— Pani wyszÅ‚a za przepro-
szeniem na głupią, a on nawiał z całym majątkiem. Na pani miejscu ja bym nie
popuścił, złapać łobuza i odebrać. Niech też nie ma!
— Å»eby to siÄ™ daÅ‚o go zÅ‚apać!
— Co siÄ™ ma nie dać? Pani zezna do protokółu, kiedy on to czytaÅ‚ i ile czasu, i już bÄ™dÄ… podstawy do Å›cigania. Oduczy siÄ™ kantów!
W ten prosty sposób w ciągu dwóch minut sierżant zyskał gorliwą pomoc pło-
nącej chęcią zemsty Hani, która pół godziny wcześniej przysięgała sobie, że żadna siła na świecie nie wyrwie jej ani jednego słowa o Johnie Capuście. W połowie oficjalnych zeznań oprzytomniała o tyle, że wyparła się chęci sprzedaży dokumentów, motywując swoje czyny zwykłą, niewinną ciekawością. Wściekły na nią
Staszek Bielski przyjął tę wersję wyłącznie z lojalności w stosunku do krewniaka.
— I nawet zamknąć jej nie mogÄ™ — rzekÅ‚ z serdecznym żalem. — Nie mam
podstaw. A to przecież, tak prawdę mówiąc, ona zrobiła to całe zamieszanie. . .
— Zamieszanie byÅ‚oby i bez niej — pocieszyÅ‚ go Marek. — Grabarz dobrze
pilnował. A za to dzięki niej wiadomo, kogo szukać.
Najuciążliwsze ze wszystkiego było to, że rodzina albo zbiorowo milczała,
albo równocześnie zaczynała mówić. We Frankowej kuchni, która ostatecznie
awansowała do rangi najlepszej sali konferencyjnej, przez chwilę rozgrywały się sceny gorszące. Każdy chciał się dowiedzieć czegoś innego i każdy chciał się do-177
wiedzieć tego czegoś natychmiast. Zwycięsko z tej batalii wyszła Teresa, która walnęła w stół psią miską, rozpryskując po obecnych resztki kaszy.
— Cicho!!! — wrzasnęła. — Milczeć wszyscy i mówić po kolei! Kto w koÅ„cu
mordował te ofiary, niech ja się wreszcie dowiem! Grabarz?
— Grabarz — odparli równoczeÅ›nie Marek i Staszek Bielski.
— Pewnie, że grabarz — dodaÅ‚a z urazÄ… Lucyna. — Na drugi raz używaj pa-
telni, wolę mieć na sobie ludzką jajecznicę niż psią kaszę. Od początku mówiłam, że grabarz wyganiał Mieniuszkę!
— Wcale nie od poczÄ…tku to mówiÅ‚aÅ›, tylko od Å›rodka — wytknęła jej moja
mamusia.
— WyglÄ…da na to, że pokolenie grabarzy z dużym uporem pilnowaÅ‚o naszego
spadku — zauważyÅ‚am. — Dawny wyganiaÅ‚ wÄ™szÄ…cego MieniuszkÄ™, a obecny
posunął się o krok dalej i usuwał poszukiwaczy radykalnie.
— No dobrze, to wszystko piÄ™knie, ale skÄ…d o tym spadku wiedziaÅ‚ grabarz?
— spytaÅ‚a poÅ›piesznie ciocia Jadzia. — Czy ktoÅ› to może wytÅ‚umaczyć? Ten
poprzedni i ten obecny, i w ogóle wszyscy?
Staszek Bielski spojrzał na Marka. Marek skrzywił się niechętnie. Lucyna
przestała zbierać z siebie kaszę i w oku jej błysnęło.
— GÅ‚owÄ™ dajÄ™, że on wie! — wykrzyknęła.
— Czy to jest tajemnica sÅ‚użbowa? — spytaÅ‚am sierżanta.
— Eeee, nie. . . Ale gÅ‚upia sprawa — odparÅ‚ sierżant z zakÅ‚opotaniem. — Ja
w ogóle nie jestem pewien, czy mam to wiedzieć oficjalnie. . . Pan to zna lepiej.
— On byÅ‚ pewnie przy tym Å›wiÄ™ceniu — podsunÄ…Å‚ Franek, zanim Marek zdÄ…-
żyÅ‚ siÄ™ odezwać. — To nie ma siÅ‚y, żeby przeoczyÅ‚ konie i wóz. A potem pewno
podglądał. . . Tak było, nie?
— No już powiedz to wreszcie! — zażądaÅ‚am niecierpliwie. — RozmawiaÅ‚eÅ›
przecież z księdzem!
— Ja wam powiem za niego — rzekÅ‚a tajemniczo Lucyna. — Stary grabarz
podglądał, wymyślił sobie, że w studni chowali skarb. . .
— Nawet nieźle wymyÅ›liÅ‚ — wtrÄ…ciÅ‚a Teresa.
178
— PowiedziaÅ‚ o tym swojemu potomkowi, nie wiem, który to byÅ‚, syn czy wnuk, bo już siÄ™ nie mogÄ™ poÅ‚apać. Chcieli zagarnąć skarb dla siebie, ale nie mogli przecież gmerać w obejÅ›ciu dziadka, w dodatku przypuszczam, że pomyliÅ‚y im siÄ™ studnie. Strzegli go zazdroÅ›nie i w koÅ„cu nabrali przekonania, że jest to ich wÅ‚asność. Ten obecny grabarz byÅ‚ kolejnym posiadaczem tajemnicy i też uważaÅ‚, że skarb należy do niego, ale tak samo nie mógÅ‚ go wydostać i tak samo nie
pozwalał wydostać nikomu innemu. . .
— SkÄ…d to wiesz? — zainteresowaÅ‚ siÄ™ nagle Marek.
— No, wreszcie go odblokowaÅ‚o — mruknęła gniewnie Teresa.
— ZnikÄ…d nie wiem — odparÅ‚a bardzo zadowolona Lucyna. — Wydedukowa-
łam. Kazałeś nam dedukować.
Marek przyjrzał się jej z wyraźnym zdumieniem.
— No i proszÄ™, jak wam to dobrze robi, nic nie mówić i kazać myÅ›leć. . .
Moje uznanie, wydedukowałaś genialnie. Tak właśnie było. Ten ostatni okazał
się prymitywnym obsesjonistą, któremu nawet nie zależało na wydobyciu skarbu.
|