Irielle patrzyła ze współczuciem na Fentona, który coraz częściej był zmuszony się zatrzymywać i przykucać, by rozmasować mięśnie nóg...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ze wzgldu na rodzaj podmiotu, ktry jest zwizany terminem:- terminy wice organy procesowe;- terminy wice strony bd innych uczestnikw procesu...
»
obowizujcego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, ktry zarazem stapia koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Złoty pierścień miał kształt węża pożerającego własny ogon, Wielkiego Węża, który stanowił symbol Aes Sedai, ale nosiły go także Przyjęte...
»
—- Widać, że wrzuciłem spory kamień do tego gniazda! — zaśmiał się Mowgli, który nieraz zabawiał się wrzucaniem dojrzałych owoców papawy do...
»
ktry to rd ze zdumiewajc zrcznoci zmienia stronnictwa,syn wielkiego rebelianta Jerzego i brat marszaka wielkiego ko-ronnego Stanisawa, zosta...
»
Drugi element, ktry bdzie mia wpyw na polsk polityk celn, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uni Europejsk krajom Afryki, Karaibw i Pacyfiku...
»
24) pyle kopalnianym niezabezpieczonym − rozumie się przez to pył kopalniany, który nie spełnia wymagań podanych w pkt 23, 25) wyrobisku niezagrożonym...
»
prawym przyciskiem myszy element, który ma zmieniæ miejsce, a nastêpnie z wy- œwietlonego menu wybierz polecenie Przenieœ w górê lub Przenieœ w dó³...
»
— Co cię goni? — Następny przekaz, który dotarł do niej za pośrednictwem zorsala, był przynajmniej logiczną konsekwencją słów, które padły...
»
rozmawiał?„Drugi” spostrzega bosmana, który również zjawił się na mostku:- Bosco, kto rozmawiał przez telefon podczas ma newrów?- Notre...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


– Znowu zaczynasz się rozpływać. Trzeba cię jak najszybciej odesłać z powrotem do twojego świata, byś mógł do nas powrócić już we własnym ciele, przez Dom na Rozstajach.
Fenton zdecydowanie zaprzeczył ruchem głowy. Nie wydawało mu się to wykonalne, a wiedział, że długo się jeszcze będzie zastanawiał, nim znowu podejmie ryzyko zażycia „lewego” antarilu. Zdecydował się pozostać tu teraz tak długo, jak tylko będzie mógł.
– Nie znajdziemy Kerridis – rzekł Joel poirytowanym głosem. – Mówiłem ci, Irielle, że ona teraz odpoczywa i przygotowuje się do Wielkiej Rady. Jestem przekonany, że rzuciła na siebie zaklęcie niewidzialności, bo z pewnością nie chce, żeby ją ktokolwiek odnalazł!
– Wiem – odparła Irielle ze zmarszczonymi brwiami. – Ale wiem też, że potrafię ją przekonać. Myślę, że muszę zaryzykować... – Odwróciła się napięcie i mrużąc oczy zaczęła się przyglądać czemuś, czego Fenton zupełnie nie był w stanie zlokalizować. Po chwili zdecydowanie wyjęła dłoń z ręki Joela Tarnssona i powiedziała: – Odsuń się, Joelu, ja muszę...
Wykrzyknęła coś, co brzmiało jak bardzo wysoko wyśpiewana fraza pieśni w języku Alfarów, dotknęła pierścienia, który nosiła na palcu, po czym trzykrotnie obróciła się wokół własnej osi. Wykrzyknęła to samo ponownie, ale tym razem Fenton wyłowił i zrozumiał jedno słowo: Kerridis.
Powietrze zamigotało i ich uszu doszedł ledwie słyszalny szmer, a chwilę później wszyscy poczuli delikatne drżenie ziemi pod stopami. Nagle wydało im się, że patrzą przez lśniąco-migocący blask do wnętrza podwodnej groty zarośniętej gęstym mchem. Twarz Kerridis jakby drżała w lśniącym blasku, a Fentona poraziło to, że po raz pierwszy zobaczył na twarzy Kerridis wyraz srogiej powagi.
– Irielle, dziecko drogie, wydałam rozkazy. Wiesz przecież dobrze, że dziś o pełni księżyca jest...
– Wybacz mi, moja Pani! – przerwała jej Irielle – ale nie wiedziałam co zrobić. Przychodzę w sprawie Cienia, tego, który poszedł za nami do grot żelazorów, a potem ostrzegł nas, że żelazory przerwały pierścień kwiatów. Jest tu z nami, i właśnie zaczął znikać, i bardzo cierpi.
– Chaos i ciemność! – wyrzuciła z siebie Kerridis i głośno westchnęła. – Widzę, że nic na to nie poradzę, i nie gniewam się, lecz nie mam prawa teraz rozmawiać z Tarnssonem. Stanowi on twój problem, a nie mój. Jeśli zaś chodzi o tego Cienia... – Podniosła twarz i spojrzała Fentonowi prosto w oczy.
Po raz pierwszy doznał wrażenia, o którym czytał jako dziecko w baśniach o czarodziejach i wiedźmach budzących lęk i przerażenie w tych, którzy ich spotykali.
Dotąd, choć nazywał ją w myślach Królową Wróżek, gdzieś podświadomie postrzegał jako kobietę, istotę ludzką, której nie należało się obawiać. Teraz natomiast, podobnie jak w chwili, kiedy Findhal stanął nad nim z potężnym toporem, odczuł władzę wielkiej mocy tych magicznych istot, tak bardzo nie znaną mu z jego świata.
– Cieniu, nie żywię wobec ciebie gniewu – rzekła Kerridis. – Nadchodzisz w niedogodnym momencie, ale wiem, że to nie tobie o tym decydować, bo Moce ponad nami decydują naprawdę o tym, co słuszne i dogodne, a co nie. Wierzę, że twe obecne przybycie nie jest bez znaczenia, właśnie teraz, kiedy czuję się osaczona i kiedy nie mam się do kogo zwrócić, gdy moi najlepsi doradcy, a nawet przyjaciele, przypominają bardziej wrogów niż przyjaciół. Irielle!
– Tak, o Pani – odezwała się Irielle pełna lęku.
Zawsze dotąd Kerridis zwracała się do niej głosem matki folgującej rozbrykanemu dziecku. Teraz zaś jej głos był kamiennym głosem surowej władczyni.
– Masz zrobić wszystko, by nie przeszkodzono mi ponownie aż do zebrania się Wielkiej Rady, inaczej niech nas wszystkich chaos pochłonie! I tylko nie złam tego zakazu! – Słowa Kerridis zabrzmiały jak trzask bicza.
Z opuszczoną głową Irielle wyszeptała:
– Będę posłuszna, Pani.
– Cieniu, podejdź. – Kerridis wyciągnęła dłoń w jego stronę.

Powered by MyScript