- Czy to smok ze Strasznego zamku?
Maluch pokiwał nieśmiało głową.
- Perystal.
- Ja też oglądam ten program! Perystal to twoja ulubiona zabawka?
- Mam też księcia Gothika.
- Ooo. Ja miałam pluszowego tauntauna.
Chłopczyk podbiegł do ojca i objął go za nogi. Lando schylił się i podniósł malca z promiennym uśmiechem.
- Mówimy na niego Fuks. - Zmierzwił kręcone włosy synka. - To moja szczęśliwa gwiazda.
Zauważył uśmiech Hana.
- Nic nie mów.
Han wzruszył ramionami.
- Hej, nawet Boba Fett został dziadkiem.
Lando postawił Fuksa z powrotem na ziemi i chłopiec pobiegł do Tendry.
- Witaj, Threepio - powiedział Lando, prostując się. - Miło cię widzieć.
- Pana również - odparł C-3PO. - Jeśli wolno mi zauważyć, państwa dom jest przepiękny.
- Ten dom - poprawił Han. - Mają ich sześć. A może siedem?
- Właściwie to osiem, bo dokupiliśmy taką małą chałupkę na Kuacie - przyznał Lando. - Ale ten jest ostatnio naszym ulubionym.
Leia potrafiła to zrozumieć. Lujo było przepięknym światem, zwłaszcza w strefie równikowej, gdzie klimat był łagodny przez cały rok, a turkusowy ocean iskrzył się w złotym słońcu. Zespół
pięknie urządzonych, połączonych ze sobą pawilonów, które składały się na rezydencję Calrissianów, znajdował się zaledwie sto metrów od morza, wystawiony na działanie
orzeźwiającej bryzy.
Poza krótkim spotkaniem rok wcześniej Leia i Han spędzili ostatnio dłuższy czas z Landem jeszcze podczas wojny między Sojuszem a Konfederacją. Noghrijscy ochroniarze Leii, Cakhmaim i Meewalha, stracili wówczas życie, a „Sokół", ostrzelany przez gwiezdny niszczyciel
„Anakin Solo", stracił obie wieżyczki strzelnicze i spory fragment opancerzenia. Lando na własny koszt nareperował „Sokoła" w warsztacie Tendrando w układzie Gyndiny i wspomógł
Hana i Leię w misji na Korelii, z której wycofał się dopiero na wieść, że Tendra jest w ciąży.
- A gdzie się podziała laska? - spytał Han.
Lando spojrzał na Tendrę.
- Ktoś mnie przekonał, że to pretensjonalne. Postarzała mnie.
- Dobrze, że chociaż pozwoliła ci zostawić wąsy - stwierdził Han.
Znowu wszyscy się roześmiali. Ostatnim razem, na Coruscant, temat Jacena był jak biała bantha w pokoju; jego czyny w czasie wojny, a potem śmierć, były zbyt bolesne, żeby o nich mówić.
Rozmawiali więc o wszystkim innym, tylko nie o tym, co wydarzyło się raptem dwa lata wcześniej. Tym razem było inaczej. Zdążyli przejść nad tym do porządku; było to tyleż niepokojące, co pocieszające.
- A więc co was sprowadza na Lujo? - spytał Lando.
- Przygoda - oznajmiła Allana.
- Naprawdę? Jaka przygoda?
- Chcemy odnaleźć wszystkich właścicieli „Sokoła Millenium".
Lando popatrzył na Hana.
- To prawda?
Han pokiwał głową.
- Od dawna sobie obiecywałem, że kiedyś to zrobię, i teraz przyszedł czas.
- No cóż, to będzie wielka przygoda - powiedział Lando, zwracając się znów do Allany. - Czy twój tata mówił ci, że „Sokół" należał kiedyś do mnie?
- Uhm. Powiedział, że wygrał go od ciebie w karty.
Lando powstrzymał uśmiech.
- Mniej więcej. Grunt, że wiedziałem, jak bardzo twój tata pokochał „Sokoła", a ja miałem tyle innych statków, że pozwoliłem mu go zatrzymać.
Han uniósł brew.
- Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, gdzie byśmy wszyscy teraz byli, gdyby nie twój tata i
„Sokół" - ciągnął Lando. - Ale wątpię, żeby bez „Sokoła" poślubił księżniczkę i został bohaterem galaktyki.
Han już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, kiedy na werandę wyszedł srebrny android protokolarny.
- Wszystko przygotowane, kapitanie Calrissian.
- Kapitanie? - zdziwił się Han.
- Statku „Łowca Wiatru".
- Czyżbyś sprzedał „Komandora Miłości"?
- To nie jest statek kosmiczny, stary druhu. - Lando wyciągnął z kieszeni spodni czapkę, nałożył
ją na siwiejące włosy i przekrzywił zawadiacko. - Wybieramy się na żagle.
Han i Lando siedzieli obok siebie na mostku katamaranu; Lando trzymał w dłoniach
staroświeckie koło sterowe. Żagle łopotały na wietrze, a w uchwytach na kubki tkwiły schłodzone drinki. Statek płynął wartko po przejrzystej wodzie, a złote słońce chyliło się ku zachodowi. Dokoła sterczały strome wyspy, porośnięte bujną roślinnością i okolone plażami z białego piasku.
- Zauważyłem, że masz pomocniczy silnik - powiedział Han.
- Słoneczny. Wyobraź sobie mnie unieruchomionego przez
flautę.
- Nie potrafię. - Han ściągnął koszulę i rozkoszował się ciepłem słońca. - Natura nie jest taka zła, jak się do niej przyzwyczaić. - Popatrzył w niebo. - Pomyśleć, że kiedyś ludzie tak żyli.
- Wielu dalej tak żyje. Ty też byś mógł, gdybyś chciał.
Han zignorował ten pomysł.
- Znasz mnie. Nie potrafię usiedzieć w miejscu.
Lando milczał przez chwilę.
- Radzicie sobie jakoś?
Han zrozumiał.
- Zaczynamy. Staram się o tym nie myśleć. To, że mamy Amelię, dużo zmieniło.
- A co u Jainy?
- W porządku.
- Powróciła do stada?
- Przynajmniej jedną nogą.
Lando nie drążył tematu.
- Z tym badaniem historii „Sokoła" to na poważnie?
Han pokiwał głową.
- To był pomysł Amelii, ale ja też się w to wciągnąłem. To coś, co możemy zrobić wszyscy razem, a poza tym wciąż jeszcze jest szansa na zlokalizowanie niektórych z dawnych właścicieli.
Ten facet, od którego go wygrałeś, na przykład...
- Cix Trouvee - podpowiedział Lando.
- Nigdy nie mogłem zapamiętać tego nazwiska!
Lando parsknął śmiechem.
|