KSIĄDZ Mów, czego potrzebujesz...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
2) przy omijaniu zachowa bezpieczny odstp od omijanego pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody, a w razie potrzeby zmniejszy prdko; omijanie pojazdu...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Wytworzenie si przywizania zaley od wraliwoci matki na potrzeby dziecka, ale rwnie od jego temperamentu (dzieci czciej reagujce strachem silniej reaguj...
»
Jeśli więc wczytać się w opakowanie zwykłych pończoszek-pijawek z Chmielnej, znajdzie się na nim wypisane marzenia pragnienia i potrzeby Europejek końca XX...
»
obdarzeni, że żadnym sposobem od złych ludzi uczarowani być, w tej władzy nie mogą, o których tu pisać nie jest rzecz potrzebna, aczkolwiek po części nie...
»
Co więcej, ostatnio kino akcji w wydaniu Hollywood potrzebuje takiego widowiska i tyle przemocy, że graniczy to z bezmyślnością...
»
- Nie spotkałem nigdy kupca geblinga, który by nie mówił w agarant, więc geblic też nikt nie potrzebuje...
»
Naszym zdaniem ocena w opisywanym zakresie powinna by dostosowana do potrzeb poszczeglnych pacjentw...
»
Chociaż spałem pod gołym niebem, tej nocy nie od­czuwałem potrzeby czuwania...
»
sławiać potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem, uczyć wartościowania...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

.. ach, to upiór! mara!

GUSTAW
Ja! nic nie potrzebuję, jest potrzebnych tylu!
(łowi koło świecy motyla)
A tuś mi, panie motylu!
(do Księdza, pokazując motyla)
Ten migający wkoło oćmy rój skrzydlaty
Za Ŝycia gasił kaŜdy promyczek oświaty,
Za to po strasznym sądzie ciemność ich zagarnie;
Tymczasem z potępioną błąkając się duszą,
ChociaŜ nie lubią światła, w światło lecieć muszą,
To są dla ciemnych duchów najsroŜsze męczarnie!
Patrzaj, ów motyl, strojny barwionymi szaty,
Był jakiś królik albo pan bogaty,
I wielkim skrzydeł roztworem
Zaciemiał miasta, powiaty.
Ten drugi, mniejszy, czarny i pękaty,
Był ksiąŜek głupim cenzorem
I przelatując sztuk nadobne kwiaty,
Oczerniał kaŜdą piękność, którą tylko zoczył,
KaŜdą słodkość zatrutym wysysał ozorem
Albo przebijał do ziemi środka,
I nauk ziarno z samego zarodka
Gadziny zębem roztoczył...
Ci znowu, w licznym snujący się gwarze,
Są dumnych pochlebnisie, czernideł pisarze.
Na jakie pan ich gniewał się zagony,
Tam przeklęta chmura leci,
I czy ledwie wschodzące, czy dojrzałe plony
Jako sarańcza wybija.
Za tych wszystkich, moje dzieci,
Nie warto zmówić i Zdrowaś Maryja.
Są inne, słuszniej godne litości istoty,
A między nimi twoi przyjaciele, ucznie,
Których ty wyobraźnią w górne pchnąłeś loty,
Których wrodzony ogień podniecałeś sztucznie.
Jaką, Ŝyjąc, pokutę mieli za swe winy,
Oznajmiłem, wieczności przestąpiwszy progi:
śycie moje ścisnąłem w krótkie trzy godziny
I znowu wycierpiałem dla twojej przestrogi.
Im więc nieś ulgę prośbą i mszalną ofiarą;
Dla mnie oprócz wspomnienia nic więcej nie proszę.
Za grzech mój Ŝycie było dostateczną karą,
A dziś, nie wiem, nagrodę czy pokutę znoszę.
Bo kto na ziemi rajskie doznawał pieszczoty,
Kto znalazł drugą swojej połowę istoty,
Kto nad świeckiego Ŝycia wylatując krańce,
Duszą i sercem gubi się w kochance,
Jej tylko myślą myśli, jej oddycha tchnieniem,
Ten i po śmierci równieŜ własną bytność traci,
I przyczepiony do lubej postaci,
Jej tylko staje się cieniem.
Jeśli, Ŝyjąc, świętemu był uległy panu,
Niebieską z nim chwałę dzieli;
Albo ze złym do wiecznej strącony topieli,
Jest bolesnego wspólnikiem stanu.
Na szczęście Bóg mię zrobił poddanym anioła,
Dla niej i dla mnie przyszłość śmieje się wesoła.
Tymczasem, jak cień błądząc przy kochanych wdziękach,
Bywam albo w niebiosach, albo w piekła mękach.
Gdy ona wspomni, westchnie i łezkę wyleje,
ZbliŜam się do usteczek, biały włos rozwieję,
Zmieszam się z odetchnieniem i przeniknę ciebie,
I jestem w niebie!
Lecz kiedy!... oh, czujecie, wy, coście kochali!
Jakim zawiść ogniem pali!...
Długo jeszcze po świecie błąkać się potrzeba,
AŜ ją Bóg w swoje objęcie powoła;
Natenczas śladem lubego anioła
I cień mój błędny wkradnie się do nieba.
(zegar zaczyna bić)
(śpiewa)
Bo słuchajcie i zwaŜcie u siebie,
Ze według boŜego rozkazu:
Kto za Ŝycia choć raz był w niebie;
Ten po śmierci nie trafi od razu.
(zegar kończy bić, kur pieje, lampa przed obrazem gaśnie, Gustaw
znika)

