Chcesz nas wszystkich zamienić w lodowe sople? – Nie narzekaÅ‚am – odparÅ‚a Morgiana. – Czy powiedziaÅ‚am, choć sÅ‚owo? W komnacie jest duszno jak w wychodku, a dym Å›mierdzi. ChcÄ™ tylko odetchnąć! – Zatrzasnęła drzwi i wróciÅ‚a do kominka, drżąc i zacierajÄ…c rÄ™ce. – Od lata ani razu nie byÅ‚o mi ciepÅ‚o. – Wcale w to nie wÄ…tpiÄ™ – powiedziaÅ‚a Morgause. – Twój maÅ‚y pasażer kradnie caÅ‚e ciepÅ‚o z twego ciaÅ‚a; jemu jest ciepÅ‚o i przytulnie, a matka siÄ™ trzÄ™sie. Tak jest zawsze. – Przynajmniej minęło zimowe przesilenie, rozwidnia siÄ™ wczeÅ›niej i Å›ciemnia później – powiedziaÅ‚a jedna z dworek Morgause. – A może za nastÄ™pne dwa tygodnie bÄ™dziesz już miaÅ‚a swoje dzieciÄ…tko... Morgiana nie odpowiedziaÅ‚a, tylko wciąż drżąc, staÅ‚a przy kominku i rozcieraÅ‚a dÅ‚onie, jakby jÄ… bolaÅ‚y. Morgause pomyÅ›laÅ‚a, że dziewczyna wyglÄ…da jak wÅ‚asny cieÅ„. Twarz miaÅ‚a poszarzaÅ‚Ä… i Å›miertelnie wychudÅ‚Ä…, w porównaniu z ogromnym brzuchem rÄ™ce wyglÄ…daÅ‚y jak piszczele koÅ›ciotrupa. Pod oczyma miaÅ‚a wielkie ciemne siÅ„ce, a powieki zaczerwienione jakby od ciÄ…gÅ‚ego pÅ‚aczu. Choć byÅ‚a w tym zamku od tylu księżyców, Morgause ani razu nie widziaÅ‚a, by uroniÅ‚a przy innych, choć jednÄ… Å‚zÄ™. PocieszyÅ‚abym jÄ…, ale jak mam to zrobić, kiedy ona nie pÅ‚acze? Morgiana miaÅ‚a na sobie starÄ… szatÄ™ Morgause, wypÅ‚owiaÅ‚Ä…, zniszczonÄ…, ciemnoniebieskÄ… sukniÄ™, groteskowo za dÅ‚ugÄ…. WyglÄ…daÅ‚a niedbale, a nawet niechlujnie. Morgause byÅ‚a niepocieszona, że jej krewniaczka nie zadaÅ‚a sobie nawet trudu, by wziąć do rÄ™ki igÅ‚Ä™ z nitkÄ… i jakoÅ› skrócić tÄ™ sukienkÄ™. Morgiana miaÅ‚a też spuchniÄ™te kostki, które jakby wylewaÅ‚y jej siÄ™ z butów. To od jedzenia tylko solonych ryb i suszonych warzyw, o tej porze roku nie byÅ‚o nic innego. Oni wszyscy potrzebowali Å›wieżego pożywienia, ale przy tej pogodzie byÅ‚o o nie trudno. Może mężczyznom poszczęści siÄ™ dziÅ› na polowaniu, a jej uda siÄ™ zmusić MorgianÄ™ do zjedzenia miÄ™sa. Po wÅ‚asnych czterech ciążach Morgause znaÅ‚a tÄ™ prawie gÅ‚odowÄ… ostatniÄ… fazÄ™. PamiÄ™taÅ‚a, jak kiedyÅ›, w ciąży z Gawainem, poszÅ‚a do mleczarni i zjadÅ‚a trochÄ™ wapna, które trzymano tam do bielenia Å›cian. Stara akuszerka powiedziaÅ‚a jej wtedy, że kiedy ciężarna kobieta nie może siÄ™ powstrzymać przed jedzeniem