„quasi-wulkanicznej" i samorodnym automatyzmem procesów stabilizuje-nietrwałą orbitę, tak jak wahadło utrzymuje niezmienną płaszczyznę raz nadanego...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
traci! czas procesora na zbyt cz(ste testy; zbyt d!ugi czas u$pienia b(dzie oznacza!, "e w'tek b(dzie przebywa! w tym stanie nawet po zako&czeniu zadania, na...
»
Otóż — wracajÄ…c do jÄ™zyka — ma siÄ™ on do sfery znaczeÅ„ tak, jak siÄ™ ma koÅ›ciec do sfery życiowych procesów, najpierw powstawaÅ‚y znaczenia, a potem...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
Cywilizacja w rozumieniu francuskim i angielskim - to proces, za[ w kulturze, jej wytworach - dzieBach (ksi|ki, obrazy, systemy religijne, filozoficzne) -odbija si specyfika narodu
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie siÄ™ dokÅ‚adnie w poÅ‚o­wie drogi miÄ™dzy przesÄ…dem a libertynizmem...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
wdając się w szczegóły zastosowania wspomnianej „zabawki", powiem tylko tyle, że jej działanie opierało się na przetwarzaniu przez procesor obrazu z...
»
Prawo do informacji o przys³uguj¹cych uprawnieniach i ci¹¿¹cych obowi¹zkach jest w procesie karnym szczególnie wa¿ne z uwagi na to, ¿e skutecznoœæ ka¿dej walki, w tym i...
»
raz bêd¹, powiedzia³a, nie zdejmuj tylko marynarki, mê¿czyŸnie nie przystoizdejmowaæ marynarki, chyba ¿e na ³¹ce...
»
Wtedy po raz pierwszy poczułam w życiu taką wielką, taką straszną samotność...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Co prawda, już w trzy lata potem Ma-genon wypowiedział się za ożywioną natura „galaretowatej maszyny", lecz Gravinsky okres hipotez biologicznych datował dopiero dziewięć lat później, kiedy odosobniony poprzednio sąd Magenona jął zdobywać coraz liczniejszych zwolenników. Następne lata obfitowały w
bardzo zawiłe, poparte biomate-matyczną analizą, szczegółowe modele teoretyczne żywego
oceanu. Trzeci był okresem rozpadu monolitowej niemal dotąd opinii uczonych.
Pojawiła się w nim wielość zwalczających się nieraz zaciekle szkół. To był czas działalności Panmallera, Strobli, Freyhoussa, le Greuille'a, Osipowicza, całe dziedzictwo Gie-sego zostało wtedy poddane miażdżącej krytyce. Powstały wówczas pierwsze atlasy, katalogi, stereofotografie asymetriad, uważanych dotychczas za twory niemożliwe do zbadania; przełom nastąpił dzięki nowym, zdalnie sterowanym urządzeniom, które wysyłano w burzliwe głębie grożących w
każdej sekundzie wybuchem kolosów. Wtedy to na obrzeżu szalejących dyskusji jęły padać
odosobnione, przemilczane wzgardliwie hipotezy mini-malistyczne, głoszące, że jeśli się nawet osławionego „kontaktu" z „rozumnym potworem" nawiązać nie uda, to i tak badania kostniejących miast mimoidowych i baloniastych gór, które ocean wyrzuca, by je na powrót wchłonąć, przyniosą zapewne cenną wiedzę chemiczną, fizyko-chemiczną, nowe doświadczenia z zakresu budowy molekuł-olbrzymów, ale nikt nie wdawał się nawet z głosicielami takich tez w polemikę. Był to przecież okres, w którym powstały aktualne po dziś dzień katalogi typowych metamorfoz czy bioplaz-matyczna teoria mimoidów Francka, która, choć porzucona jako
fałszywa, pozostała wspaniałym wzorem myślowego rozmachu i logicznego konstruktorstwa.
Te łącznie trzydzieści kilka lat liczące „okresy Gravinsky'ego" były naiwną młodością, żywiołowo optymistycznym romantyzmem, wreszcie - znaczonym pierwszymi głosami
sceptycznymi - dojrzałym wiekiem so-larystyki. Już pod koniec dwudziestopięciole-cia padły -
jako nawrót pierwszych, koloido-wo-mechanistycznych - hipotezy będące późnym ich
potomstwem, o apsychiczności sola-ryjskiego oceanu. Wszelkie poszukiwania przejawów
świadomej woli, teleologiczności procesów, działania, motywowanego wewnętrznymi
potrzebami oceanu, zostały prawie powszechnie uznane za jakąś aberację całego pokolenia badaczy. Publicystyczna pasja
zbijania ich twierdzeń przygotowała grunt dla trzeźwych, analitycznie nastawionych,
koncentrujących się na skrzętnym gromadzeniu faktów dociekań grupy Holdena, Eonidesa, Stoliwy; był to czas gwałtownego pęcznienia i rozrastania się archiwów, mikrofilmowych
kartotek, ekspedycji, bogato wyposażonych we wszelkie możliwe aparaty, samoczynne rejestratory, czujniki, sondy, jakich tylko dostarczyć mogła Ziemia. W niektórych latach uczestniczyło wówczas w badaniach ponad tysiąc ludzi naraz, ale podczas kiedy tempo
narastania gromadzonych bezustannie materiałów wciąż jeszcze się wzmagało, duch ożywiający uczonych już jałowiał i rozpoczynał się trudny do wyraźnego odgraniczenia w czasie okres schyłkowy tej, mimo wszystko optymistycznej jeszcze, fazy solariańskiej eksploracji.
Cechowały ją przede wszystkim wielkie, odważne - raz wyobraźnią teoretyczną, raz negacją -
indywidualności takich ludzi, jak Giese, Strobla czy Sevada, który - ostatni z wielkich solarystów
- zginął w tajemniczych okolicznościach w okolicy południowego bieguna planety, uczyniwszy coś, co nie zdarza się nawet nowicjuszowi. Wprowadził swój szybujący nisko nad oceanem
aparat na oczach setki obserwatorów w głąb chyżu, który wyraźnie usuwał mu się z drogi.
Mówiono o jakiejś nagłej słabości, omdleniu czy też defekcie sterów, w rzeczywistości było to, tak
myślę, pierwsze samobójstwo, pierwszy nagły, jawny wybuch rozpaczy.
Nie ostatni jednak. Ale tom Gravinsky'ego nie zawierał takich danych, to ja sam dopowiadałem daty, fakty i szczegóły, patrząc w jego pożółkłe, pokryte drobnym maczkiem druku stronice.
Tak patetycznych zamachów na własne życie już zresztą potem nie było, zabrakło też owych wielkich indywidualności. Rekrutacja badaczy, poświęcających się określonej dziedzinie

Powered by MyScript