Dlatego też unikano bombardowania, a nawet bezładnego używania ciężkiej broni w pobliżu terenów zabudowanych oraz - jako że samoloty były równie kosztowne,...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
traci! czas procesora na zbyt cz(ste testy; zbyt d!ugi czas u$pienia b(dzie oznacza!, "e w'tek b(dzie przebywa! w tym stanie nawet po zako&czeniu zadania, na...
»
a) relatywizm - dopuszczaj¹cy prawdy cz¹stkowe,b) pluralizm - dopuszczaj¹cy wieloœæ definicji prawdy,c) sceptycyzm - dopuszczaj¹cy nawet klasyczne...
»
Psychologia fizjologiczna miala w zasadzie byc tylko jednym ze specjalnych dzialów psychologii, czy nawet tylko dyscyplina pomocnicza dla psychologii: ale ze wzgledu...
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
czarna legenda dziejow polskiNiemiecki Instytut Historyczny - za KrzyżakamiZadbał o wybielenie Krzyżaków w Polsce również Niemiecki Instytut...
»
których zaspokojenie nauka społeczna ma ułatwić — będą nietylko „organiczne", lecz będą również wynikać ze społecznejistoty...
»
znaczeniu jako znak czegoś, signifiant odnoszący się do signifié, signifiant różne od swego signifié...
»
400 Jest to nazwa ograniczonej zakrzepicy ¿ylnej zlokalizowanej pod skóra wokó³ odbytu, inaczej znanej jako zakrzepica ¿ylaków zewnêtrznych odbytu; objawia siê pod...
»
Serwer udzielił mu dostępu do swej pamięci jako Zygmuntowi Sygusiowi, ale w osobistym katalogu Zygmunta Sygusia Robert nie znalazł niczego ciekawego...
»
Tej to duszy przys³uguje istnienie, a poœrednio dopiero cia³u zorganizowanemu przez duszê,podczas gdy zwierzêtom i roœlinom istnienie przys³uguje jako jU¯...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Pod koniec tych trzech tygodni Cletus najwidoczniej stracił cierpliwość, bo wydał rozkazy, z których powodu kanclerz Ad Reyes dosłownie przybiegł do jego gabinetu, podkasawszy czarną togę tak, aby mieć swobodę ruchów.
- Wysyła pan połowę swoich sił, by zajęły Armoy i port kosmiczny! - rzucił oskarżycielsko Reyes, wpadając do gabinetu.
Cletus spojrzał na niego znad biurka, przy którym pracował.
- Usłyszał pan o tym, prawda? - zapytał.
- UsÅ‚yszaÅ‚em! - Reyes wielkimi krokami zbliżyÅ‚ siÄ™ do biurka i pochyliÅ‚ nad nim tak, jak gdyby chciaÅ‚ przytknąć swój nos do nosa Cletusa. - WidziaÅ‚em je! Wszystkie te cywilne ciężarówki, które pan zarekwirowaÅ‚, aby przetrans­portować swojÄ… dodatkowÄ… dywizjÄ™, wyruszyÅ‚y w kierunku Armoy! Niech mi pan nie mówi, że wcale tam nie jadÄ…!
- Właśnie tam jadą - powiedział Cletus zgodnie. - Reszta wojska wyruszy w ciągu dwudziestu czterech godzin. Nie ma po prostu sensu prowadzenie nadal tego oblężenia. Mam zamiar przerwać je, ruszyć na Armoy i zająć tamtejszy port kosmiczny.
- Przerwać oblężenie?... Cóż to znowu za sztuczka? Gdyby został pan opłacony przez miasta-państwa, aby nas zdradzić, nie mógłby pan lepiej wymyślić - urwał gwałtownie, wzdrygając się na dźwięk własnych słów. Cletus wstał zza biurka.
- Mam nadzieję, że się przesłyszałem, panie kanclerzu. - Głos i spojrzenie Cletusa zmieniły się. - Oskarża pan Dorsajów o zerwanie kontraktu z pańskim rządem?
