– Nie mamy czasu. – Tu gdzieÅ› musi być Kielich ze Skelmoris! – zaprotestowaÅ‚a Claire. – Musimy poszukać! – Nie ma czasu – powtórzyÅ‚ Saracen. – Co siÄ™ stanie, jeÅ›li stracimy parÄ™ minut? – ze zÅ‚oÅ›ciÄ… rzuciÅ‚a Claire. – SÄ… rzeczy, o których nie wiesz. Musimy siÄ™ poÅ›pieszyć. – Nie! – w gÅ‚osie dziewczyny pojawiÅ‚ siÄ™ upór. – Idźcie Å‚apać te swoje szczury i szukać drugiego wyjÅ›cia. Ja tu zostanÄ™ i nie ruszÄ™ siÄ™, dopóki nie znajdÄ™ Kielicha! – W porzÄ…dku – ustÄ…piÅ‚ Saracen. WiedziaÅ‚, że jej nie przekona, a nie chciaÅ‚ opowiadać o swoich domysÅ‚ach co do planów Beasdale’a. – Może chociaż powiesz nam, czego mamy siÄ™ spodziewać w nastÄ™pnych pomieszczeniach. Claire rozÅ‚ożyÅ‚a swój plan i poÅ›piesznie odszukaÅ‚a miejsce, w którym siÄ™ znajdowali. Kiedy przemówiÅ‚a, w jej gÅ‚osie daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć poczucie winy, ale przede wszystkim kierowaÅ‚a niÄ… teraz dzika ambicja. W kilku sÅ‚owach opisaÅ‚a przypuszczalny ksztaÅ‚t i przeznaczenie dalszych piwnic. – Gdzie twoim zdaniem powinniÅ›my szukać drugiego wyjÅ›cia? – zapytaÅ‚ Saracen. – W tym pomieszczeniu – Claire wskazaÅ‚a niewielki prostokÄ…t na planie – powinny znajdować siÄ™ schody, prowadzÄ…ce z podziemi do budynków klasztornych. Niewykluczone, że nadal można siÄ™ nimi wydostać na powierzchniÄ™. – A czy może tu być drugi tunel ucieczkowy? – JeÅ›li nawet, to nie mam go na planie. Chociaż zdarzaÅ‚o siÄ™, że budowano dwa tunele, przy czym jeden byÅ‚ stosunkowo Å‚atwy do znalezienia i sÅ‚użyÅ‚ do odwrócenia uwagi od tego wÅ‚aÅ›ciwego. – Gdzie mamy go szukać? – MyÅ›lÄ™, że warto spróbować gdzieÅ› tu, w północnej Å›cianie. Claire zostaÅ‚a sama. Saracen i MacQuillan ruszyli dalej i niebawem dotarli do izby, w której znajdowaÅ‚y siÄ™ schody. OÅ›wietlili latarkami sufit. Nie byÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci, że tÄ™dy nikt nie wydostanie siÄ™ na powierzchniÄ™; nawet szczur. Szczyt schodów ginÄ…Å‚ po prostu w zbitej, nie naruszonej ziemi. Saracen badaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie rumowisko znajdujÄ…ce siÄ™ w miejscu północnej Å›ciany izby, kiedy jakiÅ› dźwiÄ™k kazaÅ‚ mu znieruchomieć i nadstawić uszu. DaÅ‚ znak MacQuillanowi, by zrobiÅ‚ to samo. – KtoÅ› nas woÅ‚a. – Raczej krzyczy! To Claire! Pobiegli z powrotem, w kierunku pomieszczenia, w którym zostaÅ‚a Claire. W miarÄ™ jak zbliżali siÄ™, krzyk narastaÅ‚, byÅ‚ jednak dziwnie stÅ‚umiony i kiedy dotarli do celu, ustaÅ‚ zupeÅ‚nie. – Tam! – zawoÅ‚aÅ‚ MacQuillan, oÅ›wietlajÄ…c latarkÄ… przeciwlegÅ‚Ä… Å›cianÄ™. Ujrzeli dolnÄ… poÅ‚owÄ™ ciaÅ‚a Claire wystajÄ…cÄ… z niewielkiej niszy. – Utknęła w otworze. – MusiaÅ‚a wpaść w panikÄ™ i zemdlaÅ‚a. – Saracen próbowaÅ‚ oswobodzić bezwÅ‚adne ciaÅ‚o Claire, ale tkwiÅ‚o w otworze bardzo mocno. SÅ‚yszeli dochodzÄ…ce z gÅ‚Ä™bi niszy odgÅ‚osy skrobania i przekonani, że to Claire ogarniÄ™ta nieprzytomnym