dowoliwszy się odkryciem, nie uważałem już za potrzebne podnosić okna...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
2) przy omijaniu zachowa bezpieczny odstp od omijanego pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody, a w razie potrzeby zmniejszy prdko; omijanie pojazdu...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Wytworzenie si przywizania zaley od wraliwoci matki na potrzeby dziecka, ale rwnie od jego temperamentu (dzieci czciej reagujce strachem silniej reaguj...
»
— Posłano mnie tutaj, żebym dowiedział się, czego potrzebujecie — zwrócił się do najstarszej kobiety...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...
»
obdarzeni, że żadnym sposobem od złych ludzi uczarowani być, w tej władzy nie mogą, o których tu pisać nie jest rzecz potrzebna, aczkolwiek po części nie...
»
Co więcej, ostatnio kino akcji w wydaniu Hollywood potrzebuje takiego widowiska i tyle przemocy, że graniczy to z bezmyślnością...
»
- Nie spotkałem nigdy kupca geblinga, który by nie mówił w agarant, więc geblic też nikt nie potrzebuje...
»
Naszym zdaniem ocena w opisywanym zakresie powinna by dostosowana do potrzeb poszczeglnych pacjentw...
»
Chociaż spałem pod gołym niebem, tej nocy nie od­czuwałem potrzeby czuwania...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Włożyłem następnie gwóźdź z powrotem na jego miejsce i przyglądałem się mu uważnie.
Osoba, wychodząca przez okno, mogła je zamknąć i sprężyna byłaby chwyciła; ale gwoździa nie
było można umieścić z powrotem. Wniosek był ścisły i znów zwęził zakres mych poszukiwań. A
więc zabójcy musieli ujść przez drugie okno. Wychodząc z założenia, iż sprężyny u obu okien
były takie same, trzeba było przyjąć, iż zachodziła różnica między gwoźdźmi lub przynajmniej
między sposobami ich wbicia. Stanąwszy na łóżku, uważnie przyglądałem się sponad wezgłowia
ramie okiennej. Przesunąwszy następnie rękę poza skraj łóżka, z łatwością odszukałem i nacisną-
łem sprężynę, która – jak przypuszczałem – nie różniła się niczym od sąsiedniej. Przyjrzałem się
potem gwoździowi. Był tak samo duży jak poprzedni i wbity na pozór w ten sam sposób, niemal
aż po łepek.
Zapewne wyobrażasz sobie, iż byłem zakłopotany; jeżeli jednak sądzisz w ten sposób, to chy-
ba nie zdajesz sobie sprawy z natury mych wnioskowań. Mówiąc gwarą myśliwską, nie „zmyli-
łem tropu ani razu”. Węch nie zawiódł mnie ani na chwilę. Nie było skazy na żadnym ogniwie
łańcucha. Prześledziłem tajemnicę aż do jej krańcowego punktu, a tym punktem był ów gwóźdź.
Jak już wspomniałem, nie różnił się on niczym w wyglądzie od gwoździa z drugiego okna.
Wszelako nie miało to żadnego znaczenia (jakkolwiek wydawało się zakończeniem wszystkiego)
w porównaniu z przeświadczeniem, że punkt ten był kresem ostatecznym. „Coś tu musi być nie w
porządku – powiedziałem sobie – z tym gwoździem”. Dotknąłem go i główka wraz z calowym
odłamkiem została mi w palcach. Reszta ułamanego gwoździa pozostała w wywierconym otwo-
rze. Złamanie musiało nastąpić już dawno (gdyż brzegi pokrywała rdza) i pochodziło zapewne od
uderzenia młota, które zagłębiło częściowo łepek w brzegu ramy. Włożyłem znowu odłamek
gwoździa, zakończony główką, starannie w zagłębienie, z którego wyjąłem, i podobieństwo do
gwoździa całkowitego było zupełne – złamania nie było widać. Nacisnąwszy sprężynę, podnio-
słem z lekka ramę na kilka cali w górę; główka gwoździa uniosła się wraz z nią, lecz ani nie
drgnęła w swym łożysku. Zamknąłem okno i podobieństwo do nie naruszonego gwoździa znów
było zupełne.
