- Nie mogę panu niczego obiecać - rzekł Kunze...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Jeżeli zawsze żebrzesz w taki sposób — rzekł pan Ralf — dobrze wystudiowałeś rolę...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
— Zdaje się poruszać — rzekł do Mukiego...
»
Dziadek rzekł pół żartem, pół serio, iż Waleria na pewno wkrótce go opuści, ponieważ Fred mu ją zabierze...
»
— Lepiej się złożyło, niż przypuszczałem — rzekł siadając na fotelu i spoglądając na nią z wyraźnym zachwytem...
»
- Wszyscy odchodzą, bo muszą, ale wszyscy kochamy babcię - rzekł Szot...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
Serwer udzielił mu dostępu do swej pamięci jako Zygmuntowi Sygusiowi, ale w osobistym katalogu Zygmunta Sygusia Robert nie znalazł niczego ciekawego...
»
13 - A mówiłeś, że nie piszesz wierszy - rzekł Winicjusz zaglądając do środka - tu zaś widzę prozę gęsto nimi przeplataną...
»
Kapitan Giles milczał przez chwilę, po czym rzekł z powagą:- On w gruncie rzeczy nie jest złym gospodarzem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Zawsze jakichś paru reporterów waruje przed gma­chem. Mogą nie rozpoznać detektywa Schiffa, ale jeśli poznają, to z pewnością wywęszą, w jakiej sprawie tu przybył.
Dorfrichter zasępił się.
- Taki z niego uczciwy drań, że z ochotą wszystko im rozpowie.
- Nie jestem w stanie temu zaradzić. Osobiście prze­kazuję informacje reporterom w minimalnych ilościach. Z tego powodu stałem się obiektem ataków prasy i kry­tyki w Parlamencie, za mój, jak to nazwali, „brak współpracy”. Nie ma pan pojęcia, jakimi obrzucano mnie wyzwiskami.
Dorfrichter rzucił w jego stronę chytre spojrzenie.
- Są po mojej stronie. - I nie powiedział tego w formie pytania, ale stwierdził jako fakt.
Kunze pokiwał głową.
- Tak, na to wygląda.
- Ucieszą się, kiedy w końcu będzie mnie pan mu­siał uwolnić - rzekł porucznik, uśmiechając się złośliwie. - Co oczywiście opóźni pański awans na majora.
„Nie robię tego ze względu na awans” - chciał tu odpowiedzieć Kunze, ale się powstrzymał. Jakże tu tłumaczyć się z motywów przed człowiekiem, który był gotów zgładzić dziesięciu kolegów, właśnie z powodu awansu. „Czy naprawdę był do tego zdolny? - zasta­nowił się raptem kapitan. - Czy tylko on, Emil Kunze, jest jedyną osobą, która uparcie wierzy w winą Dorfrichtera? Każdy, kto miał styczność z tym śledztwem, przeżywał od czasu do czasu wątpliwości co do winy porucznika. Można było wyczytać to z oczu Stoklaski i Heinricha przy kilku okazjach”. Patrzył na twarz Dorfrichtera, uśmiechającą się do niego zza biurka, i żało­wał gorzko, że nie potrafi czytać w myślach ukrytych za tym gładkim czołem. W epoce, kiedy człowiek po­trafi już badać dno oceanów i strefy atmosfery, naj­bardziej nieprzeniknioną dziedziną pozostaje nadal umysł drugiego człowieka.
- Uparty z pana człowiek, Dorfrichter - zauważył Kunze. - Nie chce się pan jednak przyznać do prze­granej.
- Prędzej wolałbym stracić jedną lub obie ręce niż przegrać. Mam wielki szacunek dla pana wybitnego umysłu, ale odnoszę wrażenie, iż kieruje się pan prze­starzałymi już przesłankami. Wyznaje pan pogląd Josepha de Maistre, który powiada, iż „przegraną jest ta bitwa, o której myśli się, że się ją już przegrało, ponieważ bitwy w sensie fizycznym przegrać nie mo­żna”. Usiłuje pan złamać moje morale trzymając mnie w ścisłym odosobnieniu, nękając upiorami z przeszło­ści, z jakimiś błahymi romansami włącznie. Taka me­toda walki była może skuteczna w epoce Napoleona, ale nie w dzisiejszych czasach, kiedy Skoda konstruuje moździerz kaliber 305, a Krupp działo kaliber 420. Jeśli więc chce pan mnie pokonać, proszę wytoczyć największą armatę: dowieść, że posiadałem cyjanek i odbiłem na hektografie ulotki, i że to wszystko wysła­łem pocztą. Bez tego nie ma pan najmniejszej szansy przeciwko mnie. - Zamilkł. - Teraz, skoro wyjaśni­liśmy sobie wszystko, pozwoli pan, że usiądę?
- Naturalnie - zgodził się kapitan, speszony tym, że pozwolił więźniowi stać przez cały ten czas. Wyjął papierośnicę.
- Zapali pan?
Dorfrichter skorzystał z propozycji, po czym Kunze podsunął papierośnicę Stoklasce, który potarł zapałkę i przypalił nią wszystkie trzy papierosy.
- To podobno przynosi pecha, kiedy się jedną za­pałką przypala trzy papierosy - zauważył Dorfrichter. - Ale jeśli tak nawet jest, mnie to już nie grozi. Jestem na samym dnie. Jedyne wyjście to odbić się w górę.
 
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY 

Powered by MyScript