Dwóch - odparł Misza, drętwiejąc z przerażenia. - Wobec tego wchodźcie obaj. Problem macie podobny - powiedziała Głumuszka. - Ja na ciebie, Misza, tutaj zaczekam - powiedział Udałow. - Nie spieszy mi się, a samemu iść nie bardzo przyjemnie. Pierwszy do gabinetu wszedł kozioł, za nim grubas, a na końcu Misza. - Siadajcie - powiedziała staruszka. - Zmęczyłam się coś dzisiaj. Niedługo inspektor finansowy się do mnie dobierze. Tyle będę miała ze swojej dobroci. Czarownica usiadła przy starym biurku, wymazanym atramentem i pokrytym różnymi, nie zawsze przyzwoitymi napisami. Grubas zajął miejsce na krześle przed biurkiem, a Misza skromnie przycupnął na ławce u pieca. Izba była czysto zamieciona i niemal pusta. Jedynie stary chodnik przecinał ją na ukos, a okienko zasłaniały dwie doniczki z geranium. Pod oknem stała oszklona szafka. W szafeczce były słoiki i butelki z papierowymi etykietkami. Na piecu suszyły się różne zioła. - Wyście u mnie, dobry człowieku, już w tych dniach byli - powiedziała Głumuszka. - Coś nie tak wyszło? - Nie tak - przyznał się grubas. - Opowiadajcie - poleciła Głumuszka. -Tylko krótko. - Przyszedłem do domu - powiedział grubas. - A ona na mnie już czeka. Z krzykami, że niby ja jej spodnią bieliznę ze sznurka ukradłem. Myślę sobie, w jaki sposób wytrzymać takie nerwowe napięcie, jak jej podrzucić lubczyk? Nie znalazłem wyjścia. A ona szaleje. Przemęczyłem się do wieczora... - Krócej - powiedziała Głumuszka. Kozioł tupnął nogą. Nie spodobał mu się ton czarownicy. - Ja krócej - zgodził się grubas. - Jak tylko się ściemniło, podkradłem się do jej okna i wlałem lubczyk do czajnika z esencją. Czajnik stał na parapecie. A potem widzę, że ona zamierza napić się herbaty, zdejmuje pokrywkę, wącha i mówi na głos: “Herbata stara, zwietrzała. Trzeba nową zaparzyć". No i cały ten lubczyk wylała do wiadra z pomyjami, a wiadro wystawiła na dwór. Zanim zdążyłem zareagować, jej wredny i szkudny kozioł podszedł do tego wiadra i napił się pomyj. A z samego rana czekał już na mnie pod drzwiami, żeby miłość wyrazić, i od tej pory chodzi za mną jak przywiązany. Chciałem przed nim uciec, autobusami jeździłem, w domu się zamykałem, ale on przez okno włazi, a ta cholera Aida na cały świat krzyczy, a ja... Boże, jaki ja jestem nieszczęśliwy! - Ciekawe - powiedziała staruszka. - Powiadacie, że kozioł was pokochał? - A co, nie widać? - On ma zupełnie inny metabolizm - powiedziała czarownica. - Nawet nie wiem, jak wam pomóc... A wy, młody człowieku, przestańcie się śmiać. Nie ma w tym nic śmiesznego. Człowiekowi się nie poszczęściło. - Ja się nie śmieję - powiedział Misza, nie mogę spędzić z twarzy idiotycznego uśmiechu. - To tylko nerwowy grymas. - Nie, ja się nie obrażam, rozumiem, że jestem śmieszny - powiedział grubas płaczliwym głosem. - Mnie miłość tej kobiety była potrzebna nie dla niskich korzyści, lecz dla uzyskania spokoju i zachowania delikatnych roślinek w moim ogródku. - Roślinkom nic teraz nie grozi. Kozioł nie zrobi wam krzywdy. - Ach, jeszcze i ten kozioł! - Grubasowi zabulgotało w gardle, a głowa opadła mu na blat biurka. “Działa - myślał Misza. - Lubczyk działa! I będę mógł jutro wypróbować jego skuteczność". Na duszy było mu trwożnie i wesoło. I znów przed oczami Miszy Standala zamajaczyła twarz Aleny opromieniona światłem księżyca. Ale tym razem jej wargi szeptały coś czułego. Zanim Misza zdołał zrozumieć ten szept, obok niego ciężko przemaszerował grubas z kozłem radośnie podskakującym do góry, a Głumuszka zadała Miszy pytanie: - A wy, młody człowieku, w kim się zakochaliście? - W dziewczynie - powiedział Misza. - W Alenie. Ona przyjechała w odwiedziny, mieszka u swojej ciotki. Wybaczcie mi z łaski swojej kłopot, który wam sprawiam. - Nie szkodzi, nie szkodzi, to mój obowiązek - powiedziała Głumuszka. - Jaką uczelnię kończyliście? - Uniwersytet Leningradzki. Wydział Filologiczny. A tutaj pracuję w gazecie jako nieetatowy publicysta. Mam dyplom uznania. - Bardzo mi miło. A nie wstyd wam, młody człowieku, prosić zacofaną staruszkę o miłosne ziele? Przesiądźcie się tutaj, na krzesło, bo przez całą izbę niewygodnie się rozmawia. Misza przesiadł się bliżej biurka i poczuł się od razu nieswojo, jak na egzaminie albo w dziale kadr. - Jesteście podobni do młodego Gribojedowa - powiedziała w zadumie staruszka. - Już mi to mówili - zgodził się Standal. - Namiętność opanowała was nieoczekiwanie, czy też narastała stopniowo? - Chyba nieoczekiwanie - powiedział Standal. - Ujrzałem ją i już. - Chcę was uprzedzić - powiedziała Głumuszka - że wzajemność spowodowana sztucznymi środkami może z czasem zaniknąć, co doprowadzi do tragicznych następstw. - Wiem. Ale dłużej już nie zniosę pogardy i obojętności. Wy, pewnie, nigdy się nie kochaliście. - Ja? Kochałam i to nie raz - odparła Głumuszka. - Przepraszam. Nie chciałem was dotknąć. - Może jednak uciekniecie się do bardziej konserwatywnych metod? - powiedziała czarownica. - Może otoczycie dziewczynę troską, uwagą i czułością, wykażecie swą odwagę, uczciwość i szlachetność? Wtedy Alena was pokocha. - Kiedy? - zaoponował Standal. - Za dziesięć dni moja ukochana wyjeżdża na zgrupowanie do Kaługi i nigdy więcej już jej nie zobaczę. - Jak chcecie - powiedziała Głumuszka. - Zostaliście uprzedzeni. Wobec tego muszę was strofografować i zrobić analizę krwi. - A nie można bez formalności? Dajcie mi po prostu lubczyk. - Och, mój Boże - westchnęła staruszka. - Czyżbyście wy, człowiek kulturalny, wierzyli w takie brednie? - Niby dlaczego mam nie wierzyć? Przecież widziałem rezultaty.
|