- No tak... - Zdawało się, że cyrkiel w spojrzeniu thona Taddeo znowu mierzy starego kapłana. - Jeśli naprawdę sądzisz, że nikt nie poczuje się urażony, słysząc o myślach nie przystających do tradycji, chętnie opowiem o mojej pracy. Ale niektóre fragmenty mogą okazać się sprzeczne z utrwalonymi żabo... hmmm... z utrwalonymi poglądami. - Świetnie! To będzie fascynujące! Ustalono datę i dom Paulo poczuł ulgę. Przepaść wtajemniczenia między mnichem a świeckim badaczem przyrody można z pewnością przynajmniej częściowo wypełnić dzięki swobodnej wymianie myśli. Czuł to. Przecież Kornhoer nieco już ją zmniejszył. Więcej rozmowy, nie zaś mniej - oto najpewniejsza recepta na osłabienie napięcia. A pochmurna zasłona podejrzliwości i nieufnego wahania rozsunie się, kiedy tylko thon dostrzeże, że jego gospodarze nie są wcale nierozumni i zacofani umysłowo, jak uczony chyba podejrzewa. Paulo poczuł jakiś wstyd z powodu swoich poprzednich złych przeczuć. Okaż, Panie, cierpliwość wobec głupca, który majak najlepsze chęci - modlił się. - Nie możesz jednak zapominać o oficerach i ich szkicownikach - przypomniał mu Gault. 20 Lektor zaintonował od pulpitu w refektarzu obwieszczenia. Światło świec oblekało w bladość oblicza legionu w habitach, który stał bez ruchu za stołami i czekał na rozpoczęcie wieczornego posiłku. Głos lektora rozbrzmiewał echem w jadalni, której wysokie sklepienie niknęło gdzieś wśród cieni gromadzących się nad drewnianymi stołami, pokrytymi plamami światła padającego od świec. - Wielebny ojciec opat polecił mi ogłosić - obwieszczał lektor - że reguła abstynencji została zawieszona na czas dzisiejszego wieczornego posiłku. Jak może słyszeliście, będziemy mieli gości. Wszyscy zakonnicy mogą wziąć udział w wieczornej uczcie na cześć thona Taddeo i jego świty. Możecie jeść mięso. Podczas posiłku będą dozwolone rozmowy, byleby niegłośne. Spośród nowicjuszy doszły stłumione głosy świadczące o hamowanej radości. Nakryto stoły. Jadło jeszcze się nie pojawiło, ale zamiast misek na owsiankę ustawiono duże talerze, pobudzając apetyty zapowiedzią święta. Dobrze znane dzbany na mleko powędrowały do kredensu, a ich miejsca zajęły czarki na wino. Na stołach rozłożono róże. Opat przystanął na korytarzu, czekając, aż lektor zakończy czytanie. Obrzucił spojrzeniem stół przygotowany dla niego, ojca Gaulta, honorowego gościa i jego towarzyszy. W kuchni, jak zwykle, są na bakier z arytmetyką - pomyślał. Przygotowano osiem miejsc. Trzej oficerowie, thon i jego asystent oraz dwaj kapłani to czyni siedem, chyba że, co wydawało się mało możliwe, ojciec Gault poprosił brata Kornhoera, żeby z nimi usiadł. Lektor skończył czytanie ogłoszeń i dom Paulo wkroczył do sali. - Flectamus genua[62] - zaintonował lektor. Legion w habitach uklęknął z zupełnie wojskową precyzją, a opat pobłogosławił swoją trzódkę. - Levate[63]. Legion wstał. Dom Paulo zajął swoje miejsce przy osobnym stole i spojrzał w stronę wejścia. Gault miał przyprowadzić tamtych. Poprzedni posiłek podawano w domu gościnnym, nie zaś w refektarzu, chciano bowiem oszczędzić im surowej jarzynowej diety, na której poprzestawali mnisi. Kiedy goście weszli, rozejrzał się za bratem Kornhoerem, ale mnicha wśród nich nie było. - Czemu osiem miejsc? - spytał szeptem ojca Gaulta, kiedy zajęli swoje miejsca. Gault zrobił zmieszaną minę i wzruszył ramionami. Uczony zajął miejsce po prawej ręce opata, a pozostali zasiadali stopniowo coraz bliżej końca stołu, pozostawiając nie zajęte miejsce po jego lewej stronie. Obrócił się, by wezwać Kornhoera, ale lektor zaintonował pretację, zanim zdołał pochwycić spojrzenie mnicha. - Oremus[64] - odpowiedział opat i legion skłonił głowy. Podczas błogosławieństwa ktoś wśliznął się spokojnie na miejsce po lewej stronie opata. Opat zmarszczył brwi, ale nie podniósł spojrzenia, żeby rozpoznać winowajcę przed końcem modlitwy. - ...et Spiritus Sancti. Amen.
|