.. Dwa tysiące międzynarodowych wydawców żurnali ogłosiło wyniki swojego plebiscytu na najlepiej ubranych ludzi roku 1972. I Mick, i Bianca zmieścili się w pierwszym tuzinie. W USA pierwszym w nowym roku hitem cieszyła się Carly Simon. Piosenka You're So Vain, w której refrenie śpiewa Jagger (wpadł na nagranie podczas pracy nad albumem Yoko Ono), stanowiła nietypową zagadkę dla słuchaczy. Jesteś taki próżny, myślisz pewnie, że ta piosenka jest o tobie" -do kogo zaadresowane były te słowa? Nie ustawały spekulacje. Pierwszym kandydatem wydawał się mąż piosenkarki, James Taylor, popularny artysta, lansowany niegdyś przez samych Beatlesów. Na drugim miejscu wysuwano przyjaciela domu, Warrena Beatty, aktora i reżysera, przedstawiciela autorskiego nurtu w kinie kalifornijskim. Obaj panowie słyną i z ujmujących osobowości, i z urody. Nie obeszło się także bez podejrzeń, że prawdziwym bohaterem sympatycznej piosenki jest Mick Jagger. Carly Simon była jednym z głównych gości na jego przyjęciu urodzinowym w Nowym Jorku, a uchodziła przecież za symbol seksu lat siedemdziesiątych... Ale wkrótce Rolling Stonesi stanęli w obliczu poważniejszych problemów. Idąc - mimowolnie - za przykładem Carly Simon, o zagadkę pokusił się australijski minister do spraw emigracji. 4 stycznia, nie podając żadnych powodów, ogłosił, że jeden ze Stonesów pozbawiony będzie prawa wstępu na teren Australii. Który? W cztery dni później, wystawiając nie najlepsze świadectwo dalekowschodniej gościnności, do zakazu dołączył japoński minister spraw zagranicznych. Był jednak mniej dyskretny - do kraju kwitnącej wiśni nie wjedzie Mick Jagger. Za stare wyroki. Zachwiało to zupełnie przygotowaniami do zbliżającego się tournee, które -notabene - w Australii było już kompletnie wyprzedane. Mick odwiedzał ten kraj wielokrotnie, tutaj nakręcił nieszczęsnego „Neda Kelly'ego". Ostatni raz zahaczył o Szósty Kontynent w kwietniu ubiegłego roku, razem z Bianką i Jadę, w drodze na Bali. Ale Rolling Stonesów australijska publiczność nie widziała od lutego 1966 roku! A zainteresowanie było, jak zwykle, olbrzymie. 9 stycznia Al Grassby, szef 187 Ministerstwa Imigracji tego kraju, znany powszechnie jako Grass-snake (zaskroniec), zdjął zakaz z nieokreślonego Stonesa. Tournee poprzedziły dwa koncerty w Honolulu. Następnie Stonesi przelecieli do Sydney na konferencję prasową. Nawet na takich antypodach, jak nowozelandzkie Auckland, grali dla dziesiątków tysięcy szalejących ze szczęścia fanów. Tysiące młodych ludzi staczały boje z policją, w Adelajdzie doszło do prawdziwej bitwy. Pan Grassby był oczarowany - twierdził, że Rolling Stonesi stanowią przykład dla australijskiej młodzieży i że dobrze zrobił wpuszczając ich, mimo wszystko, do kraju. „Zrobić człowiekowi złe imię i wstrzymać jego przyjazd, to niemoralne i nieaustralijskie" - cytowano powszechnie słowa „Zaskrortca". Nie wzięli ich jednak do serca zatwardziali samuraje. Promotorzy koncertów w słynnym tokijskim Budokanie zwracali pieniądze za bilety. Stonesi nie przejęli się zbytnio - niech tamci żałują. Mick nie zapomniał o swojej obietnicy. 10 stycznia ogłosił, że odbędzie się koncert na rzecz nikaraguańskich ofiar. Ponieważ poruszali się w pełnej gotowości po basenie Pacyfiku, na miejsce imprezy wybrano Forum w Los Angeles, a datę ustalono na 18 stycznia. Dobra data, koncert stał się wydarzeniem. Wystąpił Santana, rockująca para marihuanowych komików, Cheech and Chong i oczywiście Stonesi, którzy dla blisko 20-tysięcznej widowni grali nieprzerwanie przez dwie godziny. Impreza przyniosła 350 000 dolarów. Kiedy 9 maja Mick i Bianca wręczali pieniądze w Waszyngtonie, przekazując je za pośrednictwem Senatu na rzecz Pan American Development Fund, Jagger dołożył z własnej kieszeni jeszcze 150 000. Do równego rachunku. Mówiło się, że ten gest załatwił „przy okazji" wizę i pozwolenie na pracę dla Richardsa, który po incydencie na lotnisku Warwick mógł z tym mieć poważne problemy. Jako wyraz wdzięczności państwo Jagger otrzymali od Senatu symboliczny złoty klucz. Ciekawe, jak okazał swoją wdzięczność Richards? Po lutowych peregrynacjach Mick i Keith powrócili na Jamajkę. Praca nad płytą dobiegała końca. Na początku kwietnia niepokojące wieści doszły do chłopców z USA. Było to jeszcze przed senacką „łapówką" Jaggera i sędzia Orton w Warwick na Rhode Island odrzucił pozew o oddalenie sprawy wynikłej po incydencie z reporterem. Lokalny patriotyzm, czy Keith rzeczywiście dołożył niewinnemu? Kłopoty czekały także w Anglii, tym razem Jaggera. Mick wydawał się zapominać, że ma dwie córeczki. 18 czerwca Marsha Hunt wniosła do sądu sprawę o ustalenie ojcostwa, wskazując wokalistę Stonesów jako sprawcę. Swojej małej Karis, oczywiście. Mick nigdy nie wypierał się tego dziecka, dla wszystkich z jego otoczenia było oczywiste, że uważa się za ojca. Ale Marsha wychowywała córeczkę sama. Na wiosnę mała Karis wymagała leczenia i rachunki za opiekę medyczną przytłoczyły samotną matkę. Jagger, tak wspaniałomyślny dla tysięcy poszkodowanych w Nikaragui, na wieść o roszczeniach finansowych matki swojego dziecka, zachował się jak dziki. Zażądał próby krwi! Jeśli istnieje szansa, że dziewczynka nie jest jego córką - nie będzie płacił. Znajomi Jaggera byli oburzeni. Podobno wyprowadziło go z równowagi to, że Marsha nadała sprawie publiczny rozgłos. Jego matka miała jakoby nie wiedzieć o istnieniu 188 najstarszej wnuczki. Mało kogo przekonywała ta wymówka - czyż pani Eva Jagger nie czyta gazet? Osiągnięto w końcu porozumienie poza sądem. Ale gorycz pozostała. W nadchodzących latach Mick uspokoił się nieco i zaczął lepiej wywiązywać się z obowiązków ojca. Przynajmniej finansowych. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy córka panny Hunt jest rzeczywiście dzieckiem wielkiego Stonesa, wystarczy, że spojrzy na buźkę małej (wtedy małej, dziś już pełnoletniej) mulatki. To lepszy sprawdzian niż próba krwi. Kiedy dziewczynka poszła w 1983 roku do szkoły średniej w Hampshire, została zapisana jako Karis Jagger.
|