Prosiła o książki dotyczące problemów małżeńskich, psychologii, polityki. Bibliotekarka odetchnęła z ulgą. Ta miła dziewczyna wreszcie przestała interesować się seksem i zajęła poważniejszymi sprawami. Maria zaczęła regularnie czytać gazety, śledząc strony poświęcone gospodarce, bo jej klienci byli w większości ludźmi biznesu. Dopytywała się o literaturę na temat osobistego rozwoju, ponieważ wszyscy lub prawie wszyscy klienci oczekiwali od niej jakiejś rady. Przestudiowała rozmaite rozprawy o emocjach, gdyż każdy cierpi z takiego bądź innego powodu. Maria była prostytutką z klasą, nie miała sobie równych. Po sześciu miesiącach pracy zdobyła liczną i wierną klientelę, co budziło zawiść, ale także podziw koleżanek. Sam seks jak dotąd w żaden sposób nie wzbogacił jej życia. Rozkładała nogi, domagała się, by klient założył prezerwatywę, trochę jęczała (dzięki Nyah odkryła, że jęki mogły przynieść nawet pięćdziesiąt franków napiwku) i zaraz po stosunku brała prysznic, bo chciała, by woda choć troszkę obmyła jej duszę. Żadnych pocałunków – pocałunek to dla prostytutki świętość. Nyah uzmysłowiła jej, że powinna zachować pocałunek dla wielkiej miłości, jak Śpiąca Królewna. Pocałunek wyrwie ją ze snu, pozwoli wrócić do krainy baśni. Sprawi, że Szwajcaria znów stanie się krajem czekolady, krów i zegarków. Żadnych orgazmów, rozkoszy ani podniecenia. W dążeniu do doskonałości Maria obejrzała kilka filmów pornograficznych z zamiarem nauczenia się czegoś, co mogłoby się jej przydać. Odkryła wiele interesujących rzeczy, których nie miała odwagi zaproponować swym klientom. Wymagały czasu, a Milanowi zależało, aby dziewczyny miały po trzech klientów co wieczór. Po sześciu miesiącach Maria odłożyła sześćdziesiąt tysięcy franków, zaczęła jadać w lepszych restauracjach i myśleć o przeprowadzce do przestronniejszego mieszkania. Mogła pozwolić sobie na kupno książek, lecz wolała chodzić do biblioteki, która była jej jedynym łącznikiem ze światem rzeczywistym, pewniejszym i trwalszym. Ceniła sobie krótkie pogawędki z bibliotekarką. Ta dyskretna kobieta nigdy nie zadawała jej zbyt wielu pytań. Szwajcarzy są z natury raczej powściągliwi i dyskretni (nieprawda – w „Copacabanie” i w łóżku pozbywali się zahamowań, odzyskiwali werwę, ujawniali swe kompleksy, jak wszyscy inni ludzie na świecie). Pamiętnik Marii z pewnego ponurego niedzielnego popołudnia: Wszyscy mężczyźni, wysocy czy niscy, pewni siebie czy nieśmiali, sympatyczni czy wyniośli, mają jedną wspólną cechę: gdy przekraczają próg „Copacabany”, boją się. Bardziej doświadczeni ukrywają swój strach, zagłuszając go hałaśliwością. Ci, którzy mają zahamowania, zaczynają pić w nadziei, że alkohol pozwoli im się rozluźnić. Ale ja nie mam żadnych wątpliwości: poza nielicznymi wyjątkami – „specjalnymi klientami”, których Milan mi jeszcze nie przedstawił – wszyscy się boją. Czego się właściwie boją? Tak naprawdę to ja powinnam drżeć ze strachu. To ja wychodzę, idę w nieznane miejsce, jestem słabsza fizycznie, nie mam żadnej broni. Mężczyźni są bardzo dziwni. Nie tylko ci, którzy przychodzą do „Copacabany”, lecz wszyscy, których dotychczas spotkałam. Mogą bić, krzyczeć, grozić, ale kobieta napawa ich śmiertelnym lękiem. Może nie ta, z którą się ożenili, ale zawsze jest jakaś, która przepełnia ich strachem i umie podporządkować wszystkim swoim kaprysom. Choćby ich własna matka.
|