wzrokiem powiódł po zebranych chłopcach i dziewczętach...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Dziewczyna stała przez długą chwilę pod kamiennym blokiem, z głową uniesioną wysoko, nie tylko obserwując budowlę, ale też wchłaniając jej zapachy...
»
Gdy zapukała do drzwi, otworzyło się małe okienko i młoda dziewczyna, blondynka, wysunęła okrągłą wesołą twarzyczkę...
»
No, a on sam? Czy był w stanie sprostać inteligentnej dziewczynie, nawet jeśli serdecznej i miłej, to przecież niezależnej? Spotykał się z kilkoma...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
bogactwa świata czekają, żebyś je wziął w posiadanie i korzystał z nich! Człowiek wyzbyty lęku obejmuje wzrokiem rozległe horyzonty...
»
Nie chcę dotykać dziewczęcych ciał...
»
Dziewczyna pokręciła w zdumieniu głową...
»
- To jest Trot - przedstawiła go dziewczyna...
»
- Tak - odpowiedziała dziewczyna...
»
Podziwiałam odwagę malców nie lękających się chłopca znacznie większego od siebie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Trochę dłużej zatrzymał się
na Achai. Potem spojrzał na podoficera.
— To ja cię mam uczyć jak rekruta szkolić, chuju?!!! — ryknął.
Achaja poczerwieniała, słysząc tak ordynarne przekleństwo. Dziesiętnik jednak, za-
miast się przestraszyć, jakby pokraśniał. Stek przekleństw, spływający na jego głowę
z ust oficera, zamiast go pogrążać, zdawał się sprawiać ożywczy efekt. Dziesiętnik rósł,
prostował się, nabierał powagi i pewności siebie. Setnik, zmożony alkoholem, nie miał
jednak niewyczerpanych sił. Zadyszał się i zamilkł, usiłując odzyskać głos. Po dłuższej
chwili podszedł do zbitej grupki rekrutów.
— No! — rozkraczył się i ujął pod boki. — A więc jesteście w wojsku, psy!
45
Nie zaczyna się zdania od: „a więc” — pomyślała Achaja, ale nie powiedziała tego
głośno.
— Każdy z was rozpoczyna dzisiaj służbę dla naszego ukochanego Króla! Pocho-
dzicie z gminu, czy skąd tam... — machnął ręką, chwiejąc się na nogach. — Nieważne.
Każdy z was, che, che, może dojść nawet do godności stratega! Cha, cha, cha... Jak to mó-
wił nasz Król: „Każdy żołnierz nosi buławę stratega w plecaku!...” Ale nie bierzcie sobie
tego, póki co, do serca. No.
Rozmasował sobie twarz i rzucił podoficerowi:
— Wykonać rozkaz!
Dziesiętnik nie pytał, jaki rozkaz, choć żaden nie padł przecież. Po odejściu setnika
zbliżył się do Achai z jadowitym uśmiechem.
— Jaśnie pani nie chce sprzątać? — spytał, nie oczekując odpowiedzi. — No nie ma
sprawy. Niech jaśnie pani usiądzie sobie, tu jest ławeczka — uśmiechnął się nawet miło.
Potem odszedł do reszty rekrutów. — Zdać szmatki! — ryknął.
Przestraszeni, nowi żołnierze oddali szmatki z zadziwiającą szybkością.
— Nabrudzić tu!!! — zawył dziesiętnik.
Tego nawet dzieci kupców, chłopów i rzemieślników nie mogły pojąć. Dziesiętnik
rozsierdził się ich głupotą.
— No, nawnosić tu ziemi, debile!!! — krzyknął. — A polać wodą, a naszczać, jak bę-
dzie trzeba!!!
Dłuższy czas patrzył na niezbyt zborne wysiłki nabrudzenia czynione przez od-
dział. Uśmiechał się coraz szerzej.
— No i jak? — zagadnął Achaję siedzącą na ławce. — Może być?
— To idiotyzm — mruknęła dziewczyna.
— Heee... nie taki bardzo — odpowiedział zadziwiająco przytomnie jak na człowie-
ka z gminu. — No już, już — krzyknął. — A teraz sprzątać, psiekrwie!
— Ale czym? — ktoś dał się zaskoczyć.
— A mordą gnoju! Własną mordą! — wziął się pod boki. — Nie idzie?! — wrzasnął
do bardziej opornych, którzy po pierwszych słowach nie opadli na kolana. — To zlizuj,
psie! Wyliż mi to do czysta!!!
Chłopcy i dziewczęta szorowali podłogę gołymi rękami, zlizywać jakoś nikt nie
chciał. Gorączkowa praca wydawała się nie mieć końca i nie przynosić żadnych efek-
tów. Dziesiętnik nie był zadowolony.
— Hej, ty! — wskazał na chłopaka bardziej rosłego niż inni. — Ty się nie przykła-
dasz!
— Robię co inni, panie! — chłopak zdwoił wysiłki.
— Nie pyskuj! Wstań i podskakuj, gnoju!
Chłopak wstał co prawda, ale nie bardzo wiedział, co ma uczynić.
46
— No skacz, debilu! W górę! — wrzasnął dziesiętnik. Widząc jak tamten podskaku-
je niepewnie, kilka razy powstrzymał go ruchem ręki. — Ty — dotknął ramienia jakiejś
dziewczyny. — Właź mu na plecy!
— Co?
— Nie „co”, zarazo, tylko: „słucham, proszę pana”! Noż kurde blade, na barana nig-
dy nie jeździliście? Ojciec nie nosił?
Coś jakby cień zrozumienia odbił się na twarzach dwójki skazańców. Dziewczyna
z trudem wdrapała się na plecy chłopca, usiłując przytrzymać przy udach krótką spód-
niczkę.
— No skacz!
Wiejski osiłek podskoczył kilka razy, ale nie mogło to zadowolić dziesiętnika.
— Wyżej, wyżej! Co, ojciec jeść nie dawał? To skąd tak wyrosłeś? Wyżej, mówię!
Chłopak podskoczył jak mógł najwyżej, aż dziewczyna palnęła głową o powałę
i zwaliła mu się przez plecy.
— No co ty robisz, psie? Zabić chcesz? No to ja ci za to każę dwadzieścia razy wokół
placu przebiec. O żesz ty! — dodał, widząc jego zdziwione spojrzenie. — To tyle razy, ile
masz palców u rąk i nóg, no jazda! Stój!!! A plecak co? Zapomniałeś?
Zignorował wysiłki tych, którzy usiłowali pomóc leżącej na ziemi dziewczynie, ale
tylko na chwilę.
— A wy co? Pracować nie chcecie?! No to teraz każdy z was wyjmie miecz, wyma-
chuje i krzyczy: „Będę bronić mojego dziesiętnika!”. Głośniej! Głośniej! I podłogę czy-
ścić przy tym! Jak to czym, kretynie? Drugą rękę masz wolną! Krzycz i machaj! A ty co?
— szturchnął jakąś dziewczynę, która nie mogła sobie poradzić z bojowym okrzykiem,
machaniem mieczem i czyszczeniem podłogi jednocześnie. — Nie chcesz mnie bronić?

Powered by MyScript