Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwÅ‚oki?— Ależ nie! ZwÅ‚oki mnie nie interesujÄ…...
»
traci! czas procesora na zbyt cz(ste testy; zbyt d!ugi czas u$pienia b(dzie oznacza!, "e w'tek b(dzie przebywa! w tym stanie nawet po zako&czeniu zadania, na...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedziaÅ‚ Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniajÄ… mnie do formalnego oskar­Å¼enia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
a) relatywizm - dopuszczaj¹cy prawdy cz¹stkowe,b) pluralizm - dopuszczaj¹cy wieloœæ definicji prawdy,c) sceptycyzm - dopuszczaj¹cy nawet klasyczne...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Psychologia fizjologiczna miala w zasadzie byc tylko jednym ze specjalnych dzialów psychologii, czy nawet tylko dyscyplina pomocnicza dla psychologii: ale ze wzgledu...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
88 — E! — powiada on do mnie ze sÅ‚odkawÄ… minÄ…...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiaÅ‚a siÄ™ w ten sposób, że w...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Towarzyszyli mi przez dwadzieścia dni, aż doszliśmy do portu, gdzie zabierały i wyładowywały ładunek statki odpływające raz w roku do Punt, a przybywające tam wpierw z Teb z biegiem Rzeki, a potem kanałem łączącym Rzekę ze wschodnim morzem. Przy porcie było osiedle, poszliśmy więc dalej wzdłuż brzegu, o trzy dni drogi od portu, do opuszczonej wioski, gdzie niegdyś mieszkali rybacy. Tam strażnicy wymierzyli mi obszar dla moich kroków i zbudowali dom, w którym mieszkałem przez wszystkie lata, aż do dziś, kiedy jestem już starym i znużonym człowiekiem. I nie brakowało mi tam nic z tego, czegom sobie życzył, i żyłem w tym swoim domu życiem człowieka bogatego, miałem przybory do pisania i najlepszy papirus, i szkatułki z czarnego drzewa, w których przechowywałem księgi napisane przez siebie i moje lekarskie narzędzia. To jednak jest ostatnia księga, którą piszę, piętnasta z tych, które napisałem. I nie mam nic więcej do opowiedzenia, i jestem już zmęczony pisaniem, a ręka moja jest strudzona i oczy mam znużone, tak że prawie nie mogę rozróżnić znaków na papirusie.
Sądzę, że nie miałbym siły żyć, gdybym nie pisał i w czasie pisania nie przeżywał mego życia na nowo, jeśli nawet niewiele dobrego miałem do opowiedzenia o moim życiu. Wszystko to bowiem napisałem dla siebie samego, żeby mieć siłę żyć i żeby wyjaśnić sobie samemu, po co żyłem. Ale po co żyłem, tego wciąż jeszcze nie wiem. W chwili gdy kończę tę księgę, wiedza moja o tym jest jeszcze mniejsza, niż kiedym zaczynał pisać. Pisanie bardzo mnie jednak pocieszało przez wszystkie te lata, bo co dzień morze rozciągało się przede mną bezkreśnie i co dzień oglądałem je, czerwone i czarne, zielone w dzień i bielejące w nocy, a w upalne dni bardziej niebieskie niż niebieskie kamienie. I miałem już dość patrzenia na morze, bo jest ono zbyt wielkie i zbyt przerażające, żeby człowiek mógł na nie patrzeć przez całe swoje życie, głowa robi się chora od patrzenia na wielkość morza, a serce opada jak na dno studni na widok morza o zmierzchu.
Przez wszystkie te lata patrzyłem też wciąż na otaczające mnie czerwone góry i badałem piaskowe pchły, a skorpiony i węże oswoiły się ze mną tak, że już nie uciekają przede mną, lecz słuchają moich słów, gdy do nich przemawiam. Sądzę jednak, że węże i skorpiony nie są dobrymi przyjaciółmi dla człowieka. Toteż mam ich równie dość, jak wszystkich toczących się po morzu bałwanów, którym nie ma końca.
Powinienem jeszcze wspomnieć, że pierwszego roku mojego pobytu w tej wiosce bielejących kości i rozpadających się chat, gdy znowu odpływały statki do Punt, przybyła do mnie z Teb Muti z jedną z karawan faraona. Przyszła do mnie i opuściła przede mną dłonie do kolan, pozdrowiła mnie i gorzko się rozpłakała, widząc nędzny stan, w jakim się znajdowałem. Bo policzki me zapadły się, a brzuch skurczył i nic nie miało już dla mnie znaczenia. Spędzałem czas wpatrując się w morze, dopóki nie zaczynało mi się kręcić w głowie. Niebawem jednak Muti uspokoiła się, zaczęła mnie łajać i ostro na mnie gderać.
– Czyż nie ostrzegaÅ‚am ciÄ™ tysiÄ…czne razy, Sinuhe, żebyÅ› nie kÅ‚adÅ‚ gÅ‚owy w pÄ™tlÄ™? Ale mężczyźni sÄ… bardziej gÅ‚usi niż kamienie. Wszystko to urwisy, które muszÄ… w koÅ„cu rozbić sobie gÅ‚owÄ™ o Å›cianÄ™, choć Å›ciana nawet przy tym nie drgnie. Doprawdy, już dość natÅ‚ukÅ‚eÅ› gÅ‚owÄ… o Å›cianÄ™, mój panie, Sinuhe, i czas, żebyÅ› siÄ™ ustatkowaÅ‚ i żyÅ‚ życiem czÅ‚owieka rozsÄ…dnego.
A gdy ją strofowałem, mówiąc, że nie powinna była przyjeżdżać z Teb do mnie, ponieważ już nigdy nie będzie mogła wrócić do Teb, że przybywając tutaj związała swoje życie z moim, z życiem wygnańca, na co bym nie pozwolił, gdybym znał jej zamiary, odpowiedziała mi długą burą:

Powered by MyScript