Dante Alighieri, Życie Nowe „Stopy moje znajdowały się z tamtej strony życia, skąd nie ma już dalszej drogi". Dante Alighieri, Życie Nowe 16. To chyba zrozumiałe, że dotarliśmy właśnie do części, w której wiele spraw się wyjaśnia. Trzydzieści trzy książki leżące na moim biurku czytałem wciąż od nowa przez wiele długich miesięcy. Podkreślałem na pożółkłych stronach wybrane słowa i zdania, robiłem zapiski w zeszytach i na skrawkach papieru, odwiedzałem biblioteki, w których portierzy patrzą na czytelników tak, jakby chcieli zapytać: „Co wy tu robicie?". Jak wielu rozczarowanych ludzi, którzy kiedyś rzucili się w wir zwany życiem i nie znaleźli tego, czego szukali, z każdej swojej lektury, z wciąż analizowanych scen i zwrotów wysupływałem teraz potajemne szepty, a w nich odkrywałem zagadki, które następnie porządkowałem, by je połączyć, i - dumny z tej plątaniny związków, samodzielnie stwarzanych dzięki mozolnej pracy - zemścić się na wszystkich rzeczach, jakie zniszczyły moje życie. Ci, którzy widzą muzułmańskie biblioteki pełne rękopisów zawierających wyjaśnienia i komentarze do innych dzieł literatury, zamiast dziwić się tą mnogością, niech raczej przyjrzą się tłumom nieszczęśliwych i załamanych ludzi na ulicach. Przez cały czas wykonywania tej tytanicznej pracy, gdy napotykałem jakieś nowe zdanie, symbol czy myśl, które przeniknęły do niewielkiego dzieła wuja Rifkiego, jak marzyciel dowiadujący się, że anioł z jego marzeń wcale nie jest tak niewinny, jak sobie wyobrażał, najpierw czułem rozczarowanie, a potem - niczym prawdziwa ofiara miłości - pragnąłem wierzyć, że to, co na pierwszy rzut oka nie wydaje się czyste, jest w istocie znakiem silnie strzeżonej magicznej tajemnicy albo wyjątkowej mądrości. Czytając bez wytchnienia Elegie duinejskie na przemian z innymi książkami, doszedłem do wniosku, że z anielską pomocą uda mi się wszystko zrozumieć. A może pomyślałem tak nie dlatego, że anioł z Elegii przypomniał mi anioła wuja Rifkiego, tylko po prostu bardzo tęskniłem za Canan, która wciąż o nim mówiła? Już po północy, kiedy długie pociągi towarowe z niekończącym się łoskotem dawno odjechały na wschód, w ciszy, jaka spadała na całą okolicę, pragnąłem usłyszeć głos życia, którego ruch i światło tak bardzo lubiłem wspominać. Odwracałem się od cukiernicy, w której odbijały się papiery, włączałem telewizor i paląc papierosa przy zarzuconym zeszytami biurku podchodziłem do okna. Odchyliwszy zasłony, patrzyłem w sam środek czarnej nocy. Blade światło latarni albo mieszkań sąsiedniego budynku odbijało się w kroplach wody na szybie. Kim był ten anioł, który - tak bardzo tego pragnąłem! - Miał zawołać mnie z wnętrza ciszy? Tak jak wuj Rifki nie mówiłem w żadnym obcym języku, ale nie zniechęcała mnie świadomość, że w swojej dziwnej mowie jestem otoczony marnymi i niedbałymi przekładami, wspierany przez przypadki ulotnych natchnień. Odwiedzałem więc uczelnie, srogich profesorów, którzy obrażali mnie i traktowali jak amatora, pytałem tłumaczy, pisałem listy do Niemiec, a otrzymawszy odpowiedź od ich delikatnych i kulturalnych adresatów, zaczynałem wierzyć, że zbliżam się do serca wielkiej tajemnicy.
|