Domyślam się, że twoja narzeczona chciała być przygotowana na wypadek, gdyby nadarzyła się odpowiednia okazja. Wyraziła życzenie, bym niósł twój książęcy diadem na aksamitnej poduszce podczas dzisiejszej uroczystości. Władczyni nałoży koronę na twą głowę, gdy zostaniecie sobie zaślubieni. - Błazenada - żachnął się Sparhawk, opuszczając nogi z łoża. - Być może, ale z czasem zrozumiesz, że białogłowy patrzą na świat inaczej niż my. To jedna z wielkich atrakcji naszego życia. A zatem co robimy? Bierzesz kąpiel czy jesz śniadanie? Tego ranka spotkali się w siedzibie zakonu, ponieważ w bazylice panowało zamieszanie. Dolmant poczynił daleko idące zmiany i duchowni niczym mrówki w rozgrzebanym mrowisku miotali się na wszystkie strony. Potężny patriarcha Bergsten, nadal ubrany w kolczugę i hełm z rogami ogra, wszedł do gabinetu Nashana uśmiechając się szeroko. Postawił w kącie swój topór. - Czemu nie ma ich świątobliwości Embana i Ortzela? - zapytał król Wargun. - Są zajęci zwalnianiem ludzi. Emban sporządził listę politycznie niepewnych i wkrótce wzrośnie liczba mieszkańców wielu klasztorów. - Pewnie Makova również będzie musiał opuścić miasto? - domyślił się Tynian. - Już go tu nie ma. - Kto został pierwszym sekretarzem? - spytał król Dregos. - A któż by inny? Oczywiście Emban, a Ortzel jest nowym przełożonym kolegium teologicznego. Pewnie do tego jedynie się nadawał. - A ty? - zapytał Wargun. - Sarathi powierzył mi szczególne stanowisko. Nie wymyśliliśmy jeszcze dla niego nazwy. - Bergsten spojrzał surowo na mistrzów zakonnych. - Pomiędzy zakonami rycerskim panują zadawnione niesnaski... Sarathi poprosił, abym położył temu kres. - Thalezyjski patriarcha zmarszczył złowrogo swe krzaczaste brwi. - Mam nadzieję, że się rozumiemy, bracia. Mistrzowie popatrzyli po sobie niepewnie. - Czy podjęliśmy już jakąś decyzję? - ciągnął Bergsten. - Nadal dyskutujemy - odparł Vanion. Tego ranka miał poszarzałe oblicze i wyglądał na chorego. Sparhawk czasami zapominał, że Vanion był znacznie starszy, niż na to wyglądał. - Dostojny pan Sparhawk nadal skłania się ku samobójstwu, a my nie jesteśmy w stanie znaleźć żadnego innego przekonującego rozwiązania. Pozostali Rycerze Kościoła wyruszają jutro, by obsadzić umocnienia i zamki w Lamorkandii, a armia wyruszy za nimi. Bergsten skinął potakująco głową. - A co dokładnie zamierzasz uczynić, dostojny panie Sparhawku? - Chcę zniszczyć Azasha, zabić Martela, Othę i Anniasa. Potem wrócę do domu, wasza świątobliwość. - Bardzoś dowcipny - rzekł Bergsten oschle. - A teraz szczegóły, dostojny panie. Podaj mi szczegóły. Muszę zdać raport Sarathiemu, a on lubuje się w szczegółach. - Wedle rozkazu, wasza świątobliwość. Jesteśmy w zasadzie zgodni co do tego, że nie mamy szans na dopadnięcie Martela i jego kompanów, nim dotrą do Zemochu. Ma nad nami trzy dni przewagi, wliczając w to dzień dzisiejszy. Martel nie dba zbytnio o konie i ma wiele powodów, aby trzymać się od nas z daleka. - Zamierzasz podążyć jego śladem, czy też pojedziesz prosto do granicy z Zemochem? - Mamy w tym względzie pewne wątpliwości, wasza świątobliwość - rzekł Sparhawk w zamyśleniu. - Z całą pewnością chcę schwytać Martela, ale nie pozwolę, by to odciągnęło mnie od właściwego celu. Moim celem zaś jest dotarcie do miasta Zemoch, nim w centralnej Lamorkandii wybuchną walki. Rozmawiałem z Kragerem. Według niego Martel planuje udać się na północ, a potem będzie próbował gdzieś w Pelosii przekroczyć granicę z Zemochem. Ja zamarzam uczynić mniej więcej to samo, więc pojadę za nim, ale to wszystko. Nie będę marnował czasu na pogoń za Martelem po całej północnej Pelosii. Jeżeli zacznie kluczyć i zbaczać z drogi, przerwę pościg i pojadę prosto do Zemochu. Od powrotu z Rendoru dawałem się wciągać w jego gierki. Dłużej nie mam już na to ochoty. - A co zamierzasz przedsięwziąć wobec hord Zemochów kręcących się po wschodniej Pelosii? - Tu ja wkraczam do akcji, wasza świątobliwość - odezwał się domi Kring. - Jest pewne przejście wiodące w głąb kraju. Zemosi chyba o nim nie wiedzą. Moi jeźdźcy i ja korzystamy z niego od lat, gdy w pobliżu granicy brakuje uszu. - Przerwał nagle i z pewną konsternacją spojrzał na króla Sorosa. Władca Pelosii jednak był zajęty modlitwą i zdawał się nie słyszeć rewelacji, która tak nierozważnie wymknęła się Kringowi.
|