Trochę dłużej zatrzymał się
na Achai. Potem spojrzał na podoficera.
— To ja cię mam uczyć jak rekruta szkolić, chuju?!!! — ryknął.
Achaja poczerwieniała, słysząc tak ordynarne przekleństwo. Dziesiętnik jednak, za-
miast się przestraszyć, jakby pokraśniał. Stek przekleństw, spływający na jego głowę
z ust oficera, zamiast go pogrążać, zdawał się sprawiać ożywczy efekt. Dziesiętnik rósł,
prostował się, nabierał powagi i pewności siebie. Setnik, zmożony alkoholem, nie miał
jednak niewyczerpanych sił. Zadyszał się i zamilkł, usiłując odzyskać głos. Po dłuższej
chwili podszedł do zbitej grupki rekrutów.
— No! — rozkraczył się i ujął pod boki. — A więc jesteście w wojsku, psy!
45
Nie zaczyna się zdania od: „a więc” — pomyślała Achaja, ale nie powiedziała tego
głośno.
— Każdy z was rozpoczyna dzisiaj służbę dla naszego ukochanego Króla! Pocho-
dzicie z gminu, czy skąd tam... — machnął ręką, chwiejąc się na nogach. — Nieważne.
Każdy z was, che, che, może dojść nawet do godności stratega! Cha, cha, cha... Jak to mó-
wił nasz Król: „Każdy żołnierz nosi buławę stratega w plecaku!...” Ale nie bierzcie sobie
tego, póki co, do serca. No.
Rozmasował sobie twarz i rzucił podoficerowi:
— Wykonać rozkaz!
Dziesiętnik nie pytał, jaki rozkaz, choć żaden nie padł przecież. Po odejściu setnika
zbliżył się do Achai z jadowitym uśmiechem.
— Jaśnie pani nie chce sprzątać? — spytał, nie oczekując odpowiedzi. — No nie ma
sprawy. Niech jaśnie pani usiądzie sobie, tu jest ławeczka — uśmiechnął się nawet miło.
Potem odszedł do reszty rekrutów. — Zdać szmatki! — ryknął.
Przestraszeni, nowi żołnierze oddali szmatki z zadziwiającą szybkością.
— Nabrudzić tu!!! — zawył dziesiętnik.
Tego nawet dzieci kupców, chłopów i rzemieślników nie mogły pojąć. Dziesiętnik
rozsierdził się ich głupotą.
— No, nawnosić tu ziemi, debile!!! — krzyknął. — A polać wodą, a naszczać, jak bę-
dzie trzeba!!!
Dłuższy czas patrzył na niezbyt zborne wysiłki nabrudzenia czynione przez od-
dział. Uśmiechał się coraz szerzej.
— No i jak? — zagadnął Achaję siedzącą na ławce. — Może być?
— To idiotyzm — mruknęła dziewczyna.
— Heee... nie taki bardzo — odpowiedział zadziwiająco przytomnie jak na człowie-
ka z gminu. — No już, już — krzyknął. — A teraz sprzątać, psiekrwie!
— Ale czym? — ktoś dał się zaskoczyć.
— A mordą gnoju! Własną mordą! — wziął się pod boki. — Nie idzie?! — wrzasnął
do bardziej opornych, którzy po pierwszych słowach nie opadli na kolana. — To zlizuj,
psie! Wyliż mi to do czysta!!!
Chłopcy i dziewczęta szorowali podłogę gołymi rękami, zlizywać jakoś nikt nie
chciał. Gorączkowa praca wydawała się nie mieć końca i nie przynosić żadnych efek-
tów. Dziesiętnik nie był zadowolony.
— Hej, ty! — wskazał na chłopaka bardziej rosłego niż inni. — Ty się nie przykła-
dasz!
— Robię co inni, panie! — chłopak zdwoił wysiłki.
— Nie pyskuj! Wstań i podskakuj, gnoju!
Chłopak wstał co prawda, ale nie bardzo wiedział, co ma uczynić.
46
— No skacz, debilu! W górę! — wrzasnął dziesiętnik. Widząc jak tamten podskaku-
je niepewnie, kilka razy powstrzymał go ruchem ręki. — Ty — dotknął ramienia jakiejś
dziewczyny. — Właź mu na plecy!
— Co?
— Nie „co”, zarazo, tylko: „słucham, proszę pana”! Noż kurde blade, na barana nig-
dy nie jeździliście? Ojciec nie nosił?
Coś jakby cień zrozumienia odbił się na twarzach dwójki skazańców. Dziewczyna
z trudem wdrapała się na plecy chłopca, usiłując przytrzymać przy udach krótką spód-
niczkę.
— No skacz!
Wiejski osiłek podskoczył kilka razy, ale nie mogło to zadowolić dziesiętnika.
— Wyżej, wyżej! Co, ojciec jeść nie dawał? To skąd tak wyrosłeś? Wyżej, mówię!
Chłopak podskoczył jak mógł najwyżej, aż dziewczyna palnęła głową o powałę
i zwaliła mu się przez plecy.
— No co ty robisz, psie? Zabić chcesz? No to ja ci za to każę dwadzieścia razy wokół
placu przebiec. O żesz ty! — dodał, widząc jego zdziwione spojrzenie. — To tyle razy, ile
masz palców u rąk i nóg, no jazda! Stój!!! A plecak co? Zapomniałeś?
Zignorował wysiłki tych, którzy usiłowali pomóc leżącej na ziemi dziewczynie, ale
tylko na chwilę.
— A wy co? Pracować nie chcecie?! No to teraz każdy z was wyjmie miecz, wyma-
chuje i krzyczy: „Będę bronić mojego dziesiętnika!”. Głośniej! Głośniej! I podłogę czy-
ścić przy tym! Jak to czym, kretynie? Drugą rękę masz wolną! Krzycz i machaj! A ty co?
— szturchnął jakąś dziewczynę, która nie mogła sobie poradzić z bojowym okrzykiem,
machaniem mieczem i czyszczeniem podłogi jednocześnie. — Nie chcesz mnie bronić?
|