Wówczas Przeor zawołał na siedzącego na szarym końcu braciszka, nakazując mu wyjrzeć przez okno i zobaczyć, kto tam przyjechał, chociaż wiedział doskonale, że nie mógł być to nikt inny, tylko sir Ryszard. Braciszek więc wstał od stołu, wyjrzał przez okno i oznajmił: — Widzę na dole dwudziestu zbrojnych i jakiegoś rycerza, który właśnie zsiada z konia. Ma na sobie szarą opończę, jakoś tak licho przyodziany, ale jego rumak aż kapie złotem, pierwszy raz widzę taką bogatą uprząż. Zsiadł z konia i idą tutaj, o, są już w hallu na dole. -— No i popatrzcie — odezwał się Przeor Vincent. — Macie rycerza z tak chudą sakiewką, że ledwie mu starcza ria kawałek chleba do gęby, i taki utrzymuje gromadę sługusów i stroi konia w bogatą uprząż, choć sam chodzi z gołym grzbietem. Czy nie powinno się takim ludziom dawać nauczki? — Ale czy jesteś pewny — odezwał się z drżeniem cherlawy doktor — że ten rycerz nie zrobi nam krzywdy? Kiedy takim nadepnąć na odcisk, zdolni są do wszystkiego, a ten ma w dodatku bandę opryszków za sobą. A może lepiej odroczyć mu dług — przemawiał tym tonem, bo bał się narazić sir Ryszardowi. — Nie ma się czego, bać — odparł Przeor spoglądając z góry na małego człowieczka. — Ten “rycerz jest łagodny i nie prędzej przyjdzie mu do głowy, żeby skrzywdzić staruszkę niż ciebie. Ledwie Przeor skończył, drzwi w głębi refektarza otworzyły się na oścież i wszedł sir Ryszard ze splecionymi rękami i głową zwieszoną na piersi. Pokornie posuwał się przez salę, gdy jego drużyna zatrzymała się przy drzwiach. Kiedy zbliżył się przed fotel Przeora, przyklęknął na jedno kolano. — Niech cię Pan Bóg ma w swojej opiece, wielebny Przeorze — odezwał się na powitanie. — Przychodzę dotrzymać terminu. Na to Przeor zapytał w pierwszym słowie: -·- Przyniosłeś mi moje pieniądze? — Niestety! Nie mam nawet pensa przy duszy — odparł rycerz, a Przeorowi oczy zabłysły. — No, przebiegły z ciebie dłużnik, słowo daję — powiedział. A potem: — Imć Szeryfie, wasze zdrowie. Ale rycerz wciąż klęczał na twardych kamieniach, więc Przeor obrócił się z powrotem do niego. — Czego chcesz? — spytał ostro. Na te słowa policzki rycerza powlekły się z wolna czerwienią, ale nie wstał z kolan. — Błagam cię o łaskę — powiedział. — Tak jak liczysz na miłosierdzie niebios, bądź i ty dla mnie miłosierny. Nie obdzieraj mnie z moich włości i nie spychaj w nędzę prawego rycerza. — Termin mija i majątek podlega konfiskacie — odezwał się doktor praw, któremu pokorna mowa rycerza dodała animuszu. — A ty, prawniku — rzekł rycerz — nie pomożesz mi w ciężkiej chwili? — Nie — odparł tamten — ja trzymam z Przeorem, który zapłacił mi honorarium szczerym złotem, więc mam zobowiązania. — A wy nie ujmiecie się za mną, imć Szeryfie? — zapytał sir Ryszard. — Dlaboga, to wcale nie mój interes — rzekł Szeryf Nottinghamu — ale zrobię, co mogę — i trącił Przeora kolanem pod stołem. — Nie umorzysz mu częściowo długu, wielebny Przeorze? Na to Przeor uśmiechnął się ponuro. — Zapłać mi trzysta funtów, sir Ryszardzie — powiedział — a przestanę dochodzić długu. — Sam wiesz, wielebny Przeorze, że sto funtów mniej czy więcej w moim wypadku nie robi różnicy — powiedział sir Ryszard. — Ale czy nie udzieliłbyś mi jeszcze dwunastu miesięcy na spłacenie długu? — Ani marnego dzionka — powiedział kategorycznie Przeor. — I to wszystko, co chcesz dla mnie zrobić? — zapytał rycerz. — Niech cię diabli wezmą, oszukańczy rycerzu! — wybuchnął gniewem Przeor. — Albo płać dług, jak ci powiedziałem, albo zrzekaj się majątku i wynoś się z moich oczu. Sir Ryszard zerwał się z klęczek. — Sam jesteś oszust i kłamca! — zawołał tak surowym głosem, że doktor praw zadrżał ze strachu. ‘·— Ty, Przeorze, dobrze wiesz, że spełniałem swą rycerską powinność na wojnie i na turnieju; jak śmiesz nazywać mnie oszukańczym rycerzem? Czyś całkiem wyzuty z uprzejmości, że pozwalasz prawemu rycerzowi klęczeć przed sobą i gościa swojego nie zaprosisz nawet do stołu? Prawnik wtrącił się drżącym głosem: — Krzykiem nic się nie da załatwić w interesach, mówmy spokojnie. Wielebny Przeorze, ile chcesz zapłacić temu rycerzowi za zrzeczenie się majątku? — Dałbym mu dwieście funtów — rzekł Przeor — ale śmiał pyskować do mnie, dostanie tylko sto i ani szeląga więcej. — Choćbyś mi ofiarowywał tysiąc funtów, oszukańczy Przeorze — powiedział rycerz — nie dostałbyś ani piędzi mojej ziemi. Odwrócił się do swojej drużyny stojącej przy drzwiach i skinął palcem, wołając: “Pozwól tutaj”; wystąpił na to najwyższy z nich i wręczył mu długi skórzany mieszek. Sir Ryszard rozwiązał go i chlusnął na stół migoczącą strugę złota. — Miej na uwadze, wielebny Przeorze — powiedział — obiecałeś uwolnić mnie od długu za trzysta funtów. Ponad tę sumę nie dostaniesz ode mnie ni perisa. To rzekłszy odliczył trzysta funtów i pchnął je przez stół do Przeora. Ale Przeorowi ręce opadły i głowa zwisła na ramię, bo nie tylko utracił wszelką nadzieję na majątek, ale podarował rycerzowi sto funtów długu i niepotrzebnie zapłacił prawnikowi osiemdziesiąt dukatów. Zwrócił się do niego z pretensją. — Oddaj mi z powrotem pieniądze, któreś wziął. — Ani myślę — zapiszczał tamten — wziąłem tylko honorarium, więc ci go nie zwrócę. — I okrył się szczelnie togą. — No, wielebny Przeorze — rzekł sir Ryszard — dotrzymałem terminu i uiściłem wszelkie należności. Z nami kwita, więc opuszczam ten podły dom — odwrócił się na pięcie i poszedł. Cały ten czas Szeryf gapił się z otwartą gębą na wysokiego wojaka, który stał jak wykuty z kamienia. Zachłysnął się wreszcie wołając: — Reynold Zielonolistny! Wysoki wojak, a był to Mały John we własnej osobie, odwrócił się szczerząc zęby do Szeryfa.
|