W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:— Czcigodny ojcze, wiemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...
»
— Właśnie ujrzałam, że pewien alizoński baron nosi na łańcuchu, oznace swej rangi, mój dar zaręczynowy...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W jednym z tych miejsc przywoływałem przypadki zupełnie bezinteresownego zadawania zła w czasie funkcjonowania w Polsce stanu wojennego — na przykład likwidację wartościowego miesięcznika „Pismo”. Poszliśmy wtedy — Szymborska. Błoński, Jerzy Kwiatkowski — do Krystyna Dąbrowy, ówczesnego wojewódzkiego sekretarza partii, on głową pokiwał, ale nic to nie pomogło i ,,Pismo” nam zabrano, a pierwszy numer pod nową redakcją był po prostu antologią tekstów pornograficznych. I choć na pornografię pozostaję zwykle całkowicie obojętny, ogarnęła mnie wtedy wściekłość.
Zapytano mnie w tej telewizyjnej rozmowie, dlaczego powiedziałem, że piekło jest już skomputeryzowane. Wyjaśniłem najpierw, że jak się zaczyna tłumaczyć dowcip, to on przestaje być dowcipem. Sens zaś głębszy tego dowcipu był taki, że skoro wszystko porusza się naprzód, to i smoła w beczkach przestaje być aktualna i trzeba ją czymś zastąpić — niech więc to będą komputery.
— Wspomniał pan o prometeizmie — czy nie jest tak, że w zeszłym stuleciu, w którym dokonał się rozruch nowoczesnej technologii, prometeizm, radość tworzenia i przekonanie, że z wynalazków i odkryć nauki wynikną same rzeczy dobre, zdecydowanie przeważał? W pańskiej twórczości też widać fascynację dobrą stroną postępu technologicznego.
— Kiedy dostaję dwie miski i w jednej są zgniłe gąsienice, a w drugiej smakowicie ugotowana soczewica, nie mam wątpliwości, że wolę soczewicę od gąsienic. To była kwestia wyboru — dlaczego miałbym zajmować się tym, w czym się lubował na przykład Céline?
Postęp technologiczny czasem też się przyczynia do zwalczania zła. Na przykład technologia genomowa pomogła w Niemczech znaleźć gwałciciela pewnej dziewczynki; osiemnaście tysięcy mężczyzn musiało w tym celu polizać szkiełko, czy też wacik. No ale Niemcy, jak niemal wszystkie kraje europejskie, usunęły karę śmierci ze swego kodeksu. Ja tymczasem jestem entuzjastycznym zwolennikiem kary śmierci w przypadkach, kiedy zwolnienie lub ucieczka zbrodniarza pociąga za sobą łańcuch dalszych mordów i gwałtów. Dysponowałem jako pisarz dostateczną imaginacją i umiejętnością wcielania się w rozmaite, nawet i straszne postacie, by opisać w pierwszej osobie życie psychopaty, który zajmuje się wyłącznie wyszukiwaniem i mordowaniem nieletnich ofiar, następnie zaś ukrywaniem ich zwłok i umykaniem sprawiedliwości — dlaczego jednak miałbym to robić, skoro temat jest dla mnie odrażający? I pan mógłby wziąć młotek, by idąc ulicą, rozbijać szyby samochodów — pan tego jednak nie robi, choć wcale nie musiano by pana od razu złapać! Istnieje wewnętrzna potrzeba wyhamowywania tego rodzaju możliwości — nie wszystko, co można zrobić, jest do zrobienia. Nie uważam wcale, że skoro Boga nie ma, to wszystko wolno. Nigdy nie wolno wszystkiego.
Sąd opolski uznał, że pan Ratajczak, oskarżony o tzw. ,,kłamstwo oświęcimskie”, jest nie bardzo winny, ponieważ negowanie zamordowania iks milionów ludzi w obozach zagłady jest niezbyt szkodliwe. Fakt ten daje, jeśli idzie o mnie, tego rodzaju rykoszet, że gdybym był dwadzieścia lat młodszy, szybko wyemigrowałbym dokądkolwiek. Jest to rodzaj zanieczyszczania środowiska nikczemnością, płaskością i podłością, z którym nie mogę się pogodzić. Sam zresztą nigdy nie byłem w oświęcimskim muzeum, było mi to zupełnie niepotrzebne — ale ja wojny doświadczyłem na własnej skórze.
— Dotykamy tu w skrajnej formie problemu granic wolności wypowiedzi.
— Z jednej strony jest dobrze, że zarówno ojciec Rydzyk, jak i Jerzy Urban mogą swobodnie działać, z drugiej — coś się w człowieku przeciw temu buntuje. Rozumiem oczywiście intencje tych Amerykanów, którzy w imię Pierwszej Poprawki udaremnili usunięcie z wystawy w Nowym Jorku obrazu Matki Boskiej obwieszonej łajnem słonia — ja bym chciał, żeby podobnych rzeczy nie było, ale nie uważam, by z pomocą policji należało usuwać ludzi, którzy je robią. Notabene w naszym Muzeum Narodowym widziałem kiedyś palce trupów zanurzone w probówkach z formaliną i obstawione dokoła syczącymi palnikami acetylenowymi. Doszliśmy do tego, że dziełem sztuki mogą być rozkładające się zwłoki.
— Czy w takim razie i Ratajczaka nie powinno się bronić w imię Pierwszej Poprawki, zwalczając oczywiście przy tym jego poglądy? Tak pisał na przykład komentator „Gazety Wyborczej”.
— Uważam jednak, że nie jest bezzasadna ustawodawcza moc niemieckich zakazów w kwestii „Auschwitzluge”, czyli tak zwanego kłamstwa oświęcimskiego. Amazon, największa księgarnia internetowa, sprzedawał Mein Kampf — Niemcy doprowadzili do wycofania tej książki. Nawiasem mówiąc — mam ją, jest potwornie nudna i trudno przebrnąć przez pierwsze dziesięć stron…
— A czy pan się zgadza z tezą Hannah Arendt o banalności zła?
— Dużo jest w tym prawdy. Bezkarne czynienie zła musi być dla wielu rzeczą przyjemną. Czytałem relację o pewnym oddziale niemieckim, który skierowany został do małego miasteczka, by rozstrzelać zebranych tam Żydów. Dowódca miał łzy w oczach i zapewniał, że nikt tego czynić nie musi; znaleźli się jednak tacy, którzy chcieli. Potem wszyscy się do egzekucji przyzwyczaili i skarżyli się głównie na to, że broń się zanadto rozgrzewa, a zużycie nabojów jest zbyt wielkie. Problem rozwiązano, sięgając po techniki mordu bardziej masowego.
Nie potrafię przejść obojętnie obok tego rodzaju dokumentów, są na swój przerażający sposób fascynujące. Hugo Steinhaus opisuje w pamiętnikach, jak pod koniec wojny oglądał pociągi, którymi wieziono do Oświęcimia czterysta tysięcy węgierskich Żydów, mijające małą miejscowość, gdzie się pod fałszywym nazwiskiem ukrywał. Nie podaje żadnego komentarza — co wydaje mi się bardzo zasadne.
— Wciąż krążymy wokół pytania „unde malum”…

Powered by MyScript