Oczywiście byłoby nonsensem twierdzić, że znaczenia takie, jakie znamy z języka i dzięki językowi, po prostu pojawiły się przed nim. a on się do nich „dopasował”. Poprzedziły je stany „presemantyczne”. tak samo jak powstanie kośćca poprzedziły . stany „przedszkieletowe”. przy czym w obu wypadkach (anatomii i lingwistyki) bada się tylko .,polowe” tego. co powstawało w ewolucji całościowo. Gdyż najpierw były komórki pozbawione osobnej struktury nośnej i nie mogły z nich powstać duże ustroje, skoro bez szkieletu nie jest to urzeczywistnialne (,na lądzie zwłaszcza). To. co było bezkostne i pozbawione tym samym stałego oparcia, musiało utworzyć pierwsze struktury podtrzymujące; te proste struktury umożliwiły powstanie bardziej rozczłonkowanych organizmów; te organizmy następne — jeszcze wyraźniej wyodrębniły w sobie konstrukcję oporową i tak to szło w ewolucji jak gdyby naprzemiennymi krokami: bardziej złożona organizacja ustroju umożliwiała wynikniecie bardziej złożonego kośćca, a znów ten kościec z kolei pozwalał osadzić na sobie — jeszcze bardziej skomplikowaną organizację systemową. Pomiędzy rosnącą więc złożonością całego organizmu a jego nośną strukturą zachodziło dodatnie sprzężenie zwrotne; jest to proces osobliwy przez to, iż to, co pojawia się w systemie jako wcześniejsze, wspomaga wyniknięcie czegoś takiego, co potem „przyczynie” własnej dopomoże w dalszym doskonaleniu rozczłonkowującym. Jest to więc proces najmniej znany nam ze wszystkich, ponieważ stanowi dźwiganie się systemu na coraz wyższe poziomy komplikacji, coraz bardziej nieprawdopodobne ternodynamicznie (w odniesieniu do ustroju żywego) i statystycznie (w odniesieniu do języka), zachodzi wtedy swoista „emergencja” struktur, która jest olbrzymim — ewolucyjnie — zyskiem informacyjnym w stosunku do stanu wyjściowego. W tym procesie tkwi cała tajemnica i rozwiązanie zarazem — wyniknięcia języka jako kośćca składniowego i jako znaczącej struktury. Podobnie jak nie mógł wyniknąć najpierw szkielet, a potem proces życiowy, któremu ten szkielet by za nośnik służył, tak nie mogła wyniknąć pierwej artykulacja, jako „bezsensowny” jeszcze kościec, po to. żeby się na niej znaczenia „zawiesiły”. Pierwotny był zatem strumień doświadczenia, czysto przeżyciowego, a uzewnętrznianego w zachowaniach przystosowawczych, „sensy” zaś stanowiły jego całościowe przekroje, uwarunkowane sytuacyjnie; było to „pole presemantyczne”, zyskujące czasowo wyraźniejsze gradienty, anizotropowo nakierowane od życiowych potrzeb ku osiągalnym środowiskowo celom. Potem zaś, gdy doszło do eksterioryzacji sygnałów jako dźwięków i gestów, akompaniujących sytuacjom, te gesty i dźwięki, tracąc losowość, bo już „przytwierdzone” sytuacyjnie do „praznaczeń”, umożliwiły w kolejnych etapach następnych powstawanie lepszego zróżnicowania semantycznego, ono zaś sprawiło dalsza potencje precyzacyjnego strukturowania artykulacji. Jak więc na pytanie o to. co było wcześniej: jajo czy kura, wypada odpowiedzieć. że wcześniej było takie jajo. które jeszcze jajem kury nie było, tak na pytanie o to, czy najpierw powstały znaczenia, czy raczej język, trzeba odrzec, że wprawdzie pierwej pojawiły się znaczenia, ale to nie były znaczenia językowe. Analogię i tu da nam model ,.kostny”, ponieważ nie tylko wysokiej organizacji ustrojowej, ale każdej potrzebna jest podpora, także w stadiach najwcześniejszych. Toteż wspornik ma i ameba, tyle że on jeszcze nie jest w niej strukturą wyodrębnioną, lecz stanowi go sama elastyczność protoplazmy. A więc i tu możemy rzec: kiedy jeszcze nie ma szkieletu w rozumieniu strukturalnym, już jest jego odpowiednik w rozumieniu czynnościowym. To, czym jest zdolność plazmy do podtrzymywania ciała komórki w stanie spójności, najoczywiściej z żadna struktura wspierająca, jako wyodrębnialną anatomicznie, identyfikowane być nie może. Jakkolwiek zatem jest niewątpliwe, a i wynika z powiedzianego, że gigantyczny świat znaczeń, jakim jest sfera bytowa człowieka, zakorzeniony w języku, na pewno nie mógłby powstać pod nieobecność bogato ukształtowanych struktur składniowo—gramatycznych, nie można uznać prawomocnie semantyki za taką część integralna systemu, którą się da w jego obrębie, i w oparciu o wykryte w nim regularności, zbadać do końca. Semantyka pojawi się jako całość, a nie jako fragment, odcięty od całości, wewnątrz takiego badawczego pola, w którym od diachronii języka można przechodzić do diachronii jego niejęzykowych poprzedników.
|