Znał miejscowy język, poprosiliśmy go więc, żeby się zorientował, dlaczego wszyscy śmieją się z nas od dwóch godzin. Skinął głową i ruszył - pilot w każdym calu - w kierunku grupki rozgdakanych kokoszek. Po chwili wrócił do naszego stolika z wynikami dochodzenia: - Panowie! One się śmieją dlatego, że trafiły trzech kopniętych cudzoziemców, którzy są na tyle durni, żeby pić takie stare wino, płacąc za nie do tego po 35 dolarów za butelkę. To wszystko! Bye-bye! Nie wstydziliśmy się wcale swojej głupoty. Willi zamówił trzecią butelkę, ja zaś - świadom, że jest to być może moje pierwsze, a zarazem zapewne ostatnie, spotkanie z niezapomnianym Chateau Mouton Rothschild rocznik siedemdziesiąty, zapisałem w notesie numery z etykiet: 242/443, 242/444, 242/445. Przypomnieliśmy Rico, że pora wstać od stolika. Ale okazało się, że on - z konieczności bez słów - nawiązał już niedwuznaczny kontakt wzrokowy z piękną kelnerką: rodzaj esperanto, rozumianego przez samców i samice na całym świecie. Strajk na Kiribati Boeing Air Nauru miał odlecieć na Tarawę, główną wyspę archipelagu Kiribati, 15 lipca wczesnym rankiem, o wpół do szóstej. Wystartował z godzinnym opóźnieniem. Czas ma tu, jeszcze tego doświadczymy, zupełnie inną wartość niż w naszym zagonionym świecie. O siódmej byliśmy już na Tarawie, na niewielkim lotnisku, wśród ludzi o ciemnokawowej i czarnej barwie skóry, którzy wesoło i bez pośpiechu rozpoczynali właśnie nowy dzień. Nie zwracali na nas uwagi. Nikt nam nie wyrywał - jak w Ameryce Południowej czy w krajach arabskich - walizek, nikt nie wabił do taksówki, W porannym równikowym słońcu wydawało się, że razem z bagażem jesteśmy tu elementem zbędnym. Poszukując kogoś, kto mógłby mi pomóc, zwróciłem się do czekoladowego młodzieńca, przyglądającego się w zadumie krzątającej się barwnej ciżbie. Podobnie jak inni wyspiarze nie miał na sobie nic poza tępe - prostokątną, różnobarwną chustą na biodrach. Odezwałem się doń, on zaś, uśmiechnąwszy się, odparł gardłowo: - Ko-na-mauri! Nie rozumiałem, nie pojmowałem nawet, że już wczoraj powinniśmy włączyć owo „ko-na-mauri" do naszego słownictwa, znaczyło to bowiem „niech będzie pochwalony" czy „dzień dobry". Wyspiarz zapytał: - You speak English? Angielski, pozostałość z czasów kolonialnych, wyrwał mnie z zakłopotania, ale gdy spytałem o taksówkę, tubylec odpowiedział z żalem: - No taxi here. Próbowałem się dowiedzieć, czy jest tu hotel. Pastor Kamoriki nie odpowiedział mi w liście na to pytanie. Z grymasem zakłopotania i współczucia młodzieniec przyznał, że zwykłego hotelu tu nie ma, jest tylko rządowy. - Wait here! - powiedział i na bosaka pokłusował, nie czując zapewne bólu, mimo że paznokcie miał wrośnięte w wielkie palce od nóg. Samolot Air Nauru odleciał. Rozeszli się ludzie, witający członków swojego plemienia. Kilku pozostałych, którzy zamierzali tu chyba spędzić resztę dnia, skierowało na nas swoją ciekawość, proponując, że nam pomogą. Ale my czekaliśmy na naszego boya, który przytelepał się. w końcu niedużą ciężarówką, rozklekotaną ze starości. Zawiózł nas do rządowego hotelu Otintai! W recepcji drzemał sobie jakiś człowiek, który po obudzeniu okazał się nader nerwowy. Wielkim błękitnym strzępem chusty otarł sobie krople potu, skapujące mu z wysokiego czoła do oczu. W dość zrozumiałym angielskim oznajmił, że rząd dopiero po południu rozstrzygnie, czy hotel również będzie objęty strajkiem, on więc z braku służby nie może na razie nikogo przyjąć. Spróbowałem się ostrożnie wywiedzieć, o co chodzi strajkującym. - Ludzie chcą dłużej pracować - powiedział recepcjonista ze znużeniem i chustą ponownie zatamował strumyk potu nad oczami. - Chcą dłużej pracować? - spytałem, mając jeszcze w pamięci europejskie żądania wprowadzenia trzydziesto- czy trzydziestopięciogodzinnego tygodnia pracy, siedmiu czy ośmiu tygodni urlopu i przejścia na emeryturę w wieku maksimum sześćdziesięciu lat, - Dłużej pracować? - powtórzyłem. Nerwus wyjaśnił, że na Kiribati pracownicy fizyczni odchodzą na emeryturę w wieku pięćdziesięciu lat przy zmniejszonych poborach. Strajkujący chcą więc wywalczyć, żeby wiek emerytalny ustalono na co najmniej 55 lat, bo zła sytuacja ekonomiczna sprawia, że na żadnej z wysp nie można znaleźć dodatkowej pracy. Nie ma tu ani przemysłu, ani kopry, ani rzemiosła, fosforyty z wyspy Baanaba źle się eksportują - jedyną rzeczą, której tu nie brak, jest siła robocza.
|