dzięki jednej z najwierutniejszych mrzonek, na jakie tylko zdobyć się można...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
 Overkill dla astrokalendarza pani Reiche  Pozostaje w zasadzie tylko “kalendarz astronomiczny” pani Reiche...
»
Legenda głosi — a jest to tylko legenda — jakoby ludzkość zawarła z Najeźdźcami pakt...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać błędy i pęknięcia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w nią tym skuteczniej, z tym...
»
Jeden li tylko okręt Argo228, sławion wszędy,Gdy wracał od Ajeta, mógł się przemknąć tędy -Lecz te rafy i Argo by nie oszczędziły,Gdyby nie pomoc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Żona moja nieraz
zwracała mi uwagę na zarys białej pręgi, o której mówiłem, a która stanowiła jedyną widomą
różnicę pomiędzy tym dziwnym a owym zamordowanym przeze mnie okazem. Czytelnik bez
wątpienia przypomina sobie, iż owa oznaka, mimo sporych rozmiarów, miała pierwotnie kształt
nieokreślony, lecz z wolna – w miarę stopniowań – niepochwytnych stopniowań, w których mój
rozum przez czas długi chciał się koniecznie dopatrzyć urojeń – nabrała wreszcie nieodpartej ja-
sności zarysów. Stała się teraz odwzorem przedmiotu, którego nie mogę bez zgrozy nazwać po
imieniu, a tu właśnie i tu przede wszystkim taiło się to, co mnie zmuszało do powzięcia strachu i
wstrętu względem potwora i co skusiłoby mnie do pozbycia się go na zawsze, gdybym miał
śmiałość po temu. Obecnie – powtarzam – była to podobizna ohydnego, zwłowieszczego narzę-
dzia – podobizna szubienicy. O, grobowe i straszliwe narzędzie! Narzędzie zgrozy i zbrodni –
agonii i śmierci!
Byłem oto zaiste nieszczęśliwy ponad miarę nieszczęścia dostępnego Człowiekowi. Bydlę
przyziemne, którego brata znicestwiłem wzgardliwie – bydlę przyziemne zgotowało dla mnie –
dla mnie, istoty, stworzonej na wzór i podobieństwo Boga Najwyższego, klęskę tak wielką i tak
ponad siły! Niestety, ni dniem, ni nocą nie zaznałem odtąd słodyczy spoczynku! Dniem zwierzę
nie opuszczało mię ani na mgnienie, a nocą – co chwila – po to się jeno budziłem z niewypowie-
dzianie trwożnych snów, aby wyczuwać na twarzy ciepły oddech owej n a m ac a l n o ś c i i jej
wiekuiście utrwalane na mym sercu niepomierne brzemię – wcielenie Zmory, z której nie mo-
głem się otrząsnąć!
Pod uciskiem takich męczarni źdźbło pozostałych we mnie dobrych uczuć – sczezło. Złe tylko
myśli poufaliły się z mym duchem – najmroczniejsze i na j– nikczemniejsze ze wszystkich myśli.
Właściwa memu usposobieniu posępność urosła aż do rozmiarów nienawiści dla wszelkiej rzeczy
i wszelkiej istoty ludzkiej. Tymczasem żona moja, która się nigdy nie skarżyła, stała się – niestety
– moim codziennym kozłem ofiarnym, najcierpliwszym łupem nagłych, częstych i nieposkro-
mionych wybuchów wściekłości, której się odtąd oddawałem na oślep. Pewnego dnia – gwoli
jakiejś domowej potrzeby – towarzyszyła mi w zejściu do piwnic starego domostwa, gdzie za-
mieszkaliśmy pod musem nędzy. Kot szedł za mną po stromych stopniach schodów i, na wstępie,
omal nie wywróciwszy mnie na głowę – rozjątrzył mój gniew aż do obłędu. Uniósłszy topora i
zapomniawszy w mej wściekłości dziecinnego strachu, który dotąd dłoń moją hamował, wymie-
68
rzyłem w zwierzę cios, który byłby śmiertelny, gdyby padł jakom chciał. Wszakże cios ów po-
wściągnęła dłoń mej żony. To pośrednictwo podjudziło mię aż do szatańskich rozścierwień. Wy-
szarpnąłem dłoń z jej uścisku i zanurzyłem topór w jej czaszce. Padła trupem na miejscu, nie wy-
dawszy jęku.
