— Mogę tylko powiedzieć, że i tak miałeś szczęście...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


— Straciłem pracę, mam złamaną rękę i miałem szczęście?
— Mówię poważnie, człowieku — odparł Hernandez — przecież mogłeś zgi-
23
nąć. A w policji LA zabiliby cię za coś takiego. Państwo Schonbrunn okazali się bardzo mili, zważywszy na kłopoty i przykrości pani Schonbrunn. Twoja ręka ucierpiała, przykro mi z tego powodu. . .
Hernandez wzruszył potężnymi ramionami.
— W każdym razie nie jesteś zwolniony, człowieku. Po prostu nie możemy ci
teraz pozwolić jeździć. Jeśli chcesz, żebyśmy przenieśli cię do pilnowania rezydencji, nie ma problemu.
— Nie, dzięki.
— Ochrona mienia? Chcesz pracować wieczorami w „Encino Fashion Mali”?
— Nie.
Hernandez zmrużył oczy.
— Widziałeś kociaka, który tam pracuje?
— Nie.
Hernandez westchnął.
— Człowieku, a co z tym całym gównem, w które wdepnąłeś w Nashville?
— W Knoxville. Wydział wystąpił o trwałe zawieszenie. Wkroczenie bez na-
kazu i odpowiedniego wsparcia.
— A ta suka, która cię zaskarżyła?
— Słyszałem, że ona i jej syn zostali przyłapani podczas próby obrobienia
sklepu w Johnson City. . .
Teraz z kolei Rydell wzruszył ramionami, tyle że zabolała go przy tym ręka.
— Widzisz — rozpromienił się Hernandez — miałeś szczęście.
Przejeżdżając Gunheadem przez zamkniętą i uzbrojoną bramę Schonbrunnów
przy Benedict Canyon, Rydell doświadczył przelotnego wrażenia czegoś bar-
dzo wzniosłego, bardzo czystego i klinicznie pustego, związanego z działaniem bez zastanowienia; uniesienie wywołane niesamowitym przypływem adrenaliny
i utratą wszelkich kłopotliwych wątpliwości.
A było to — jak przypominał sobie później zmagania z kierownicą, kiedy
przelatywał przez japoński ogródek, patio, a potem uderzył w membranę zbrojonego szkła, która zniknęła jak senna mara — uczucie bardzo podobne do te-go, jakiego doznał wtedy, gdy wyjął broń i nacisnął spust, rozbryzgując wnętrze czaszki Kennetha Turveya po pozornie nieskończonej płaszczyźnie białego podkładu ściany, której nikt nie pofatygował się pomalować.
Rydel pojechał do Cedars, odwiedzić Subletta. IntenSecure załatwiła prywat-ną izolatkę, żeby ochronić Subletta przed węszącymi wszędzie dziennikarzami.
Teksańczyk siedział na łóżku, żując gumę i patrząc w mały, ciekłokrystaliczny ekran odtwarzacza kompaktowego, który położył sobie na piersi.
24
— Warlords of the 21st Century — powiedział, kiedy Rydell wcisnął się do środka. — James Wainwright, Annie McEnroe, Michael Beck.
Rydell uśmiechnął się.
— Kiedy go nakręcili?
— W 1982. — Sublett ściszył odtwarzacz i popatrzył na gościa. — Oglądałem
go już kilka razy.
— Byłem w firmie i widziałem się z Hernandezem, człowieku. Mówi, że nie
musisz się martwić o pracę.
Sublett spojrzał na Rydella pustymi, srebrnymi oczami.
— A co z twoją, Berry?
Rydella zaswędziala ręka pod gipsem. Pochylił się i wyjął plastikową słomkę z białego kosza na śmieci stojącego obok łóżka. Wepchnął słomkę pod opatrunek i poruszał nią.
— Przeszedłem do historii. Nie pozwolą mi jeździć.
Sublett patrzył na słomkę.
— Nie powinieneś dotykać niczego w tym szpitalu.
— Niczym się od ciebie nie zarażę, Sublett. Jesteś jednym z najczyściejszych popaprańców na świecie.
— I co będziesz robił, Berry? Przecież musisz z czegoś żyć, człowieku.
Rydell wrzucił słomkę z powrotem do kosza.
— No, jeszcze nie wiem. Jednak wiem, że nie zamierzam pilnować posiadłości ani żadnych sklepów.
— A co z tymi hackerami, Berry? Myślisz, że złapią tych, którzy nas wrobili?
— Nie. Jest ich zbyt wielu. Republika Żądzy istnieje już jakiś czas. Federalni mają listę około trzystu znanych „zwolenników”, ale nie dadzą rady zgarnąć wszystkich i ustalić, kto to zrobił. Chyba, że któryś z nich zakapuje innego, co dość często się zdarza.
— Tylko dlaczego nam to zrobili?
— Do diabła, Sublett, skąd ja mam wiedzieć?
— Zwyczajne świństwo.
— No pewnie, a Hernandez mówi, że LAPD uważa, że ktoś chciał przyłapać
panią Schonbrunn bez majtek.
Ani Sublett, ani Rydell nie widzieli pani Schonbrunn, bo — jak się okazało
— siedziała w pokoju dziecinnym. Natomiast dzieci wcale tam nie było, ponie-waż wybrały się z ojcem polatać sobie nad trzema nowymi wulkanami w stanie Waszyngton.
Żadna z informacji podanych przez Gunheada tamtej nocy, po opuszczeniu
myjni samochodowej, nie była prawdziwa. Ktoś dobrał się do komputera pokładowego hotspura hussara i wprowadził do niego zbiór starannie opracowanych i całkowicie fałszywych danych, odcinając Rydella i Subletta od IntenSecure oraz 25
Gwiazdy Śmierci (która, oczywiście, nie wyłączyła się). Rydell podejrzewał, że kilku z tych miłych starych Mongołów w myjni mogło coś o tym wiedzieć.
I może w tej krótkiej chwili niesamowitego olśnienia, kiedy pogięty przód
Gunheada wciąż próbował wspiąć się na potrzaskane resztki dwóch skórzanych kanap, a on przypomniał sobie śmierć Kennetha Turveya, Rydell doszedł do wniosku, że ten szalony poryw, ta chęć działania, jest czymś, czemu nie zawsze można w pełni zaufać.
— Człowieku — powiedział Sublett, jakby do siebie — przecież oni zabiją te dzieci.
Z tymi słowami odpiął pasy i z glockiem w ręku wyskoczył z wozu, zanim
Rydell zdążył cokolwiek zrobić. Dojeżdżając na miejsce, Rydell kazał mu wyłą-
czyć syrenę i migacze, ale teraz wszyscy w tym domu wiedzieli już, że przybyli faceci z IntenSecure.
— Wkraczam do akcji — usłyszał swój głos Rydell, przyczepiając kaburę
z glockiem do munduru i łapiąc miazgacz, który ze względu na siłę rażenia był

Powered by MyScript