Możliwe, iż tak dalece wytrącono mnie z normalnego życia, że już mnie to nie obchodziło. A może byłem zbyt zmęczony, przecież tyle się wydarzyło. I tak zasnąłem głęboko. A jeśli coś mi się śniło, nie pamiętałem o tym po przebudzeniu. Kiedy z trudem wstałem rano z niewygodnego posłania, zwróciłem się twarzą do gór. Pod tym względem miałem rację - jeżeli stanowiłem pionek na szachownicy, z pewnością przesunięto mnie na inne pole. Wyruszyłem w drogę z pustymi rękami, bez jedzenia, a czekała mnie trudna wspinaczka. Dwukrotnie się obejrzałem. Jeśli moja eskorta czuwała w nocy, to nie dotrwała do tej pory. Po zwierzęcej armii nie pozostał żaden ślad. Nie czułem też potrzeby jeszcze jednej wyprawy do Estcarpu. Niewątpliwie przez cały dzień wykonywałem jakiś rozkaz, chociaż nie umiałbym ująć go w słowach. Strzaskane graniczne góry stały się moim celem. Przecież to bezsensowne, bezsensowne, powtarzała raz za razem jakaś część mego umysłu. Zmusić mnie do wyprawy, a później ją odwołać. Czego dokonałem? Spotkałem się z uciekinierami z Karstenu tylko w jednej posiadłości, a i na nich wywarłem ujemne wrażenie. Myślałem, że wysłano mnie do werbowania ochotników - ale cały mój wysiłek poszedł na marne. Więc - i to pytanie sprawiło, że stanąłem jak wryty na skraju wąwozu - więc jaki był prawdziwy powód mojego powrotu do Estcarpu? Żeby tylko przerwać panującą wokół ciszę, ze złością kopnąłem kamień, który potoczył się z grzechotem. Do czego mnie użyto? Nie wiedziałem i ta niewiedza irytowała mnie, wyładowując się w jedynym dostępnym mi działaniu - powrocie do Escore. Z trudem zszedłem ze zbocza, a potem zacząłem biec niemal na oślep, niewiele zważając na potrzeby swego ciała, umysł zaprzątały mi bowiem przerażające domysły, na które nie znajdowałem racjonalnych odpowiedzi. Ten bezmyślny bieg zakończył się upadkiem. Bezmyślny, albowiem nie mogłem uciec od dręczących mnie obaw. Leżałem na ziemi, dysząc ciężko i waląc opuchniętymi rękami w żwir dopóty, dopóki nie uspokoił mnie ból. Kiedy serce przestało mi walić jak młotem i ustał szum w uszach, dobiegł mnie plusk wody. Ruszyłem w tę stronę, gdyż zdałem sobie sprawę, że bardzo chce mi się pić. Chłeptałem wodę z zasilanej przez źródło niewielkiej sadzawki, jakbym był drapieżnym kotem. Chłodny dotyk wody na twarzy przywrócił mi rozsądek. Paniczna ucieczka nie stanowiła rozwiązania, więc - poddaj się tajemniczym rozkazom, nim nie dowiesz się więcej. Kiedy ruszyłem w dalszą drogę, znów stałem się rozsądnym człowiekiem. Na pewno istniało jakieś wyjaśnienie tego problemu, a mogłem je znaleźć tylko w Escore. Zwierzęcej armii nie wymyślono w Estcarpie. Toteż im prędzej dotrę do Escore, tym wcześniej poznam swoje miejsce w nowym porządku rzeczy. Zaczął mi dokuczać głód. Upłynęło już sporo czasu od momentu, kiedy spożyłem podróżną rację pod skalną półką. Wiedziałem, że w tej dzikiej okolicy nie znajdę nic do jedzenia. W przeszłości jednak wiele razy byłem głodny, szedłem więc dalej, nie zważając na bolesne skurcze żołądka. Czy zdołam odnaleźć dolinę prowadzącą do przejścia na drugą stronę gór? Czasami, kiedy rozglądałem się wokoło, nie mogłem zorientować się w terenie, gdyż albo znów dokuczało mi to samo co niegdyś zniekształcenie wzroku, albo też z głodu dwoiło mi się przed oczami. Nie zatrzymał mnie zmrok, albowiem coraz bardziej rosło we mnie pragnienie dotarcia do Escore. Chwiejąc się na nogach szedłem wąskim parowem, nie wiedząc, czy to ten właściwy. A potem - ujrzałem w oddali światło! Oszołomiony zatrzymałem się, mrugając oczami. Przestraszyłem się, że mnie wyprzedzili i czekali już na mnie moi wrogowie, którzy nie tylko odetną mi odwrót, ale znów mnie schwytają.
|