Spełniwszy tę zbrodnię straszliwą, natychmiast i z wielką przytomnością umysłu zakrzątnąłem
się dokoła ukrycia zwłok. Zmiarkowałem, że ani w dzień, ani w nocy nie zdołam wynieść ich z
domu, nie narażając się na niebezpieczeństwo zwrócenia baczności sąsiadów. Kilka pomysłów
przemknęło mi przez głowę. Była chwila, że zamierzyłem pokrajać ciało na drobne kawałki i
zniszczyć je ogniem. Potem postanowiłem wyżłobić jamę w gruncie piwnicznym. Potem chcia-
łem wrzucić ciało do studni podwórzowej – potem zapakować je do skrzyni, niby towar na sprze-
daż, z przestrzeżeniem wszelkich stosownych pozorów i polecić posłańcowi, aby je wyniósł
gdzieś – na miasto. Ostatecznie zatrzymałem się na pomyśle, który, moim zdaniem, był najlepszy
ze wszystkich. Zdecydowałem się zamurować je w piwnicy na wzór mnichów średniowiecznych,
którzy podobno zamurowywali swe ofiary.
Piwnica bardzo odpowiadała wykonaniu podobnego zamiaru. Mury były zbudowane niedbale
i świeżo powleczone grubym pokostem tynku, któremu wilgoć atmosfery nie dała stwardnieć.
Ponadto – w jednym z murów tkwił występ, utworzony ślepym kominkiem czy też rodzajem ja-
skini, pokostowanej i murowanej tak samo, jak reszta piwnicy. Nie wątpiłem, iż uda mi się z ła-
twością wyważyć w tym miejscu cegły, wtłoczyć tam ciało i zamurować wszystko w taki sposób,
ażeby niczyje oko nie zdołało wykryć nic podejrzanego.
I nie pomyliłem się w mych rachubach. Z pomocą obcęgów, bez żadnego trudu, wyszarpnąłem
cegły i, starannie przystosowawszy zwłoki do wewnętrznego muru, utrzymałem je w tym położe-
niu aż do chwili, gdy całemu obmurowaniu przywróciłem pozór pierwotny. Zaopatrzywszy się ze
wszelkimi możliwymi środkami ostrożności w zaprawę wapienną, piasek i szczerk, urobiłem
tynk, którego nie można było odróżnić od dawnego, i bardzo pilnie powlokłem nim nowo po-
wstały mur. Dokonawszy pracy, zauważyłem z zadowoleniem, iż wszystko udało się jak najle-
piej. Mur nie zdradzał najmniejszych śladów uszkodzenia. Z największą starannością usunąłem
wszelki gruz, odarłem – że tak powiem – ziemię ze skóry. Z tryumfem rozglądałem się na okół i
mówiłem sam do siebie: „Tu przynajmniej trud mój nie pójdzie na marne!”
Pierwszym moim odruchem było – wypatrzenie zwierzęcia – przyczyny tak wielkich nie-
szczęść, gdyż w końcu postanowiłem nieodwołalnie pokarać je śmiercią. Gdybym je w tej chwili
przyłapał, los jego byłby rozstrzygnięty. Lecz zmyślne zwierzę zlękło się snadź wybuchów mego
przed chwilą gniewu i postarało się o to, aby nie napatoczyć mi się na oczy w obecnym stanie
mego usposobienia. Ani opisowi, ani wyobrażeniu nie podda się głębokie i błogie uczucie ulgi,
którą nieobecność nienawistnego zwierzaka wytworzyła w mym sercu. Nie zjawił się przez noc

Powered by MyScript