CHÓR
Bo słuchajmy i zwaŜmy u siebie,
śe według boŜego rozkazu:
Kto za Ŝycia choć raz był w niebie,
Ten po śmierci nie trafi od razu.
PRAWA STRONA TEATRU - DZIEWICA W SAMOTNYM POKOJU - NA BOKU
KSIĄG MNÓSTWO, FORTEPIANO, OKNO Z LEWEJ STRONY W POLE; NA PRAWEJ
WIELKIE ZWIERCIADŁO; ŚWIECA GASNĄCA NA STOLE I KSIĘGA ROZŁOśONA
(ROMANS (VALERIE()

DZIEWICA
(wstaje od stołu)
Świeco niedobra! właśnie pora była zgasnąć!
I nie mogłam doczytać - czyŜ podobna zasnąć?
Waleryjo! Gustawie! anielski Gustawie!
Ach, tak mi często o was śniło się na jawie,
A przez sen - będę z wami, Pan Bóg wie dopóki!
Smutne dzieje! Jak smutnej są źródłem nauki!
(po pauzie, z niesmakiem)
Po co czytam? JuŜ koniec przezieram z daleka!
Takich kochanków tutaj
(wskazuje ziemię)
cóŜ innego czeka?
Waleryjo! ty przecieŜ spomiędzy ziemianek
Zazdrości godna! Ciebie ubóstwiał kochanek,
O którym inna próŜno całe Ŝycie marzy,
Którego rysów szuka w kaŜdej nowej twarzy,
I w kaŜdym nowym głosie nadaremnie bada
Tonu, który jej duszy brzmieniem odpowiada.
Bo ich twarze tchną głazem, jak Meduzy głową,
Nad słotny deszcz jesienny zimniejsze ich słowa!

Co dzień z pamiątką nudnych postaci i zdarzeń
Wracam do samotności, do ksiąŜek - [do] marzeń,
Jak podróŜny, śród dzikiej wyspy zarzucony,
Co rana wzrok i stopę niesie w róŜne strony,
Azali gdzie istoty bliźniej nie obaczy.
I co noc w swą jaskinią powraca w rozpaczy.

Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany.-

WitajŜe, ma jaskinio - na wieki zamknięci,
Nauczmy się więźniami stać się z własnej chęci-
CzyŜ nie znajdziem zatrudnień? Mędrce dawnych wieków
Zamykali się szukać skarbów albo leków
I trucizn - my niewinni młodzi czarodzieje
Szukajmy ich, by otruć własne swe nadzieje.

A jeŜeli do grobu wstęp wiar[ą] zawarty,
Pochowajmy swą duszę za Ŝycia w te karty.
MoŜna pięknie zmartwychwstać i po takim zgonie,
I przez ten grób jest droga na Elizu błonie.
Zamieszkałym śród cieniów zmyślonego świata
Nudnej rzeczywistości narodzi się strata.

Cieniów? NigdyŜ nie było między ziemską bracią
Takich cieniów, śmiertelną więzionych postacią?
Dusze ich wzięłyŜ bytność z poetów wyroku,
Kształty odlaneŜ tylko z pięknych słów obłoku?
Nie mogę przyrodzenia tą myślą obraŜać,
Nie mogę bluźnić Twórcy - i siebie zniewaŜać.


Powered by MyScript