– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
Przyjdźcie! Pójdźmy do Pana! Ja na przedzie, wy – za Mną! Chodźmy do wód zbawczych, na święte pastwiska, chodźmy na ziemie Boże...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
– Ja to robiê dla panów dobra, no bo teraz to oni siê wstydz¹ piæ herbatê, ich gryzie sumienie, ¿e to na moim gazie, a jak ka¿dy zap³aci gaz, to on bêdzie...
»
wypędzeni ze swojego alegorycznego raju wolnego od zła – inaczej mówiąc, stracili naturalny, pełny kontakt ze swoimi Wyższymi Ja...
»
gniewnie dopomina się o własną godność, a „cudaczną pychą” Boga, daje się przynajmniej pomyśleć w kategoriach ludzkiej etyki – a nie tylko...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Cała poczta przechodzi przed dostarczeniem przez szpitalną kancelarię, cała – bez względu na to, czy jest adresowana do pacjentów, personelu medycznego czy administracji. Stamtąd roznosi ją kilku gońcówochotników. Dowiedziałem się, że paczka z kasetą była w szpitalnej kancelarii, kiedy goniec zaglądał tam rano. Ponieważ była zaadresowana do mojej pacjentki, goniec zgłosił się do informacji ogólnej. Potem przyniosła ją jedna z dziewczyn.
– Czy ktoś nie powinien skonsultować się z panem przed wręczeniem kasety i magnetofonu Judy?
– Oczywiście. Siostra Bond powinna to zrobić natychmiast, ale nie ma dzisiaj zmiany. Siostra Rack, która ma dyżur, przyjęła, że adres zawiera dziecięce przezwisko, i pomyślała, że któraś z dawnych przyjaciółek pani Marshall przysłała jej jakieś nagrania muzyczne, żeby ją rozweselić. Pielęgniarki mają w dyżurce magnetofon, więc włożyła kasetę i dała go pani Marshall. – W półmroku korytarza w oczach lekarza pojawiają się szydercze iskierki. – Potem, jak się pan pewnie domyśla, rozpętało się istne piekło. Pani Marshall z powrotem znalazła się w stanie, w jakim została przyjęta – wykonywała wiele alarmujących zachowań. Na szczęście tak się złożyło, że byłem w szpitalu, więc kazałem jej podać leki uspokajające i umieścić w izolatce. Izolatka, panie poruczniku, ma wyściełane ściany – pani Marshall pootwierała sobie z powrotem rany na palcach, a nie chciałem, żeby dokonała dalszych samouszkodzeń. Kiedy leki zaczęły działać, poszedłem z nią porozmawiać. Wysłuchałem taśmy. Być może powinienem natychmiast zadzwonić po policję, ale jestem odpowiedzialny przede wszystkim wobec pacjentów, dlatego zawiadomiłem najpierw pana Marshalla.
– Skąd?
– Z izolatki, przez telefon komórkowy. Pan Marshall oczywiście upierał się, żeby porozmawiać z żoną, ona też chciała z nim mówić. Bardzo się zdenerwowała w trakcie rozmowy i musiałem podać jej kolejny łagodny lek uspokajający. Kiedy się opanowała, wyszedłem z izolatki i znowu zadzwoniłem do pana Marshalla, by udzielić mu konkretniejszych informacji o treści taśmy. Chce pan ją przesłuchać?
– Dziękuję, nie teraz, panie doktorze. Chciałby jednak zapytać o jedną rzecz, która jej dotyczy.
– Niech pan pyta.
– Fred Marshall próbował naśladować sposób, w jaki mówił autora nagrania. Czy przypominało to panu jakiś określony akcent? Może niemiecki?
– Sam się nad tym zastanawiałem. Brzmiało to jak niemiecka wymowa angielskich słów, ale niezupełnie. Najbardziej to przypominało Francuza, mówiącego po angielsku i starającego się naśladować niemiecki akcent, jeśli to ma w ogóle sens. Prawdę mówiąc, nigdy czegoś podobnego nie słyszałem. – Od początku rozmowy doktor Spiegelman poddawał Jacka ocenie według kryteriów, których ten nie potrafił się nawet z grubsza domyślić. Zachował wyraz twarzy tak neutralny i bezosobowy jak u policjanta kierującego ruchem drogowym. – Pan Marshall powiedział mi, że zamierza do pana zadzwonić. Wydaje się, że między panem i panią Marshall wytworzyła się nadzwyczajna więź. Szanuje ona pana umiejętności i pracę, czego można by oczekiwać, ale wydaje się również panu ufać. Pan Marshall prosił mnie, żebym pozwolił panu na rozmowę z żoną, a ona twierdzi, że musi z panem porozmawiać.
– W takim razie na osobności pół godziny.
Uśmiech doktora Spiegelmana niknie tak szybko, jak się pojawił.
– Moja pacjentka i jej mąż zaufali panu, poruczniku, ale nie o to chodzi. Sęk w tym, czy ja mogę panu zaufać.
– W czym?

Powered by MyScript