młodzieńca

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
do rzeki czyni j zupełnie gorzk...
»
W tym czasie Johnson był już przekonany, że jakaś siła gna go nie wiadomo dokąd i nie wiadomo w jakim celu...
»
Otóż jednymi z najbardziej letalnych chorób są bakteryjne infekcje w rodzaju choleryazjatyckiej – Vibrio cholerae, czy dżumy dymienicznej – Yersinia...
»
Rozbujany rzemień to oddalał ją nieco od ściany skalnej, to znów trochę przybliżał...
»
Koordynowanie polityki transformacji i polityki rozwoju polega na swoistym balansowaniu między populizmem a rozwojem...
»
No dobrze, to co widział, wszedłszy?Nic przyjemnego...
»
neologizmem
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
- Wejść...
»
– Rzeczywiście, pamiętam...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W domu miał Xboxa i Play Station. Opowiadał o pirackich kopiach gier, jakie zdobył, jakby to były trofea z lepszego świata. Karim próbował okazać zainteresowanie, bo po prostu chciał mieć towarzystwo, ale długo nie wytrzymał. W końcu przeprosił, powiedział, że robi się senny, zapłacił i wyszedł.
Wrócił do swojego mieszkania w Yoosef Abad i próbował zasnąć, ale ilekroć zamykał oczy, widział tylko światło. Wreszcie sięgnął po pożółkły tom należący do ojca w nadziei, że strofy Ferdowsiego utulą go do snu. Początkowe fragmenty jego poematu epickiego opowiadały o
Kayumar-sie, pierwszym królu Persji.
Nie znajdziesz innego, który znał Wielkiego Kayumara i jego wielki tron. Świat należał do niego, gdy żył.
Pokazał ludziom, jak się bogacić i prowadzić dobre życie. Ale ten świat jest jak opowieść -
Ludzkie zło i chwała znika.
Karim czytał kolejne linijki, pragnąc, by porwało go piękno klasycznego eposu, ale serce wciąż biło mu niespokojnie. Był w niebezpieczeństwie. Niezależnie od tego, czy coś powie, czy będzie milczał, złapią go i wykryją jego zbrodnie. Czy istnieje droga, która nie jest złudzeniem? Jak będzie znosił tortury? Jak to będzie umrzeć? Kiedy nadszedł świt, półprzytomny po bezsennej nocy pomyślał: skontaktuję się bez kontaktowania się.
Wyślę wiadomość, która nie będzie wiadomością. Będzie miała własną przykrywkę. Miał
nadzieję, że to zadziała. Ale czy nie było to tylko marzenie o ucieczce?
WASZYNGTON
Harry Pappas uważał, że coś takiego jak nielojalność nie istnieje. Nie potrafił doszukać się jej w innych i o ile pamiętał, jak dotąd nigdy sam się jej nie dopuścił. Jednak ze swojej ostatniej wyprawy do Londynu wrócił z poczuciem, że wprawdzie nie złamał danego słowa, ale
zamienił jedną lojalność na inną. Nigdy wcześniej nie doświadczył ambiwalencji w sprawach, które się liczyły - ani wobec żony, ani wobec Agencji, a już na pewno nie wobec ojczyzny -
niemniej teraz miał takie właśnie uczucie. Czuł w głębi duszy, że postąpił niewłaściwie, ale znacznie silniejszy głos rozsądku podpowiadał mu, że jego działania były słuszne i konieczne.
Chciał o tym powiedzieć Andrei, ale była bardzo zmęczona, a zresztą i tak nie wiedziałby, od czego zacząć. Więc po prostu nalał sobie dużą porcję whiskey.
Nazajutrz po powrocie spotkał się z Marcia Hill i swoim zespołem. Zapewniono go, że
rutynowe działania operacyjne są kontynuowane, oraz przedstawiono dodającą otuchy listę zadań wykonanych i planowanych. Oficer prowadzący z Erewania zrobił podejście do
irańskiego biznesmena, który mieszkał w Nachiczewanie. Irańczyk nie powiedział nie, a
oficer był zdania, że powie tak, jeśli otrzyma dodatkową zachętę w postaci pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Irański naukowiec uczestniczący w spotkaniu MAEA w Wiedniu zostawił w pokoju hotelowym swojego laptopa, kiedy poszedł na kolację. Skopiowano twardy dysk i
teraz analizowano
dane. Omówili resztę zadań: zatwierdzone operacje, zweryfikowani agenci, raporty
przeznaczone do rozpowszechnienia. Wszystko brzmiało poważnie, ale kto wie, ile z tego miało jakikolwiek sens?
Po spotkaniu Marcia została w gabinecie Harry ego. Znała go znacznie dłużej i znacznie lepiej niż inni. Zapewniła mu przykrywkę, kiedy wyjechał, chociaż nawet jej nie powiedział
dokąd. Równie dobrze mógł się rozbijać po kasynach Las Ve-gas albo pukać dziwkę w Boca Ratan.
- Jak się masz? - spytała. Gdyby zapytał go o to mężczyzna, odwarknąłby, że świetnie, i na tym by się skończyło.
- Dobrze - zapewnił. - A co, wyglądam na zmęczonego?
- Zawsze tak wyglądasz. Martwi mnie, że wydajesz się rozkojarzony. Chcesz o tym
porozmawiać?
Marcia Hill była bystra. Miała intuicję. Dzięki temu potrafiła wyczuć w człowieku słabość.
- Nie - odparł Harry. - Nie teraz. Może później. Dużo się dzieje.
- Te kutasy w śródmieściu są gotowe zbombardować Teheran. - Używanie brzydkich słów
sprawiało jej wyraźną przyjemność.
Pappas pokręcił głową.

Powered by MyScript