Gorąco pragnął dowiedzieć się czegoś o powodach, jakie skłoniły ich do uczestnictwa w wycieczce, ponieważ liczył, że będzie mógł je wykorzystać jako zachętę do przyłączenia się innych wpływowych osób. Zaraz po przywitaniu z MacIntoshami King uświadomił sobie, kim jest pozostała dwójka siedząca przy stole. Znał tych ludzi na tyle, by móc ich rozpoznać. Kobieta należała do najbardziej uwielbianych istot płci żeńskiej na całej planecie, a była nią Jacqueline Bouvier Kennedy Onassis, towarzyszył jej zaś tego wieczoru wielki tancerz Rudolf Nureyev. Nawiasem mówiąc, Nureyev — niegdysiejszy obywatel Związku Sowieckiego, otrzymał w Wielkiej Brytanii azyl polityczny; kiedy ja żyłem — bytem obywatelem Stanów Zjednoczonych i otrzymałem azyl polityczny w Szwecji. Tak, a poza tym obaj uwielbialiśmy tańczyć. Ryzykując, że * MacIntosh przypomni sobie, iż jest właścicielem oceanicznego jachtu, King zapytał, co też tak atrakcyjnego znalazł on w podróży „Babią de Darwin”. W odpowiedzi * MacIntosh, wysoce inteligentny i doskonale oczytany człowiek, palnął przemówienie na temat szkód, jakie wyrządzają egoistyczni ciemniacy, włóczący się bez nadzoru po wyspach Galapagos. Wszystkie fakty były żywcem zerżnięte z artykułu opublikowanego przez „National Geographic”, które to pismo * MacIntosh czytywał co miesiąc od deski do deski. Według pisma, Ekwador powinien zażądać od świata flotylli składającej się z okrętów należących do różnych państw, by chroniły wyspy przed wszystkimi, którzy przywykli robić to, na co mają ochotę. Tylko wtedy mogłaby się utrzymać delikatna równowaga środowiska naturalnego, kiedy poszczególne indywidua zostałyby nauczone zachowywania się powściągliwie. „Żaden uczciwy obywatel tej planety — stwierdzał artykuł — nie powinien schodzić na ląd inaczej, niż w towarzystwie wysoko wykwalifikowanego przewodnika.” Kiedy Mary Hepburn, Kapitan, Hisako Hiroguchi, Selena MacIntosh i inni wylądowali na Santa Rosalii, nie było z nimi żadnego przeszkolonego przewodnika. I udało im się w ciągu pierwszych paru lat spędzonych na wyspie stworzyć w delikatnym środowisku doskonałe piekło. Dopiero w ostatniej chwili zorientowali się, że rujnują swoje własne środowisko, jako że, bądź co bądź, nie są tu jedynie turystami. W restauracji „U Elaine” * MacIntosh wywoływał u swego oczarowanego audytorium gniew opowieściami o buciorach rozgniatających zamaskowane kryjówki iguany, o łapczywych paluchach podkradających głuptakom jaja i tak dalej. Najbardziej poruszająca i skandaliczna historia, również zerżnięta z „National Geographic”, dotyczyła osób biorących na ręce i kołyszących małe foczki, tak jakby to były ludzkie dzieci. Ludzie robili sobie z tymi foczkami zdjęcia. A potem, kiedy młode zwracano matce, jak mówił z goryczą * MacIntosh, ta nie chciała się już dłużej nim zajmować, ponieważ zmienił się jego zapach. — Co więc się dalej dzieje z kochanym maleństwem, które właśnie dostąpiło tego zaszczytu, że lulał je wielkoduszny miłośnik przyrody? — pytał * MacIntosh. —· Umiera z głodu — wszystko z powodu zdjęcia. Jego odpowiedź na pytanie Kinga sprowadzała się zatem do tego, iż biorąc udział w „Przyrodniczej Wyprawie Stulecia” chce dać dobry przykład, w nadziei, że inni pójdą za nim. Według mnie zakrawa na dowcip fakt, że ten właśnie człowiek przedstawiał siebie jako płomiennego strażnika przyrody, skoro tak wiele spośród firm, którymi kierował lub których był największym udziałowcem, notorycznie zatruwało glebę, wodę i powietrze. * Maclntoshowi z pewnością nie wydawało się to śmieszne, ponieważ przyszedł na świat zupełnie niezdolny do zbytniego przejmowania się czymkolwiek. By ukryć ten brak, musiał stać się wielkim aktorem, grającym nawet przed sobą rolę namiętnego opiekuna wszystkiego i wszystkich.
|