strachem drapie Å›cianÄ™, zaczÄ™li przemawiać do niej uspokajajÄ…co. Potem jednak Saracen spojrzaÅ‚ na zwisajÄ…ce bezwÅ‚adnie nogi dziewczyny, na leżący na posadzce kaptur kombinezonu i powoli straszna prawda jęła torować sobie drogÄ™ do jego Å›wiadomoÅ›ci. JeÅ›li Claire byÅ‚a nieprzytomna, skÄ…d pochodziÅ‚y te odgÅ‚osy? – Boże WszechmogÄ…cy! – szepnÄ…Å‚, czujÄ…c, że nagle zaczyna mu brakować tchu. MacQuillan także zrozumiaÅ‚ co znaczÄ… dźwiÄ™ki dobywajÄ…ce siÄ™ ze Å›ciany. – Szczury! – jÄ™knÄ…Å‚ przerażonym gÅ‚osem. Saracen skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. – ChciaÅ‚a wczoÅ‚gać siÄ™ do otworu i zablokowaÅ‚a im drogÄ™ ucieczki. – Nie żyje? – Nie żyje – odparÅ‚ Saracen nie znalazÅ‚szy pulsu w udzie dziewczyny. – Rany Boskie! – MacQuillan sam byÅ‚ bliski paniki. – Szczury nadal tam sÄ… – powiedziaÅ‚ Saracen. – Musimy uważać, kiedy jÄ… wyciÄ…gniemy. MacQuillan nie potrzebowaÅ‚ ostrzeżenia, bo i tak trzÄ…sÅ‚ siÄ™ ze strachu. Powoli wysuwali z niszy ciaÅ‚o Claire. Przed ostatnim szarpniÄ™ciem zajÄ™li miejsca przy Å›cianie. – Gotów? – spytaÅ‚ Saracen. MacQuillan skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…. SzarpnÄ™li. Ramiona Claire wysunęły siÄ™ z otworu i w tym momencie potok szczurów dosÅ‚ownie wylaÅ‚ siÄ™ z ciemnego wnÄ™trza. Gryzonie bÅ‚yskawicznie przemykaÅ‚y po plecach dziewczyny i rozbiegaÅ‚y siÄ™ po izbie, ginÄ…c w ciemnoÅ›ciach. Saracen spojrzaÅ‚ w dół i spostrzegÅ‚, że jeden z nich nadal wczepiony jest w twarz Claire. ZamachnÄ…Å‚ siÄ™ i trzasnÄ…Å‚ zwierzÄ™ latarkÄ…. OdleciaÅ‚o w bok i z miÄ™kkim pacniÄ™ciem upadÅ‚o na posadzkÄ™. Jeszcze kilka szczurów wyprysnęło z otworu i zapanowaÅ‚a cisza. Saracen popatrzyÅ‚ na Claire i musiaÅ‚ kilkakrotnie przeÅ‚knąć Å›linÄ™, żeby nie zwymiotować. SÅ‚yszaÅ‚, że MacQuillan robi to samo. – Boże, byÅ‚a taka piÄ™kna – szepnÄ…Å‚, odwracajÄ…c gÅ‚owÄ™ od widoku bezksztaÅ‚tnej masy w jakÄ… zmieniÅ‚a siÄ™ twarz Claire. Minęło parÄ™ minut nim opanowali siÄ™ na tyle, by podjąć dalsze dziaÅ‚anie. – Ma pan swojego szczura – zauważyÅ‚ MacQuillan, oÅ›wietlajÄ…c leżące pod Å›cianÄ… zwierzÄ™ zabite uderzeniem latarki. Saracen wydobyÅ‚ sprzÄ™t dostarczony przez puÅ‚kownika, przygotowaÅ‚ probówki. NastÄ™pnie przeciÄ…Å‚ skalpelem gardÅ‚o szczura; krew zwierzÄ™cia zebraÅ‚ do probówek, a caÅ‚kowicie wykrwawione padÅ‚o cisnÄ…Å‚ w kÄ…t piwnicy. PakowaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie naczynia do torby, kiedy usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os MacQuillana: – Dobry Boże, niech pan spojrzy! Bakteriolog siÄ™gnÄ…Å‚ do otworu, w którym utknęła Claire i wydobyÅ‚ stamtÄ…d zÅ‚oty kielich, wysadzany rubinami wielkoÅ›ci goÅ‚Ä™bich jaj. – To dlatego chciaÅ‚a siÄ™ tam dostać – powiedziaÅ‚. – Czy widziaÅ‚ pan coÅ› równie piÄ™knego? Musi być wart miliony! – Zostaw pan to Å›wiÅ„stwo – warknÄ…Å‚ Saracen. – Bóg wie, ilu ludzi przez to umarÅ‚o.
|