takich dziwacznych rzeczy, to znaczy, że dziecko ich potrzebuje i ona powinna mu dać to, czego ono chce. Może jutro przy górskim potoku pojawiÄ… siÄ™ Å›wieże zioÅ‚a – to byÅ‚o coÅ›, czego pragnęła każda ciężarna kobieta, szczególnie teraz, pod koniec zimy. PiÄ™kne czarne wÅ‚osy Morgiany byÅ‚y potargane w luźnym warkoczu, wyglÄ…daÅ‚y, jakby ich nie czesaÅ‚a i nie splataÅ‚a na nowo od tygodni. Teraz odeszÅ‚a od kominka, wzięła z półki grzebieÅ„ i zaczęła czesać jednego z maÅ‚ych pokojowych piesków Morgause. Lepiej byÅ› siÄ™ zajęła czesaniem wÅ‚asnych wÅ‚osów, pomyÅ›laÅ‚a Morgause, ale nic nie powiedziaÅ‚a. Ostatnio Morgiana byÅ‚a taka drażliwa, że nic jej nie można byÅ‚o powiedzieć. Ale w jej stanie, tak blisko rozwiÄ…zania, to zupeÅ‚nie normalne, pomyÅ›laÅ‚a, patrzÄ…c, jak mÅ‚odsza kobieta przeciÄ…ga grzebieÅ„ po psiej sierÅ›ci. Piesek skomlaÅ‚ i wyrywaÅ‚ siÄ™, a Morgiana uciszaÅ‚a go gÅ‚osem Å‚agodniejszym niż ten, jakim ostatnio zwracaÅ‚a siÄ™ do ludzi. – To już nie powinno być dÅ‚ugo, Morgiano – powiedziaÅ‚a Morgause uspokajajÄ…co. – Do Matki Boskiej Gromnicznej z pewnoÅ›ciÄ… już urodzisz. – Nie mogÄ™ siÄ™ doczekać – odparÅ‚a Morgiana. PoklepaÅ‚a pieska i postawiÅ‚a na podÅ‚odze. – No, teraz wyglÄ…dasz porzÄ…dnie i możesz być miÄ™dzy damami... jakiÅ› ty Å›liczny z tÄ… wyczesanÄ… sierÅ›ciÄ…! – DorzucÄ™ do ognia – powiedziaÅ‚a jedna z kobiet, imieniem Beth, odkÅ‚adajÄ…c wrzeciono i wrzucajÄ…c weÅ‚nÄ™ do koszyka. – Mężczyźni z pewnoÅ›ciÄ… niebawem wrócÄ…, robi siÄ™ ciemno. – PodchodzÄ…c do kominka, potknęła siÄ™ o leżący na ziemi patyk i upadÅ‚a. – Gareth, ty maÅ‚y diabeÅ‚ku, czy w koÅ„cu pozbierasz te Å›mieci? – WrzuciÅ‚a patyk do ogniska, a piÄ™cioletni Gareth, który caÅ‚y czas przesuwaÅ‚ patyczki i przemawiaÅ‚ do nich pod nosem, wydaÅ‚ z siebie dziki wrzask. To byÅ‚o jego wojsko! – No, Gareth, jest noc i twoje zastÄ™py muszÄ… już iść do swoich namiotów – powiedziaÅ‚a szybko Morgiana. PochlipujÄ…c, chÅ‚opczyk zsunÄ…Å‚ kupkÄ™ patyków do kÄ…ta, ale jeden czy dwa ostrożnie uÅ‚ożyÅ‚ w faÅ‚dzie swojej tuniki. To byÅ‚y grubsze kijki, które Morgiana kilka miesiÄ™cy wczeÅ›niej wyrzeźbiÅ‚a tak, że przypominaÅ‚y ludzi w heÅ‚mach i zbrojach i miaÅ‚y tuniki zafarbowane na purpurowo sokiem z buraków. – Zrobisz mi jeszcze jednego rzymskiego rycerza, Morgiano?
|