Na skraju tłumu widać było rękojeść miecza podskakującą jak korek na wodzie, ale nikt nie zwracał uwagi na szermierza, który usiłował interweniować...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Ze wzgldu na rodzaj podmiotu, ktry jest zwizany terminem:- terminy wice organy procesowe;- terminy wice strony bd innych uczestnikw procesu...
»
obowizujcego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, ktry zarazem stapia koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Złoty pierścień miał kształt węża pożerającego własny ogon, Wielkiego Węża, który stanowił symbol Aes Sedai, ale nosiły go także Przyjęte...
»
ktry to rd ze zdumiewajc zrcznoci zmienia stronnictwa,syn wielkiego rebelianta Jerzego i brat marszaka wielkiego ko-ronnego Stanisawa, zosta...
»
Drugi element, ktry bdzie mia wpyw na polsk polityk celn, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uni Europejsk krajom Afryki, Karaibw i Pacyfiku...
»
24) pyle kopalnianym niezabezpieczonym − rozumie się przez to pył kopalniany, który nie spełnia wymagań podanych w pkt 23, 25) wyrobisku niezagrożonym...
»
prawym przyciskiem myszy element, który ma zmieniæ miejsce, a nastêpnie z wy- œwietlonego menu wybierz polecenie Przenieœ w górê lub Przenieœ w dó³...
»
— Co cię goni? — Następny przekaz, który dotarł do niej za pośrednictwem zorsala, był przynajmniej logiczną konsekwencją słów, które padły...
»
rozmawiał?„Drugi” spostrzega bosmana, który również zjawił się na mostku:- Bosco, kto rozmawiał przez telefon podczas ma newrów?- Notre...
»
Drugim motywem, ktry skania wielu autorw do posugiwania si klasyfikacj zobowiza na zobowizania rezultatu i starannego dziaania, jest denie zmierzajce do...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Wallie doszedł do wniosku, że czas przystąpić do działania.
Skoro nie pomogła ranga, zaczął przepychać się przez ścisk. Dotarłszy do centrum zbiegowiska, położył ciężką dłoń na ra­mieniu właściciela płytek. Mężczyzna obejrzał się ze złością i na jego twarzy odmalował się respekt. Właściciel jabłek prze­rwał tyradę na temat rodowodu adwersarza do czwartego poko­lenia wstecz. Obaj z wyraźną ulgą czekali na polecenia. Wallie rozkazał furmanowi i potężnemu niewolnikowi unieść jeden ko­niec ręcznego wózka, a sam chwycił za drugi. Właściciel płytek nasadził koło na oś. W tym czasie Nnanji kierował ruchem. Wkrótce ludzie się rozeszli, rzucając na koniec kilka rubasz­nych komentarzy.
Miejscowy szermierz okazał się bardzo młodym Drugim, nie­wiele starszym ani większym od Katanjiego. Nic dziwnego, że nie udało mu się przywrócić porządku. Blady i przestraszony, wlepił wzrok w gościa. Drżącą ręką sięgnął po miecz.
- Zostaw! - powstrzymał go Wallie.
Drugi wykonał cywilny salut i przedstawił się jako uczeń Allajuiy. Siódmy mu odpowiedział, ale nie tracił czasu na dalsze prezentacje.
- Chcę złożyć wizytę dowódcy - oznajmił. - Wskaż mi drogę do koszar.
Coraz bardziej zdenerwowany Allajuiy wskazał najbliższe drzwi. Wisiał nad nimi brązowy miecz i wielki but. Powinni byli zauważyć je wcześniej.
- Gdzie w takim razie jest dowódca?
- On... jest tutaj, panie.
Wallie zerknął na Nnanjiego. Czwarty zrobił zdziwioną i podejrzliwą minę. Gdy przybysze skierowali się do drzwi, uczeń Allajuyi wziął nogi za pas, nie czekając na formalne po­zwolenie.
Warsztat był mały i zagracony. Belki sufitowe znajdowały się wyjątkowo nisko. Pod oknem siedział Piąty i dwaj Drudzy. Wszyscy trzymali na kolanach szewskie kopyta i zapamiętale tłu­kli w nie młotkami. Podłogę wokół nich zaścielały kawałki skóry. W powietrzu unosił się jej ostry zapach.
Mężczyzna w czerwonej szacie zerwał się ze stołka i rzucił do witania gości. Na jego twarzy malował się taki sam lęk jak wcześniej u młodego szermierza. Mocno zbudowany i prawie łysy Piąty miał około czterdziestki, barki zapaśnika, na czole starą bliznę i kalafiorowate uszy. Łatanie obuwia musiało być w Tau niebezpiecznym zajęciem. Wallie odwzajemnił salut.
- Szukam dowódcy.
Szewc nie wyglądał na zachwyconego.
- Jest nim mój ojciec. Będzie zaszczycony, mogąc cię przywi­tać, panie. Zechcesz chwilę poczekać?
Mężczyzna pospieszył na zaplecze. Dwaj juniorzy wybiegli za nim. Na kpiący uśmiech mentora Nnanji odpowiedział nachmu­rzonym spojrzeniem.
- Coś mi mówi, że nie zwerbuję wielu szermierzy w Tau - po­wiedział Wallie. - Z twojej strony nie grozi im oskarżenie, bracie, ale oni tego nie wiedzą. Masz okazję do przeprowadzenia małego śledztwa!
Czwarty skinął głową.
Minęło trochę czasu, nim wrócił szewc. Zjawił się sam, przebra­ny w czystą szatę, odpowiednią raczej dla starca. Brwi Nnanjiego ściągnęły się jeszcze bardziej.
- Mój ojciec przyjdzie niebawem, panie. Jest stary i rankami trochę powolny...
- Nam się nie spieszy - uspokoił go Wallie. - Tymczasem po­zwól, że przedstawię ci mojego protegowanego i zaprzysiężone­go brata, adepta Nnanjiego. Będzie miał do was kilka pytań.
Niepokój przerodził się w wyraźny strach. Ręce mężczyzny drżały, kiedy odpowiadał na salut Czwartego. Ten od razu przy­stąpił do śledztwa.
- Wymień mi imiona i rangi szermierzy garnizonu, mistrzu.
- Mój ojciec, Koniarru Piąty, jest dowódcą. Jego zastępcą jest Kionijuiy Czwarty...
Milczenie.
- I?
- Dwóch Trzecich, adepcie.
W oczach Nnanjiego pojawił się drapieżny błysk.
- Czy to przypadkiem twoi siostrzeńcy?
- Tak, adepcie.
- A gdzie jest...

Powered by MyScript