Mimo sceptycyzmu Honakury na Świecie naprawdę żyli czarnoksiężnicy, tylko że nie w pobliżu Hann...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
 Overkill dla astrokalendarza pani Reiche  Pozostaje w zasadzie tylko “kalendarz astronomiczny” pani Reiche...
»
Legenda głosi — a jest to tylko legenda — jakoby ludzkość zawarła z Najeźdźcami pakt...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać błędy i pęknięcia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w nią tym skuteczniej, z tym...
»
Jeden li tylko okręt Argo228, sławion wszędy,Gdy wracał od Ajeta, mógł się przemknąć tędy -Lecz te rafy i Argo by nie oszczędziły,Gdyby nie pomoc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Vul? To jedno z ich miast? - zapytał Wallie. - Tutejsze góry nazywają się RegiVul. Może w nich leży Vul? - Zastanawiał się przez chwilę. - Więc czarnoksiężnicy wkroczyli do Ov i wybili szermierzy, ale dlaczego? To znaczy, dlaczego akurat teraz? Jeśli są choć w połowie tak groźni, jak mówią ludzie, mogli to zrobić wieki temu.
Świat był dziwny ponad wszelkie wyobrażenie.
Nnanji wzruszył ramionami.
- Bogini nie dopuszcza ich w pobliże Rzeki.
Wysłała zatem Swojego orędownika, żeby przepędził ich z powrotem w góry? Nnanji doszedł do słusznego wniosku, że na tym musi polegać ich misja. Lecz orędownik Najwyższej nie miał pojęcia, jak walczyć z niewidzialnymi zabójcami posługującymi się magią. Prawdę mówiąc, Bogini nie mogła chyba wybrać gorszego wojownika. Na myśl o czarach Walliemu buntował się umysł. Robiło mu się słabo ze strachu. Lecz dwa tygodnie temu nie wierzył również w cuda.
Wtem ujrzał przed sobą rezydencję, a za nią kwatery niewolników i budynki gospodarcze. Dom był bez wątpienia ogromny jak na miejscowe zwyczaje, ale wyjątkowo brzydki, o niewłaściwych proporcjach i kolorach. Liczne szare albo czarne kolumny, balkony i przypory szpeciły kamienną fasadę w czerwono-białą szachownicę. Dach wyłożony dachówkami w różnych kolorach i lśniący od wilgoci ozdabiały bez ładu i składu okna mansardowe i zaśniedziałe miedziane kopułki. Wielkie frontowe okna wychodziły na ogrody i wyboistą drogę, która nagle przechodziła w żwirowy podjazd kończący się u stóp niskich, ale imponujących schodów.
Wallie wstał, zrzucając z siebie koc.
- Nnanji, pomóż reszcie wysiąść. Katanji, chodź ze mną.
Zeskoczył z wozu. Chłopak pośliznął się na grząskim błocie, ale lord Shonsu uratował go przed upadkiem. Obaj ruszyli bie­giem w stronę domu.
U stóp schodów Wallie się zatrzymał.
- Zostań tutaj i uważaj.
- Na co, panie? - Pierwszy był wystraszony. Miał powody.
- Na łuczników. Krzyknij, jeśli zobaczysz coś podejrzanego.
Siódmy wbiegł po schodach, rozchlapując kałuże. W solidnych dwuskrzydłowych podwojach zmieściłby się wóz konny. Znajdujące się po obu stronach okna dzielone kamiennymi słupkami sięgały ziemi.
Wallie trzy razy zabębnił w drzwi podeszwą buta. Potem zajrzał w jedno z okien, ale przez małe ołowiane szybki nic nie zobaczył. Tymczasem wóz z pozostałymi gośćmi dojechał do Katanjiego, który obracał się jak reflektor latarni morskiej.
Czerwone granitowe balustrady były ozdobione przysadzistymi statuetkami tańczących nimf. Wallie wypatrzył jedną z mniejszych figurek i sprawdził, czy dałby radę ją ruszyć. Wyobraził sobie miły dźwięk kruszącego się szkła.
W tym momencie ujrzał przed sobą odzianą na czarno kobietę o siwych włosach i wyglądzie matrony. Od kiedy to wysyła się niewolnice na powitanie Siódmego? Niewolnikom zazwyczaj nie groziła przemoc, ale ten intruz najwyraźniej nie szanował cudzej własności.
- Poinformuj lady Thondi, że natychmiast chcę się z nią zobaczyć w wielkiej sali. Kobieta złożyła mu ukłon.
- Jaśnie pani przyśle...
- Natychmiast! Albo zacznę rozbijać posążki!
Niewolnica podreptała przez marmurową posadzkę ku szerokim schodom. W zamierzeniu gospodarzy hol wejściowy miał robić wrażenie na gościach. Na wysokich czarnych postumentach stały rzeźby, przeważnie brzydkie i tłuste naguski. Ściany obwieszono bogatymi gobelinami. Wallie widział prawdziwy luksus w świątyni w Hann, tutaj pozostała czysta ostentacja. Zirytowany, porównał ten pałac z wilgotną norą Quili. Między jej skromnym domkiem a kwaterami niewolników była zapewne jeszcze większa różnica. Obiecał nie mówić Bogini, jak ma rządzić Światem, a ponadto wiedział, że na Ziemi istnieją podobne kontrasty, ale ta demonstracja bogactwa wzbudziła w nim gniew.
Quili pomagała Honakurze wchodzić po schodach. Reszta podążała za nimi. Katanji szedł na końcu, tyłem. O dziwo, nie potknął się.

Powered by MyScript