Ned mógł tylko wziąć ją w ramiona i mocno przytulić...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
 Overkill dla astrokalendarza pani Reiche  Pozostaje w zasadzie tylko “kalendarz astronomiczny” pani Reiche...
»
Legenda głosi — a jest to tylko legenda — jakoby ludzkość zawarła z Najeźdźcami pakt...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać błędy i pęknięcia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w nią tym skuteczniej, z tym...
»
36ble wewntrzne stanowi zwykle sygna mniej lub bardziej powanej choroby, grocej utrat sprawnoci yciowej, a nawet mierci, std nie tylko "bol", ale te...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Spojrzał na Roberta poprzez salę. Jego dawny przyjaciel, bliższy mu niż brat. - Robercie, proszę. W imię naszej miłości. W imię miłości, jaką darzyłeś moją siostrę.
Król patrzył na nich długą chwilę, a potem skierował wzrok na żonę.
- A niech cię, Cersei - rzucił głosem przepełnionym nienawiścią. Ned delikatnie wyswobodził się z objęć Sansy. Znowu poczuł zmęczenie ostatnich czterech dni. - A zatem sam to zrób, Robercie - powiedział głosem zimnym i ostrym jak stal. - Miej przynajmniej odwagę zrobić to własnymi rękoma.
Robert posłał mu obojętne spojrzenie i wyszedł bez słowa, powłócząc ciężko nogami. W sali zapadła cisza.
- Gdzie jest wilkor? - spytała Cersei Lannister. Stojący obok niej książę Joffrey uśmiechał się.
- Bestia jest przywiązana przed bramą, Wasza Miłość. - W głosie ser Barristana Selmy dało się odczuć niechęć.
- Poślijcie po Ilyna Payne’a.
- Nie - przemówił Ned. - Jory, zaprowadź dziewczynki do pokoju i przynieś mi Lód. - Z trudem wydusił z siebie te słowa, ale się nie zawahał. - Jeśli tak ma być, to sam to zrobię.
Cersei Lannister spojrzała na niego podejrzliwie. - Ty, Stark? Czy to jakaś sztuczka? Dlaczego miałbyś to robić?
Wszyscy skierowali wzrok na niego, lecz zabolało go tylko spojrzenie Sansy. - Ona jest z północy i zasługuje na coś lepszego niż rzeźnik.
Wyszedł z sali, rzucając na boki groźne spojrzenia, ścigany płaczem córki. Poszedł w miejsce, gdzie przywiązano łańcuchem młodego wilkora. Ned usiadł obok wilczycy. - Damo - powiedział, wymawiając wolno jej imię. Nigdy dotąd nie zwracał uwagi na imiona, które jego dzieci nadały swoim zwierzętom, lecz teraz zobaczył, że Sansa wybrała właściwie imię. Dama była najmniejsza z całego miotu, najładniejsza, najłagodniejsza i najbardziej ufna. Popatrzyła na niego swoimi złocistymi ślepiami, a on zanurzył dłoń w jej gęstą szarą sierść.
Jory przyniósł miecz.
Eddard Stark nie pamiętał, by kiedykolwiek miał trudniejsze zadanie do wykonania.
Kiedy było już po wszystkim, powiedział: - Wybierz czterech ludzi i wyślij ich z ciałem na północ. Niech ją pochowają w Winterfell.
- Mają jechać tak daleko? - spytał Jory z niedowierzaniem.
- Tak daleko - powtórzył Ned. - Kobieta Lannisterów nigdy nie dostanie jej skóry. - Wracał właśnie do wieży potwornie zmęczony, gdy nadjechał Sandor Clegane ze swoimi ludźmi.
Ned dostrzegł coś przerzuconego za nim przez grzbiet jego wierzchowca, coś ciężkiego, owiniętego w zakrwawiony płaszcz. - Ani śladu po twojej córce, Namiestniku - powiedział Ogar. - Ale dzień nie całkiem stracony. Mamy jej pupilka. - Odwrócił się i zrzucił ciężar pod nogi Neda.
Ned schylił się i odwinął płaszcz, przeżuwając słowa, które będzie musiał powiedzieć Aryi. Ale to nie była Nymeria. Ujrzał Mycaha, chłopaka rzeźnika. Całe jego ciało pokrywała zastygła krew. Cięcie, które otrzymał z góry, rozcięło go niemal na pół, od ramienia po pas.
- Dopadłeś go - powiedział Ned.
Wydawało się, że oczy Ogara migocą poprzez stal jego ohydnego hełmu w kształcie psiej głowy. - Biegł. - Spojrzał na Neda i roześmiał się. - Ale nie dość szybko.
Bran 
Wydawało się, jakby spadał całą wieczność. Leć, wyszeptał głos w ciemności, lecz Bran nie potrafił latać, więc spadał dalej.
Maester Luwin zrobił małego chłopca z gliny, wypiekł go, ubrał w ubranie Brana i zrzucił z dachu. Bran pamiętał, jak się roztrzaskał. - Ale ja nigdy nie spadam - powiedział, opadając.
Ziemia znajdowała się tak daleko pod nim, że ledwie ją widział poprzez szarą mgłę, lecz wyczuwał, jak szybko spada, i wiedział, co go czeka na dole. Nawet we śnie nie można spadać w nieskończoność. Wiedział, że obudzi się na moment przed uderzeniem o ziemię. Człowiek zawsze się wtedy budzi.
A jeśli nie? Usłyszał głos.
Ziemia przybliżyła się - chociaż wciąż znajdowała się daleko od niego, oddalona o tysiąc mil - lecz teraz była coraz bliżej. Tutaj, w ciemności, panował chłód. Nie było słońca ani gwiazd, jedynie ziemia w dole, przybliżająca się, żeby go roztrzaskać, i jeszcze szara mgła i szepcący głos. Miał ochotę płakać.
Nie płakać. Latać.
- Nie potrafię latać - powiedział Bran. - Nie potrafię, nie potrafię…
Skąd wiesz? Próbowałeś kiedyś?
Głos brzmiał wysoko i cienko. Bran rozejrzał się, żeby zobaczyć, skąd pochodzi. Razem z nim kołowała w dół wrona, leciała tuż za nim. - Pomóż mi - powiedział.
- Próbuję - odpowiedziała wrona. - A masz jakieś ziarno?
Bran sięgnął do kieszeni, tymczasem ciemność wirowała wokół niego nieustannie. Kiedy wyciągnął rękę, spomiędzy jego palców wypadły złociste ziarenka i zaczęły spadać razem z nim.
Wrona usiadła na jego dłoni i zaczęła jeść.
- Czy naprawdę jesteś wroną? - spytał Bran.
A czy ty naprawdę spadasz? - odpowiedziała pytaniem wrona.
- To tylko sen - powiedział Bran. Czyżby?, spytała wrona.
- Obudzę się, kiedy uderzę o ziemię - powiedział Bran do ptaka.
- Umrzesz, kiedy uderzysz o ziemię - oświadczyła wrona. Znowu zaczęła dziobać ziarno.
Bran spojrzał w dół. Teraz widział góry, ich ośnieżone szczyty i srebrzyste nitki rzek w ciemnych lasach. Zamknął oczy i rozpłakał się.
To na nic, odezwała się wrona. - Mówiłam ci, musisz latać, a nie płakać. Czy to trudne? Zobacz. Wrona wzbiła się w powietrze i zatoczyła koło wokół dłoni Brana.
- Ty masz skrzydła - zauważył Bran. Może ty także je masz.

Powered by MyScript