- Nie... to znaczy, nie miałem na myśli... -jąkał się Reyes.
- RadziÅ‚bym panu uważać na to, co pan mówi - powie­dziaÅ‚ Cletus. - Dorsajowie nie zrywajÄ… kontraktów i nie tolerujÄ… tego rodzaju oskarżeÅ„. A teraz po raz ostatni pozwolÄ™ sobie przypomnieć panu, że ja, tylko ja dowodzÄ™ tÄ… kampaniÄ…. Może powinien pan wrócić do swojej kwatery.
- Tak, ja... - i Reyes ulotnił się.
Tuż przed Å›witem nastÄ™pnego dnia reszta Dorsajów ob­legajÄ…cych miasto wsiadÅ‚a do swoich wojskowych pojazdów i odjechaÅ‚a z caÅ‚ym wyposażeniem i broniÄ…. Jedynie samoloty zostaÅ‚y nad Spainville, aby uniemożliwić przeciwnikowi Å›le­dzenie dorsajskich oddziałów.
Świt wstał nad pustymi okopami i porzuconymi przez najemników umocnieniami, ale dopiero koło południa cisza i opustoszały wygląd okolicy wywabiły ze Spainville patrole. Kiedy sprawdzono byłe dorsajskie pozycje i stwierdzono, że są opuszczone, na podstawie śladów widocznych na ziemi i trawie na południe od miasta określono kierunek, w jakim odjechali najemnicy, i zawiadomiono generała Lu Maya.
Lu May wyrwany tymi wieÅ›ciami ze snu przeklinaÅ‚ w spo­sób, który wyszedÅ‚ z mody czterdzieÅ›ci lat temu.
- Mamy go! - wykrzyknÄ…Å‚ wytaczajÄ…c siÄ™ z łóżka i za­czynajÄ…c w poÅ›piechu wciÄ…gać na siebie ubranie. - Nie mógÅ‚ znieść czekania i zadziaÅ‚aÅ‚ na wÅ‚asnÄ… szkodÄ™.
- Generale? - zaprotestował pułkownik, który przyniósł tę nowinę. - Zadziałał na własną szkodę? Nie rozumiem...
- To dlatego, że wy, dzieciaki, nie wiecie, jak się naprawdę prowadzi wojnę! - ryknął Lu May, wbijając się w spodnie. - Grahame kieruje się na Armoy, idioto!
- Tak jest, generale - powiedział pułkownik. - Ale nadal nie rozumiem...
- Pogodził się z faktem, że nie ma żadnych szans na zdobycie naszego miasta! - wyrzucił z siebie Lu May. - Zrezygnował więc i postanowił opanować Armoy. W ten sposób może twierdzić, że zrobił, co mógł, zdobywając przynajmniej dla kolonii Breatha port kosmiczny, który stanowił swego rodzaju konkurencję! Powie im, że mając ten port, mogą ubić z nami interes i ochronić swój korytarz do morza! Nie rozumie pan tego? Grahame w końcu przyznał, że podpisał kiepski kontrakt. Chce wycofać się z niego na jakichkolwiek warunkach, ale nie może tego zrobić, dopóki nie zaoferuje kolonii Breatha czegoś w zamian. I będzie tym Armoy i jego port kosmiczny.
- Tak jest, generale - powiedziaÅ‚ z przekonaniem puÅ‚­kownik. - Rozumiem to. Ale nie wiem, dlaczego powiedziaÅ‚ pan, że Grahame dziaÅ‚a na wÅ‚asnÄ… szkodÄ™. Przecież jeÅ›li może dać kolonii Breatha port kosmiczny Armoy jako argument przetargowy...
- Idiota! Skończony idiota! - wrzasnął Lu May. - On musi najpierw zdobyć Armoy, czy nie tak, głupcze?
- Tak jest, generale...

Powered by MyScript