrząc w mały, ciekłokrystaliczny ekran odtwarzacza kompaktowego, który położył sobie na piersi. 24 — Warlords of the 21st Century — powiedział, kiedy Rydell wcisnął się do środka. — James Wainwright, Annie McEnroe, Michael Beck. Rydell uśmiechnął się. — Kiedy go nakręcili? — W 1982. — Sublett ściszył odtwarzacz i popatrzył na gościa. — Oglądałem go już kilka razy. — Byłem w firmie i widziałem się z Hernandezem, człowieku. Mówi, że nie musisz się martwić o pracę. Sublett spojrzał na Rydella pustymi, srebrnymi oczami. — A co z twoją, Berry? Rydella zaswędziala ręka pod gipsem. Pochylił się i wyjął plastikową słomkę z białego kosza na śmieci stojącego obok łóżka. Wepchnął słomkę pod opatrunek i poruszał nią. — Przeszedłem do historii. Nie pozwolą mi jeździć. Sublett patrzył na słomkę. — Nie powinieneś dotykać niczego w tym szpitalu. — Niczym się od ciebie nie zarażę, Sublett. Jesteś jednym z najczyściejszych popaprańców na świecie. — I co będziesz robił, Berry? Przecież musisz z czegoś żyć, człowieku. Rydell wrzucił słomkę z powrotem do kosza. — No, jeszcze nie wiem. Jednak wiem, że nie zamierzam pilnować posiadłości ani żadnych sklepów. — A co z tymi hackerami, Berry? Myślisz, że złapią tych, którzy nas wrobili? — Nie. Jest ich zbyt wielu. Republika Żądzy istnieje już jakiś czas. Federalni mają listę około trzystu znanych „zwolenników”, ale nie dadzą rady zgarnąć wszystkich i ustalić, kto to zrobił. Chyba, że któryś z nich zakapuje innego, co dość często się zdarza. — Tylko dlaczego nam to zrobili? — Do diabła, Sublett, skąd ja mam wiedzieć? — Zwyczajne świństwo. — No pewnie, a Hernandez mówi, że LAPD uważa, że ktoś chciał przyłapać panią Schonbrunn bez majtek. Ani Sublett, ani Rydell nie widzieli pani Schonbrunn, bo — jak się okazało — siedziała w pokoju dziecinnym. Natomiast dzieci wcale tam nie było, ponie-waż wybrały się z ojcem polatać sobie nad trzema nowymi wulkanami w stanie Waszyngton. Żadna z informacji podanych przez Gunheada tamtej nocy, po opuszczeniu myjni samochodowej, nie była prawdziwa. Ktoś dobrał się do komputera pokładowego hotspura hussara i wprowadził do niego zbiór starannie opracowanych i całkowicie fałszywych danych, odcinając Rydella i Subletta od IntenSecure oraz 25 Gwiazdy Śmierci (która, oczywiście, nie wyłączyła się). Rydell podejrzewał, że kilku z tych miłych starych Mongołów w myjni mogło coś o tym wiedzieć. I może w tej krótkiej chwili niesamowitego olśnienia, kiedy pogięty przód Gunheada wciąż próbował wspiąć się na potrzaskane resztki dwóch skórzanych kanap, a on przypomniał sobie śmierć Kennetha Turveya, Rydell doszedł do wniosku, że ten szalony poryw, ta chęć działania, jest czymś, czemu nie zawsze można w pełni zaufać. — Człowieku — powiedział Sublett, jakby do siebie — przecież oni zabiją te dzieci. Z tymi słowami odpiął pasy i z glockiem w ręku wyskoczył z wozu, zanim Rydell zdążył cokolwiek zrobić. Dojeżdżając na miejsce, Rydell kazał mu wyłą- czyć syrenę i migacze, ale teraz wszyscy w tym domu wiedzieli już, że przybyli faceci z IntenSecure. — Wkraczam do akcji — usłyszał swój głos Rydell, przyczepiając kaburę z glockiem do munduru i łapiąc miazgacz, który ze względu na siłę rażenia był
|