To wszystko zaszło za daleko. Przez moment zapragnął udać się wprost do cioci Pol, aby zaprotestować, im bardziej jednak zastanawiał się nad tym pomysłem, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ciotka nie okaże mu najmniejszego współczucia. Nagle zaczął kojarzyć wiele różnych drobiazgów. Ciocia Pol nie tylko uczestniczyła w tym absurdzie; świadomie uczyniła wszystko, co tylko mogła, aby upewnić się, że Garion w żaden sposób nie zdoła się wymknąć. Musiał z kimś pomówić - z kimś dostatecznie przebiegłym i pozbawionym skrupułów, aby wykombinował jakieś wyjście. Opuściwszy salonik Ce’Nedry, udał się na poszukiwania Silka. Drasanina nie było w jego komnacie, służący zaś, który słał właśnie łóżko, kłaniając się ciągle, wyjąkał przepraszającym tonem, że nie ma pojęcia, gdzie może podziewać się Silk. Garion pospiesznie wyszedł na korytarz. Ponieważ pokoje, które Barak dzielił ze swą żoną i dziećmi, mieściły się zaledwie kilka kroków dalej, Garion skierował się tam, usiłując nie oglądać się na odzianego w szary płaszcz służącego, który nadal postępował w ślad za nim. - Baraku! - zawołał stukając do drzwi Chereka. - To ja, Garion. Czy mogę wejść? Lady Merel natychmiast otworzyła drzwi i dygnęła z szacunkiem. - Proszę, nie rób tego - rzucił błagalnie Garion. - O co chodzi, Garionie? - spytał Barak z zielonego fotela, na którym siedział podrzucając swego synka na kolanie. - Szukam Silka - wyjaśnił młodzieniec, wkraczając do wielkiej, przytulnej komnaty zasłanej ubraniami i zabawkami dzieci. - Masz lekko błędny wzrok - zauważył olbrzym. - Czy coś się stało? - Właśnie otrzymałem bardzo niepokojące nowiny - poinformował go Garion z lekkim dreszczem. - Muszę pomówić z Silkiem. Może on zdoła coś wymyślić. - Czy masz ochotę na śniadanie? - spytała Merel. - Dziękuję, ale już jadłem. - Garion przyjrzał się jej bliżej. Żona Baraka rozpuściła swe warkocze, nadające jej nieco surowy wygląd: złote włosy łagodnie okalały twarz. Jak zwykle miała na sobie zieloną suknię, lecz w jej postawie brakowało dawnej sztywności. Barak, jak dostrzegł Garion, również stracił ową ponurą zaciętość, jaka zawsze dotąd cechowała go w obecności żony. W tym momencie do pokoju wbiegły dwie córki Baraka, trzymając za ręce Podarka. Cała trójka usiadła w kącie i zaczęła rozgrywać jakąś skomplikowaną grę, do której najwyraźniej należały również nieustanne wybuchy śmiechu. - Mam wrażenie, że moje córki zdecydowały się go usidlić. - Barak uśmiechnął się szeroko. - Nagle jestem otoczony przez dzieci i żonę, a najśmieszniejsze jest to, że zupełnie mi to nie przeszkadza. Merel obdarzyła go szybkim, niemal nieśmiałym uśmiechem, po czym obejrzała się na rozchichotaną trójkę. - Dziewczynki go uwielbiają - stwierdziła, zwracając się do Gariona. - Czy zauważyłeś już wcześniej, że nie można dłużej niż przez chwilę wpatrywać mu się w oczy? Zawsze wtedy mam wrażenie, że spogląda mi prosto w serce. Garion skinął głową. - Myślę, że może to mieć coś wspólnego z zaufaniem, jakim obdarza wszystkich bez wyjątku - zasugerował, po czym dodał pod adresem Baraka: - Czy orientujesz się, gdzie mógłbym zastać Silka? Cherek roześmiał się. - Przejdź się po korytarzach, nasłuchując stukotu kości. Nasz złodziejaszek oddaje się hazardowi od chwili przybycia do Rivy. Może Durnik wie, gdzie się podziewa. Jego samego znajdziesz w stajniach. Ukrywa się tam. Królewskie towarzystwo okropnie go denerwuje. - Mnie także - zauważył Garion. - Ale przecież ty jesteś królem - przypomniała mu Merel. - To jeszcze bardziej mnie niepokoi - odparł. Do stajen można się też było dostać wąskimi, bocznymi korytarzami i Garion zdecydował się pójść tą drogą, unikając elegantszych komnat, które roiły się od szlachty. Owe wąskie korytarzyki były wykorzystywane przede wszystkim przez służbę kuchenną, biegającą tam i z powrotem, i Garion miał nadzieję, że większość z podkuchennych jeszcze go nie zna. Maszerując szybko naprzód, schylił głowę, aby uniknąć rozpoznania. Nagle znów spostrzegł człowieka, który dotrzymywał mu kroku od chwili, gdy opuścił królewskie komnaty. Wreszcie, zdenerwowany do tego stopnia, że nie zależało mu już na zachowaniu anonimowości, Garion odwrócił się, aby stawić czoło swemu prześladowcy. - Wiem, że tam jesteś - oznajmił. - Stań tak, żebym mógł cię widzieć. - Czekał przez chwilę, niecierpliwie stukając nogą. Korytarz pozostawał pusty i cichy. - Wychodź natychmiast - powtórzył Garion rozkazująco. Było to dla niego zupełnie nowe doświadczenie. Jednak nie odpowiedział mu żaden ruch i żaden dźwięk. Garion przez moment rozważał możliwość powrotu własnymi śladami, dzięki czemu mógłby przyłapać owego natrętnego sługę na tym, jak skrada się za nim. W tym samym momencie jednak z kierunku, z którego przyszedł, zbliżył się niosący tacę mężczyzna. - Czy widziałeś tam kogoś? - spytał Garion. - Tam, to znaczy gdzie? - chciał wiedzieć służący, najwyraźniej nie rozpoznając swego króla. - W tym korytarzu. Służący potrząsnął głową. - Nie widziałem nikogo od chwili, kiedy wyszedłem z komnat króla Drasni. Czy uwierzyłbyś, że to jego trzecie śniadanie? Nigdy nie widziałem kogoś, kto tak dużo je. - Spojrzał na Gariona. - Wiesz chyba, że nie powinieneś tu być - ostrzegł. - Jeśli główny kucharz cię przyłapie, z pewnością da ci w skórę. Nie lubi, jak plączą się tu nieupoważnieni ludzie. - Idę właśnie do stajni - wyjaśnił Garion. - Zatem na twoim miejscu ruszałbym naprzód. Główny kucharz ma okropny charakter. - Zapamiętam to sobie - przyrzekł Garion. Lelldorin wychodził właśnie ze stajni i rzucił Garionowi zdumione spojrzenie, kiedy obaj zbliżali się do siebie na zaśnieżonym dziedzińcu. - Jak ci się udało uciec tym wszystkim urzędnikom? - spytał, po czym, jakby coś sobie przypomniał, ukłonił się głęboko. - Proszę, nie rób tego, Lelldorinie - rzucił Garion. - Sytuacja jest rzeczywiście odrobinę niezręczna - zgodził się Lelldorin. - Będziemy zachowywać się wobec siebie tak jak przedtem - oznajmił Garion stanowczo. - Przynajmniej do chwili, kiedy powiedzą nam, że to niedozwolone. Czy masz jakiekolwiek pojęcie, gdzie podziewa się Silk?
|