Skrucha jest niby
czyste kadzidło; ona to wydzielała się niby opar z mego cierpienia. Mimo iż niemal popełni-
łem zbrodnię, z chwilą gdy odrzuciłem broń, uczułem, że serce moje jest niewinne. Jednia
chwila wróciła mi spokój, siłę i rozum. Podszedłem znowu do łóżka; pochyliłem się nad mym
bóstwem i ucałowałem krzyżyk.
„Śpij w spokoju − rzekłem − Bóg czuwa nad tobą! Gdyś się uśmiechała do swego snu,
uniknęłaś największego niebezpieczeństwa, jakie ci groziło w życiu. Ale ręka, która podniosła
się na ciebie, nie uczyni krzywdy nikomu; przysięgam ma twego Chrystusa, nie zabiję ciebie
ani siebie. Jestem szaleńcem bez rozumu, dzieckiem, które sądziło, że jest mężczyzną. Bogu
niech będzie chwała! Jesteś młoda i żywa, jesteś piękna, zapomnisz o mnie. Wyleczysz się z
cierpień, jakie ci zadałem, możesz mi przebaczyć. Śpij w pokoju, Brygido, aż wstanie dzień,
wówczas rozstrzygnij o naszym losie; jakikolwiek wyrzekniesz wyrok, poddam mu się bez
szemrania. A ty, Jezusie, któryś ją ocalił, odpuść mi, nie mów jej tego. Urodziłem się w wieku
bezbożnym i wiele trzeba mi odpokutować. Biedny synu Boży, ty zapomniany, nie nauczono
129
mnie kochać ciebie. Nigdy nie szukałem cię w świątyniach; ale dzięki niebu, gdzie bądź cię
znajdę, nie nauczyłem się jeszcze nie drżeć przed tobą. Raz przed śmiercią bodaj wargi moje
ucałowały cię na sercu, które jest pełne ciebie. Miej to serce w opiece, póki będzie biło; zo-
stań na nim, święta obrono; pamiętaj, że nieszczęśliwy nie śmiał umrzeć w swej boleści wi-
dząc cię przybitym na krzyżu; ocaliłeś bezbożnika od zbrodni; gdyby wierzył, byłbyś go po-
cieszył. Przebacz tym, którzy wszczepili weń niewiarę, skoroś ty go natchnął skruchą; prze-
bacz wszystkim, którzy bluźnią; nie ujrzeli cię bez wątpienia nigdy, gdy byli w rozpaczy!
Radości ludzkie są pełne szyderstwa, są wzgardliwe i bezlitosne; o Chryste! Szczęśliwi tego
świata myślą, iż nigdy nie będą potrzebowali ciebie! Przebacz; kiedy ich duma cię znieważa,
własne łzy obmyją ich wcześniej lub później chrztem świętym. Żałuj ich: sądzą, że są bez-
pieczni od burz; aby przyjść do ciebie, potrzebują surowych lekcji nieszczęścia. Nasza mą-
drość, sceptycyzm są w naszych rękach niby zabawka dziecka; przebacz nam, iż się nam ma-
rzy, że jesteśmy bezbożni, ty, któryś się uśmiechał na Golgocie. Ze wszystkich naszych go-
dzinnych nędz najgorszą jest ta, iż zapominamy w nich o tobie. Ale ty widzisz: to jeno cienie,
które pierzchają pod twym spojrzeniem. Ty sam, żaliś nie był człowiekiem? Cierpienie zro-
biło cię Bogiem; narzędzie męki posłużyło ci, byś wstąpił do nieba i zaniosło cię z otwartymi
ramionami na łono wspaniałego ojca. Nas także boleść przywiodła do ciebie, jak ciebie do
ojca; w cierniowej koronie spieszymy schylić się przed twym ołtarzem; dotykamy twych
krwawych stóp jeno zakrwawionymi rękami. Wycierpiałeś mękę po to, aby cię kochali zmę-
czeni.”
Pierwsze promienie słońca zaczęły wnikać do pokoju; wszystko budziło się stopniowo,
powietrze napełniało się odległym i mętnym gwarem. Wyczerpany znużeniem, opuściłem
wezgłowie Brygidy, aby spocząć trochę. Kiedym wychodził, suknia porzucona na fotelu zsu-
nęła się pod me stopy: wypadła z niej złożona ćwiartka papieru. Podniosłem ją; był to list,
poznałem pismo Brygidy. Koperta nie była zapieczętowana; otwarłem i przeczytałem co na-
stępuje:
23 grudnia 18...
„Kiedy otrzymasz ten list, będę daleko; może nie otrzymasz go nigdy. Los mój związany
jest z człowiekiem, któremu poświęcałam wszystko; żyć beze mnie jest mu niepodobień-
stwem, spróbuję więc umrzeć dla niego. Kocham cię; żegnaj, żałuj nas.”
|