90
Powiodło mi się zatem dokonać rozwiązania zagadki. Zabójca uciekł przez okno przytykające
do łóżka. Nie wiadomo, czy po jego ucieczce zatrzasnęło się samo, czy też zatrzasnęła je czyjaś
ręka; to pewne, iż sprężyna zaskoczyła na swe miejsce. I ona to przytrzymywała okno, a nie
gwóźdź, jak mylnie sądziła policja, uważając z tego powodu dalsze dochodzenia za niepotrzebne.
Nasunęło się z kolei zagadnienie, w jaki sposób zabójca spuścił się na dół. Rozwiązałem je
przechadzając się z tobą dokoła domu. Na jakie półszosta stopy od owego okna przebiega linia
druciana od gromochronu. Z liny tej niepodobieństwem jest dosięgnąć okna ani też wejść na nie.
Zauważyłem jednakże, iż okiennice czwartego piętra są tego szczególniejszego rodzaju, który
stolarze paryscy nazywają ferrades; okiennic takich rzadko używa się obecnie, ale widuje się je
często w prastarych domostwach Lyonu i Bordeaux. Mają one kształt zwyczajnych drzwi (całko-
witych, a nie złożonych z podwoi), od których różnią się tylko tym, iż część dolna jest powyrzy-
nana na wylot, podobnie jak dzierzgana krata, i dzięki temu stanowi doskonałe oparcie dla rąk. W
wypadku, o którym mowa, szerokość okiennic wynosi przeszło półczwartej stopy. Gdyśmy pa-
trzyli na nie z dołu, były one uchylone do połowy, to znaczy tworzyły z murem kąt prosty. Praw-
dopodobnie urzędnicy policyjni oglądali kamienicę także od tyłu, podobnie jak ja; jednakże pa-
trząc na te ferrades od strony ich szerokości (bo niemogli patrzeć inaczej), nie zwrócili uwagi na
rozmiary tejże szerokości lub – co na jedno wychodzi – nie wzięli ich należycie pod rozwagę.
Przyszedłszy bowiem do przekonania, iż ucieczka z tej strony była niemożliwa, zadowolili się
oczywiście tylko pobieżnym obejrzeniem. Dla mnie natomiast było rzeczą jasną, iż gdyby okien-
nicę od okna u wezgłowia łóżka odchylić aż do samego muru, to znalazłaby się ona o jakie dwie
stopy od drucianej liny gromochronu. Zdawałem sobie również sprawę, iż istota, wyposażona
niepoślednią przedsiębiorczością i odwagą, mogłaby w ten sposób przedostać się z owej liny na
okno. Znalazłszy się bowiem w odległości półtrzeciej stopy (o ile przyjmiemy, że okiennica była
otwarta w zupełności), złoczyńca mógł się uchwycić mocno dzierzganej kraty. Puściwszy się
następnie liny, zaparłszy się nogami w ścianę i odepchnąwszy od niej, mógł silnym szarpnięciem
spowodować zamknięcie się okiennicy i wskoczyć do pokoju, jeżeli okno było podówczas
otwarte.
Pragnąłbym, byś przede wszystkim zapisał sobie głęboko w pamięci to, co powiedziałem o ar-
cyniepospolitym stopniu energii, jaka była potrzebna do pomyślnego wykonania tak trudnego i
karkołomnego przedsięwzięcia. Zamierzam najpierw dowieść ci, iż było ono możliwe, następnie
zaś – i o to głównie mi chodzi – zwrócić twoją uwagę na niesłychany i niemal nadnaturalny cha-
rakter zręczności, która zdołała się go podjąć.
Powiesz zapewne, posługując się wyrażeniem prawniczym, iż chcąc „rozdać sprawę”, powi-
nien bym raczej umniejszać znaczenie energii okazanej w tym wypadku, niż dokładać starań, aby
wyszła na jaw w całej pełni. Być może, iż tak bywa w sądach, ale inne są wymagania rozumu.
Moim ostatecznym celem jest czysta prawda. Bezpośrednim zaś moim zamierzeniem jest skłonić
cię do zestawienia tej nader niezwykłej energii, o której przed chwilą wspomniałem, z owym ar-
cyprzenikliwym (czy szorstkim) i nierównym głosem, którego narodowości nie zdołały oznaczyć

Powered by MyScript