— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...
»
– Zajm? si? tym – powiedzia? Orlan...
»
 Programowanie społeczne Niedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedział mi, że około 500 studentów rocznie...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
raz bd, powiedziaa, nie zdejmuj tylko marynarki, mczynie nie przystoizdejmowa marynarki, chyba e na ce...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Będziesz moim więźniem. Przez pewien czas. Dopóki się nie uspokoisz.
— Oszalałaś. Nie zatrzymasz mnie tu.
— Mam dla ciebie specjalnie przygotowane łańcuchy. Davidzie, Louisie… pomożecie mi.
— Co to ma znaczyć? Wy obaj, jak śmiecie? Łańcuchy, mówimy o łańcuchach? Kim ja jestem, Azazelem wtrąconym w otchłań? Memnoch nieźle by się uśmiał, gdyby nie to, że na zawsze się ode mnie odwrócił!
Żadne z nich nawet nie drgnęło. Stali w bezruchu, szczupła biała sylwetka skutecznie maskowała niespożyte zapasy energii zgromadzone w tym drobnym ciele. Oni cierpieli, och, jakże wyraźnie czułem ich cierpienie.
— Przyniosłam to dla ciebie — oznajmiła. Wyciągnęła rękę. — A kiedy to przeczytasz, będziesz szlochał i wył, a my zatrzymamy cię tu, bezpiecznie unieruchomionego, spętanego, aż w końcu zamilkniesz, przestaniesz krzyczeć i uspokoisz się. To wszystko. Od tej pory jesteś pod moją ochroną. Tu, w tym miejscu. Będziesz moim więźniem.
— Co to? Co to jest? — spytałem z przejęciem. Była to pomięta pergaminowa koperta.
— Co to jest, u licha? — warknąłem. — Kto ci to dał? — Nie chciałem tego dotknąć.
Wzięła mnie bezceremonialnie za lewą rękę, nic na to nie mogłem poradzić, była ode mnie silniejsza, zmusiła, abym upuścił worek z książkami, po czym wcisnęła mi do ręki zmiętą pergaminową kopertę.
— Dano mi to, abym przekazała tobie — wyjaśniła.
— Kto ci to dał?
— Ten, kto napisał ten liścik. Znajdziesz tam jego podpis. Przeczytaj.
— Co, u licha! — zakląłem. Palcami prawej dłoni rozerwałem kopertę. Moje oko. Na kartce z liścikiem leżało moje oko. Ta przesyłka zawierała moje oko, owinięte w list. Moje niebieskie oko, całe i żywe.
Dysząc ciężko, sięgnąłem po nie i umieściłem w obolałym oczodole, by poczuć, jak nitki nerwów rozciągają się gwałtownie niczym macki, by wczepić się na powrót w mój mózg. Odzyskałem w pełni zdolność widzenia.
Ona wciąż na mnie patrzyła.
— Mam zacząć krzyczeć? — zawołałem. — Niby dlaczego? Co twoim zdaniem ujrzałem? Tylko to, co widziałem już wcześniej! — ryknąłem.
Powiodłem wzrokiem z prawa na lewo, ten okropny spłachetek czerni zniknął. Świat był znowu jedną całością, postacie na witrażach i nieruchome twarze wciąż mnie obserwowały.
— Och, dzięki Ci, Boże! — wyszeptałem. Ale co to oznaczało? Czy był to zwykły okrzyk, czy może modlitwa dziękczynna?
— Przeczytaj list — rzekła.
Archaiczne pismo. Co to mogło być? Iluzja! Słowa w języku, który tak naprawdę wcale nie był językiem, lecz tak jasne i wyraziste, że pojąłem bez trudu ich znaczenie, zapisane krwią, inkaustem i sadzą:
 
Dla Mego Księcia
Dziękuję ci za wspaniale
wykonaną
pracę.
 
Z wyrazami miłości,
Memnoch Diabeł
 
— Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa! — zakrzyknąłem. Usłyszałem brzęk okowów. — Jak ci się zdaje, jaki metal może mnie spętać i unieruchomić? Bądź przeklęta! To kłamstwa! Wcale go nie widziałaś. Nie dostałaś tego listu od niego!
David, Louis i ona sama, niewiarygodnie silna, przepotężna od niepamiętnych czasów, gromadząca siły od dni, zanim jeszcze w Jerychu powstały pierwsze gliniane tabliczki — otoczyli mnie, osaczyli. Bardziej ona niż oni; byłem jej dzieckiem, miotałem się i to właśnie ją przy tym przeklinałem.
Powlekli mnie przez ciemność, echo mego skowytu odbijało się od ścian, aż dotarliśmy do celi, którą dla mnie wybrali: izby z zamurowanymi oknami, ciemnej i ciasnej, istnego lochu, łańcuchy opasywały mnie od stóp do głów, a ja szamotałem się i wiłem jak szalony.
— To wszystko kłamstwa! Obrzydliwe, wstrętne kłamstwa! Nie wierzę w to! Jeżeli nawet zostałem oszukany, to tylko przez Boga — ryczałem bez końca. — To Jego sprawka. Jeżeli to prawda, to On za tym stoi, On, Bóg Wcielony. Nie Memnoch. Nie, nigdy, przenigdy! To kłamstwo! — W końcu padłem nieruchomo, ciężki i bezradny. O nic już nie dbałem. To, że zostałem spętany, miało swoje dobre strony — nie mogłem na przykład tłuc pięściami w ściany, aż porozbijałbym sobie ręce na miazgę, ani walić głową w mur. — Kłamstwa, kłamstwa, nic, tylko kłamstwa! To wszystko, co widziałem. Jeden wielki kalejdoskop kłamstw!
— Nie wszystko jest kłamstwem — rzekła. — Nie wszystko. To odwieczny dylemat.

Powered by MyScript