— Bardzo szczególny gość. — To wyjątkowo niejasna odpowiedź, przyjacielu. — Jesteś pewien, że naprawdę chcesz to wiedzieć? — Owszem — odparł Silk. — Myślę, że tak. Mam wrażenie, że będę w tym uczestniczył. — Jesteś świadom istnienia Proroctwa? — Oczywiście. — Okazuje się, że Proroctwo to nieco więcej niż tylko stwierdzenie dotyczące przyszłości. Od czasu do czasu jest w stanie wtrącać się do pewnych spraw. Czasami przemawia do Gariona. Oczy Silka zwęziły się, gdy Drasanin przetrawiał słowa czarodzieja. — W porządku — rzucił wreszcie. — Nie wyglądasz na zaskoczonego. Człowieczek o szczurzej twarzy roześmiał się. — Belgaracie, nic, co wiąże się z całą tą sprawą, nie jest w stanie mnie zadziwić. Belgarath odwrócił się do Gariona. — Co dokładnie ci powiedział? — Pokazał mi Kodeks Mriński. Czytałeś go kiedyś? — Od początku do końca, tam i z powrotem. Od czasu do czasu nawet na boki. Którą część ci pokazał? — Tę opowiadającą o spotkaniu Dziecięcia Światła i Dziecięcia Mroku. — Ach, tak — mruknął Belgarath. — Obawiałem się, że mogło chodzić właśnie o nią. Czy wyjaśnił ci jej znaczenie? Oszołomiony Garion skinął jedynie głową. — No cóż. — Stary czarodziej rzucił mu przenikliwe spojrzenie. — Teraz już wiesz najgorsze. Co zamierzasz z tym zrobić? — Przedstawił mi parę możliwości — odparł Garion. — Mogę zaczekać, póki nie zbierzemy armii, po czym wyruszymy na wojnę i przez kilka pokoleń będziemy ścierali się z Angarakami. To jedno wyjście, prawda? Belgarath przytaknął. — Oczywiście, oznacza to także bezsensowną śmierć milionów ludzi. Starzec ponownie skinął głową. Garion odetchnął głęboko. — Albo też — ciągnął — mogę wyruszyć samotnie, odnaleźć Toraka — gdziekolwiek jest — i spróbować go zabić. Silk zagwizdał cicho. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia. — Powiedział, że nie muszę wyruszać samotnie — dodał Garion z nutką nadziei w głosie. — Spytałem go o to. — Dzięki — mruknął sucho Belgarath. Silk rozparł się na najbliższym krześle, pocierając z namysłem swój szpiczasty nos. W końcu spojrzał na Belgaratha. — Wiesz, że Polgara obdarłaby nas ze skóry kawałek po kawałku, gdybyśmy pozwolili mu jechać samemu. Belgarath mruknął coś pod nosem. — Gdzie dokładnie jest Torak? — W Cthol Mishrak, w Mallorei. — Nigdy tam nie byłem. — A ja tak. Parę razy. To niezbyt przyjemne miejsce. — Może polepszyło się z czasem? — Nie przypuszczam. Silk wzruszył ramionami. — Może powinniśmy mu towarzyszyć? Wskazać drogę, czy coś w tym rodzaju? Zresztą i tak już najwyższy czas, abym opuścił Rivę. Wkrótce zaczną krążyć różne nieprzyjemne plotki. — Wiosna to najlepsza pora roku na podróż — przyznał Belgarath, zerkając przebiegle na Gariona. Młody król już czuł się lepiej. Z kpiącego tonu ich głosów wywnioskował, że podjęli już decyzję. Nie będzie musiał sam wyruszać na poszukiwanie Toraka. Na razie to wystarczyło. O resztę będzie martwił się później. — No dobrze — powiedział. — To co robimy? — Cichutko wykradniemy się z Rivy — odrzekł Belgarath. — Długie dyskusje z twoją ciotką na ten temat nic nam nie dadzą. — Przemawia przez ciebie mądrość stuleci — zgodził się z zapałem Silk. — Kiedy ruszamy? — Jego oczka łasicy rozbłysły — Im wcześniej, tym lepiej — odparł Belgarath. — Czy masz jakieś plany na ten wieczór? — Nic, czego nie mógłbym przełożyć. — Zatem w porządku. Zaczekamy, aż wszyscy położą się do łóżek, a potem zabierzemy miecz Gariona i w drogę. — Dokąd się udamy? — spytał Garion. — Najpierw do Sendarii — stwierdził czarodziej. — Potem przez Drasnię do Gar og Nadrak. Stamtąd na północ, w stronę archipelagu, który przylega do Mallorei. To bardzo daleka droga. Od Cthol Mishrak i grobowca jednookiego boga dzielą nas setki mil. — A potem? — Potem, Garionie, rozstrzygniemy tę sprawę — raz na zawsze. DRASNIA ROZDZIAŁ XVII „Kochana ciociu Pol” — zaczynał się list Gariona — „wiem, że cię zdenerwuję, ale nie mam innego wyjścia. Czytałem Kodeks Mriński i zrozumiałem, co muszę zrobić. Znam...” Urwał, marszcząc brwi. — Jak się pisze Proroctwo? — spytał. Belgarath przeliterował. — Nie rozpisuj się zanadto, Garionie — poradził. — Nic, co powiesz, nie zdoła złagodzić jej złości, więc trzymaj się tematu. — Nie sądzisz, że powinienem wyjaśnić jej, dlaczego to robimy? — Czytała Kodeks, Garionie — odparł Belgarath. — Nie potrzebuje żadnych wyjaśnień, żeby wiedzieć, co nami kieruje. — Naprawdę powinienem też zostawić krótki liścik Ce’Nedrze. — Polgara powie jej wszystko, co potrzeba — mruknął Belgarath. — Mamy sporo rzeczy do zrobienia i nie możemy pozwolić sobie na to, by spędzić całą noc na prowadzeniu korespondencji. — Nigdy dotąd nie pisałem listu — zauważył Garion. — To nie takie łatwe, jak się wydaje. — Po prostu powiedz to, co masz do powiedzenia, i skończ — poradził czarodziej. — Daj spokój szczegółom. Otwarły się drzwi i do środka wsunął się Silk. Miał na sobie nie rzucający się w oczy strój, który zawsze wkładał wyruszając w drogę. W rękach trzymał dwa zawiniątka. — Myślę, że powinny na was pasować — stwierdził, podając jedno Belgarathowi, a drugie Garionowi. — Czy przyniosłeś pieniądze? — spytał czarodziej.
|