Nie znalazła. Na pewno nie wyparował, a wypaść mógłby tylko wtedy, gdyby skrytka
była ponownie otwierana. Dostrzegła go na podłodze przy drzwiach sejfu.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała go następnego dnia.
- Jeden z przesłuchujących mnie przyjaciół zagalopował się i próbował mnie
sprowokować. Mo musiał wyjść na kilka minut, a on w tym czasie oskarżył mnie, że udaję
amnezję i ukrywam przed nimi istotne wiadomości. Wiedziałem, że wkrótce przyjdziesz,
więc postanowiłem podjąć grę i sprawdzić, jak daleko się posuną... Jak daleko mogą się
posunąć.
Nie było nic świętego wtedy, nie było nic świętego także i teraz. Symetria od razu
rzucała się w oczy. Strażnicy zostali wycofani, ale nawet wówczas, kiedy mu towarzyszyli,
ich zadanie polegało głównie na prowokowaniu i badaniu jego reakcji, jakby to on sam prosił
o wzmocnioną ochronę, a nie uległ naleganiom jakiegoś Edwarda McAllistera. Potem,
zaledwie kilka godzin później, nastąpiło porwanie Marie, dokładnie według scenariusza
przepowiedzianego przez nerwowego mężczyznę o martwych oczach; zbyt dokładnie. A teraz
okazuje się, że wspomniany Edward McAllister przebywa piętnaście tysięcy mil stąd, tam
gdzie według jego własnych słów znajduje się źródło wszystkich problemów. Czyżby
podsekretarz stanu pracował na dwie strony? Czyżby został przekupiony w Hongkongu? Czy
zdradził swój kraj, podobnie jak człowieka, którego przysiągł strzec? Czy to naprawdę
możliwe? Cokolwiek to jednak było, to wśród wszystkich nieprzeniknionych tajemnic
znajdował się kryptonim „Meduza". Podczas przesłuchań, którym go poddawano, słowo to
nie padło ani razu, nikt nie uczynił na ten temat najmniejszej wzmianki. Było to ze wszech
miar zdumiewające; zupełnie jakby otoczony ścisłą tajemnicą batalion złożony z morderców i
psychopatów nigdy nie istniał, a jego nazwa zniknęła ze wszystkich dokumentów. Ale on
wiedział, że musi zacząć właśnie od tego.
Wyszedł szybkim krokiem z sypialni i skierował się na dół, do swego gabinetu
urządzonego w niewielkiej bibliotece na parterze wiktoriańskiego domu. Usiadł przy biurku,
wysunął dolną szufladę i wyjął z niej wszystkie papiery i notatniki, a następnie za pomocą
metalowego noża do otwierania listów podważył podwójne dno, odsłaniając inne, gęsto
zapisane kartki. Zostały na nich utrwalone oderwane, niezrozumiałe fragmenty wspomnień,
obrazy pojawiające się nie wiadomo skąd, o najdziwniejszych porach dnia i nocy. Były tam
arkusze papieru maszynowego, ale także wymięte skrawki, a nawet serwetki, na których w
pośpiechu zapisywał eksplodujące w jego głowie wizje i słowa. Wśród tych bolesnych
notatek wiele było do tego stopnia przesyconych cierpieniem, że nie mógł ich pokazać Marie,
obawiając się, iż wyłaniająca się z nich prawdziwa postać Jasona Bourne'a sprawiłaby jej zbyt
wiele bólu. Znajdowały się tam także nazwiska ludzi kierujących tajnymi operacjami
wywiadu, którzy tak skrupulatnie przesłuchiwali go w ośrodku leczniczym w Wirginii.
Niespodziewanie wzrok Dawida spoczął na leżącym na blacie biurka ohydnym,
wielkokalibrowym pistolecie. Nie zdając sobie z tego sprawy zabrał go ze sobą z sypialni.
Przez chwilę mu się przypatrywał, a potem podniósł słuchawkę. Zaczynała się
najokropniejsza godzina jego życia, towarzyszyła mu bowiem bezustannie świadomość, że z
każdą minutą żona coraz bardziej się od niego oddala.
Pierwsze dwie rozmowy sprowadziły się do krótkiej wymiany zdań z żonami lub
kochankami; kiedy się tylko przedstawił, natychmiast słyszał w odpowiedzi, że mężczyzn, z
którymi chciał się skontaktować, nie ma w domu i nie wiadomo, gdzie są ani kiedy wrócą.
Wciąż jeszcze był nietykalny! Bez zgody z „góry" nikt się do niego nawet nie zbliży, a ta
|