— A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...
»
– Zajm? si? tym – powiedzia? Orlan...
»
 Programowanie społeczne Niedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedział mi, że około 500 studentów rocznie...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
- Jeśli to są Drogi, Rand - wolno powiedział Loial - to czy każdy błędnie postawiony krok również tutaj mo­że nas zabić? Czy są tu rzeczy, jak dotąd...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Powiem pierwszemu odpo-
wiedzialnemu człowiekowi, jakiego zobaczę. Wszyscy wiedzą, że
 
to wariat.
 
— A ja go zawsze miałem za wielką figurę — rzeki Gomez. —
Za chwałę Francji.
 
— Może sobie być chwałą i czym chcecie — powiedział kapral
kładąc rękę na ramieniu Andresa. — Ale jest zwariowany jak
pluskwa. Ma manię rozstrzeliwania ludzi.
 
— Naprawdę?
 
— Como lo oyes* — odparł kapral. — Ten stary zabija więcej
ludzi niż dżuma. Mata mas que la peste bubonica. Ale nie zabija
faszystów tak jak my. Que va. Skąd! Mata bichos raros. Zabija
samych specjalnych. Trockistów. Odszczepieńców. Wszelakie
rzadkie bestie.
 
Andres nic z tego nie rozumiał.
 
— Kiedyśmy byli w Escorialu, rozstrzelało się nie wiem ilu
z jego rozkazu — mówił kapral. — Zawsze to z nas formują pluton
egzekucyjny. Ludzie z Brygad nie chcą rozstrzeliwać swoich.
Szczególnie Francuzi. Za każdym razem robimy to my, żeby
uniknąć trudności. Rozstrzeliwaliśmy Francuzów. Rozstrzeliwa-
liśmy Belgów. I innych różnej narodowości. Wszelkiego rodzaju.
Tiene mania de fusilar gente5. Zawsze za coś politycznego. To
wariat. Purifica mas que el salvarsdn. Wyczyszcza lepiej niż
salvarsan6.
 
— Ale powiecie komuś o tym meldunku?
 
— Tak, człowieku. Na pewno. Znam wszystkich z tych dwóch
brygad. Każdy tędy przejeżdża. Znam nawet wszystkich Rosjan,
chociaż mało ich mówi po hiszpańsku. Nie damy temu wariatowi
rozstrzeliwać Hiszpanów.
 
— Ale ten meldunek...
 
4 (hiszp.) — Tak jak słyszysz.
 
5 (hiszp.) — Cierpi na manię zabijania ludzi.
 
6 salvarsan — preparat arsenowy stosowany dawniej w leczeniu
chorób powodowanych przez krętki, m. in. kiły.
 
513
 
KOMU BIJE DZWON
 
— O meldunku też powiem. Nie martwcie się, towarzyszu.
Wiemy, jak dać sobie radę z tym wariatem. On jest niebezpieczny
tylko dla swoich ludzi. Teraz już go znamy.
 
— Wprowadzić więźniów! — rozległ się glos Andre Mas-
sarda.
 
— Quereis echar un wago? — zapytał kapral. — Chcecie sobie
coś łyknąć?
 
— Czemu nie?
 
Kapral wyjął z kredensu butelkę anyżówki i Gomez z Andre-
sem napili się trochę. Kapral też. Otarł ręką usta.
 
— Vdmonos — powiedział.
 
Wyszli z wartowni czując, jak paląca anyżówka rozgrzewa im
usta, żołądki i serca, i minąwszy sień weszli do pokoju, gdzie za
długim stołem, nad rozłożoną mapą siedział Massard trzyma-
jąc w ręku niebiesko-czerwony ołówek, którym zabawiał się
w generała. Dla Andresa był to tylko jeszcze jeden epizod. Dużo
ich już było tego wieczora. Jak zawsze. Ale jeżeli miało się papiery
w porządku i czyste sumienie, nic człowiekowi nie groziło.
W końcu zawsze puszczali i szło się dalej. Tylko że Ingles kazał się
spieszyć. Andres wiedział już, że w żadnym razie nie zdąży na
most, ale miał doręczyć meldunek, a ten stary, który siedział za
stołem, schował go do kieszeni.
 
— Stańcie tam — powiedział Massard nie podnosząc wzro-
ku.
 
— Słuchajcie, towarzyszu Massard — wybuchnął Gomez,
którego gniew zaostrzyła jeszcze anyżówka. — Już raz dzisiej-
szego wieczora zatrzymała nas ciemnota anarchistów. Potem
wałkoństwo biurokratycznego faszysty. A teraz znów nadpo-
dejrzliwość komunisty.
 
— Zamknijcie twarz — rzekł Massard nie podnosząc głowy. —
Tu nie wiec.
 
— Towarzyszu Massard, to jest niezmiernie pilna sprawa —
mówił Gomez. — Sprawa najwyższej wagi.
 
Stojący przy nich kapral i żołnierz przysłuchiwali się temu z
 
514
 
ERNEST HKMINGWAY
 
żywym zaciekawieniem, jak gdyby byli na sztuce, którą oglądali
już wiele razy, ale której najlepsze momenty zawsze umieli
 
doceniać.
 
— Wszystko jest pilne — powiedział Massard. — Każda rzecz
ma wielką wagę. — Spojrzał teraz na nich trzymając ołówek. —
Skąd wiecie, że Golz tu jest? Rozumiecie, jaka to poważna sprawa

Powered by MyScript